#4 Spinki, zaczepy, nerwy i obalanie mitów!(perspektywa Bartka).
Nareszcie kilka dni poświeciło słońce, woda na Margoninie w naszej ulubionej zatoce trochę się ogrzała, od kilku dni regularnie nęciliśmy i nareszcie w sobotę udało nam się pojechać na ryby i na dobre zacząć sezon na wielkim Jeziorze Margonińskim! No to lecimy...
Rano musiałem jechać na uczelnie, postanowiliśmy z Kacprem, że jak tylko wrócę to jedziemy nad wodę. Ostatecznie na łowisku byliśmy około godziny 17.
Rozwinęliśmy się, zanęciliśmy i wyrzuciliśmy zestawy. 3 wędki gruntowe, na 2 zestawach po 4 ziarnka kukurydzy, a na trzecim kulka proteinowa o smaku tutti frutti. o godzinie 17:50 oczekiwaliśmy już tylko na brania. Od samego początku rzuciło nam się w oczy jak na 40-50 metrze, ale z lewej strony spławiają się ogromne leszcze. Wszystkie nasze zestawy były rzucone w prawo w zatokę. Zaczynaliśmy myśleć, czy może nie spróbować czegoś przerzucić w miejsce tych spławów, mimo że tam nie nęciliśmy. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że to prawdopodobnie tarło leszcza i nie ma co kombinować, tylko lepiej poczekać. Godzina 19. My nie lubimy hałasu na rybach, ogólnie zawsze zastanawialiśmy się jak hałas wpływa na karpie, jak wpływają na to też inne zwierzęta (np. kaczki w łowisku). Zawsze mieliśmy wątpliwości czy ich obecność nie płoszy ryby. O godzinie 19 niedaleko nas przyszło kilkoro dzieci z prawdopodobnie ich rodzicami. dosłownie 10 metrów od nas, dzieciaki zaczęły krzyczeć w niebogłosy, do tego do wody zaczęły wrzucać kamienie, łomot straszny, widać że miały z tego ogromną radochę. Trwało to dosłownie jakieś 20 minut... Osobiście byłem gotów zwijać się i jechać do domu, dawno ostatnio się tak nie wkurzyłem.
B-Dobra to nie ma sensu, zwijamy się bo te dzieciaki są chore
K-Ty zawsze musisz na wszystko narzekać
B-No człowieku, one robią taki hałas, że mam ochotę sam w nie rzucić kamieniem... (to było mówione w nerwach, nic nie mam do dzieci!)
K-Uspokój się i czekaj...
B-Beka by była, jakby teraz coś wzięło
Minęła może minuta i.... pi, pi pi pii, swinger maksymalnie opadł. Kacper rusza do wędki, próbuje naciągnąć żyłkę, ale ona ewidentnie opada, zacina i.. nic. Pusto. Przynęta została na haczyku, więc Kacper po prostu bez żadnego kombinowania przerzucił wędkę. W momencie jak odłożył ją na podpórkach to.. piiiiiiiiiiiiiiiii, na drugiej wędce swinger maksymalnie się podniósł, i jeszcze zanim Kacper zdążył ją podnieść, to wygięła się dosłownie w pół, jeszcze na podpórkach, piękny odjazd.
K- Siedzi, duży jest!
B-Idę po podbierak!
Ostatnio kupiliśmy kamerkę sportową, nie jest może jakąś wysoką półką, ale daje się coś nagrać. Pobiegłem po nią, pobiegłem po podbierak, włączyłem ją i nagraliśmy ten hol. Ryba szybko wbiła się w lilie, które jeszcze nawet nie urosły na tyle, żeby wyjść na powierzchnie wody, taki podwodny las. Kacper walczył z zaczepem, kombinował, szarpał się i wreszcie.. udało się! Karp wyszedł z lilii! Co było dalej? Zobaczcie na filmiku :
Tak, jeżeli już zobaczyliście, to wiecie jak to się skończyło. W tym sezonie - Margonińskie Karpie 1-0 Karpiowa Jazda. Ciężko ocenić wagę ryby, nie był na pewno 2 kilogramowym maluszkiem, nie był też kolosem. Trudno, plus z tego taki, że potwierdziło się, że jeśli karp intensywnie żeruje, to naprawdę ciężko go przestraszyć. Lekko podłamani przerzuciliśmy wędkę, poszedłem dokarmić, no i czekamy dalej...
Godzina 20:30, minęło jakieś 30 minut od wyrzucenia wędek ... W łowisko zleciało się dosłownie stado kaczek. Jedna zaczęła wodować centralnie nad zestawami i trzepotać skrzydłami o wodę centralnie w miejscu, w którym leżały zestawy. Mówię do Kacpra - Ciekawe czy w takim momencie to ich nie płosz.... piiiiiiiiiiiii. Tak. Branie w momencie gdy to mówiłem, znowu szalony odjazd, znowu wędka wygięta w pół zanim jeszcze została zacięta. Zacinam - Siedzi! Mocno muruje, ale stwierdziłem, że przytrzymam go siłowo, żeby nie wszedł w lilie i udało się, wyprowadziłem go na wodę, dał naprawdę fajną walkę, po prostu cudowna zabawa, gdy już udało się go wyprowadzić. Odjeżdżał, szarpał i wylądowal w podbieraku. Piona, radość, zdjęcie!
Wychodzimy z wody, kładziemy go na matę i cieszymy się pierwszym wyciągniętym karpiem z Jeziora Margonińskiego w tym sezonie. Nie jest to kolos, nie jest to koń, ale bez dwóch zdań najładniej ubarwiony karp jakiego złowiłem. Zdjęcia tego nie oddają, ale on był dosłownie pomarańczowy. 3,6kg wagi, 56cm. Idealny na start!
Ta ryba dała nam ulgę, bo po spince czuliśmy dosłownie pustkę, ale udało się! Margonińskie Karpie 1-1 Karpiowa Jazda!
Idealny wypad, 2 piękne brania, 2 piękne walki, 1 wywalczona ryba, w tak trudnym terenie i na tak ogromnym akwenie, jak na kilka godzin to coś pięknego! Ale uwaga.. To jeszcze nie koniec!
Przerzuciliśmy wszystkie wędki, znowu poszedłem podkarmić, ale dosłownie po łyżce na zestaw. No i czekamy.
Godzina 21:15 - Nie minęło wiele, ledwo zdążyliśmy ochłonąć, zaczęło się już robić ciemno, piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
Kolejny odjazd! Wędka Kacpra, dosłownie widać było jak się trzęsie, jakby zaraz miała spaść z podpórek! Kacper biegnie ile sił do wędki, zacina, siedzi! Odwracam się, żeby pójść po podbierak, a gdy po niego szedłem usłyszałem tylko -" Spiął się!". Niestety. Kacper znów przegrał z walecznym Karpiem, z walecznym dzikim karpiem w liliach. Tym razem ciężko powiedzieć o jakiejkolwiek walce, bo ryba spięła się dosłownie po 10 sekundach, jeszcze podczas pierwszego odjazdu, no niestety. Kacper zaczął mieć wątpliwości, co robi źle, może źle dobrany przypon, zbyt tępy hak, no ale wydawałoby się że wszystko jest ok, po prostu pech. Nie wiem co musiał w tamtym momencie czuć Kacper, 2 brania 2 spinki, ale chciałem mu powiedzieć (nie pamiętam, czy powiedziałem) że do 3 razy sztuka!. No nic. Mimo wszystko jednego Karpia mamy, więc i tak udany wyjazd! Margonińskie Karpie 2-1 Karpiowa Jazda.
Kacper wyrzucił jeszcze tą wędkę, ja znów poszedłem dokarmić, wyrzucić resztę zanęty, bo już i tak zaczynaliśmy się zwijać (regulamin łowiska w maju pozwala łowić maksymalnie do godziny po zachodzie słońca, więc niestety nie mogliśmy zostać dłużej, ale pogoda i tak się psuła, zaczynało padać). Dokarmiłem, wyszliśmy na brzeg, żeby zacząć już ogarniać wszystko przy samochodzie i przyszykować wszystko do pakowania. Minęło może 10 minut, od przerzucenia wędki. Samochód prawie ogarnięty, cały czas dyskutujemy, dlaczego tak szybko spiął się ten karp, a tu nagle.. piiiiiiiiii. Tak, 4 branie tego dnia. Biegnę, ale Kacper krzyczy "moja" i faktycznie branie na jego wędce, znów niesamowity odjazd. Z samochodu do wędek mieliśmy jakieś 10-15 sekund biegu, także chwile to trwało, zanim Kacper zaciął wędkę, ale krzyczy, że siedzi! Mimo to, jakoś nie podchodziłem do tego z entuzjazmem, bo po tym czasie to ten karp był już totalnie wplątany w lilie, ale pomyślałem, że może faktycznie do 3 razy sztuka. Oczywiście ryba zaparkowała w podwodnym lesie kapelonów, ale Kacper się nie poddawał i ostrożnie starał się przeciągać konsekwentnie rybę przez lilie.
B- Czujesz go?
K- Nie
B- Może jeszcze siedzi tam
K- Kurde, nie wiem, cały czas powoli przechodzi, ale ryby nie czuje
Po kilku/kilkunastu minutach przeholowywania przez lilie wreszcie wyszedł, Kacper ściąga, widać żyłkę, ale mówi, że nie wie czy jest tam ryba, nagle krzyczy, że jest! Byliśmy głęboko w wodzie, blisko tych lilii i ryba zaczęła płynąć nam centralnie pod nogi, ale nagle wynurzyła się.
K- O kur.. on jest duży!
W momencie gdy go zobaczyłem intuicyjnie podstawiłem podbierak i ... Karp próbował zanurkować i odjechać, machnął ogonem dosłownie tak, że opryskał nas wodą, ale zanurkował prosto w podbierak! Mamy go! Co to była za radość, nie da się opisać jak się cieszliśmy, wiedzieliśmy, że to jest konkretna ryba! Wyszliśmy na brzeg, położyliśmy na matę i wreszcie możemy odetchnąć. Mierzymy - 80 centymetrów! Ważymy - 10,6kg!!! Nasz rekordowy karp na jeziorze Margonińskim (Dotychczas rekordem był pełnołuski, który jest opisany w pierwszym wpisie w naszym pamiętniku). Adrenalina była tak ogromna, że gdyby nie regulamin, moglibyśmy jeszcze zostać i stać w tej ulewie, a pewnie złowilibyśmy jeszcze przynajmniej jednego karpiszona.
Margonińskie Karpie 2-2 Karpiowa Jazda
To był zdecydowanie jeden z naszych najlepszych wypadów. Kilka godzin, a tyle się działo!
Teren w którym łowimy jest trudny, te lilie, łowiąc z brzegu naprawdę nie pomagają, a będzie tylko gorzej, gdy bardziej dojrzeją i zrobią się jeszcze twardsze. Staramy się szukać jakichś patentów, ale niestety, 100% skuteczności nie da się mieć. Całe szczęście, że Ryby na tym nie cierpią, bo jeszcze nie mieliśmy sytuacji, żeby któryś karp, nawet po szarpaninie w liliach, miał uszkodzony, czy rozerwany pysk. Teraz już jesteśmy pewni, że hałasy na powierzchni średnio płoszą wygłodniałe karpie, a kaczki w łowisku chyba wręcz zachęcają je do żerowania. To wszystko na dziś, w przyszłym tygodniu planujemy pojechać nad wodę tyle razy ile nam czas pozwoli, więc mamy nadzieję, że niedługo pojawi się tu kolejny wpis! Pozdrawiamy serdecznie!