19 lutego 2016 r. rozpocząłem oficjalnie swoje tegoroczne "polowanie na smoki". Wprawdzie w ubiegłym tygodniu byłem 10 h nad wodą, ale brania się nie doczekałem, więc uznajemy, że była to sesja zwiadowcza
Wytypowanie miejscówki było naszym priorytetem i poświęciliśmy tej czynności przeszło trzy godziny, gdyż mieliśmy tam spędzić najbliższe dwie noce.
Pogoda zapowiadała się jak na luty bardzo pozytywnie: +12°C za dnia i +8°C w nocy; wiatr w porywach do 20 km/h.
Od wytypowania miejscówki każda następna czynność była już walką z czasem, by zdążyć przed nocą.
Wytypowaliśmy pierwszy zakręt rzeki zaraz za spiętrzaniem wody.
Pierwsze godziny były bardzo spokojne - zero brań, zero wskazań, więc mogliśmy na spokojnie przygotować arsenał.
Same smocze przysmaki
Ruszyła masowa produkcja torebek PVA
Pierwsza porcja na pierwsze godziny
Zasiadka rozpoczęła się od godziny 15 dn. 19.02.2016. Przez pierwsze 15 godzin była cisza, która miała koniec o godzinie 4:20 rano dnia następnego. Potężny odjazd i ryba wybrała sporą ilość żyłki ze szpuli nim wybiegłem spod parasola. 10 minut holu i na macie melduje się mój pierwszy w życiu smok.
Byłem mega podekscytowany, gdyż udało mi się zrealizować tegoroczne postanowienie. Mam przed sobą jeszcze 26 godzin zasiadki, więc przerzucam zestawy i wracamy do gry
Kolejne godziny były ciągłą walką z deszczem, którego miało nie być i silnym, wiatrem który był stanowczo silniejszy niż przewidywała prognoza.
O godzinie 9 wieczorem - to, co było znośnym wiatrem i deszczem, przeobraziło się w piekło, latające parasole, spadające z podpórek wędki to tylko początek atrakcji, wiatr w porywach przekraczał 60 km/h.
Z każdym kwadransem ubywało wędkarzy, którzy nie byli odpowiednio przygotowani.
Pomimo osiągnięcia celu postanowiliśmy przeczekać piekło w namiotach.
Od ostatniego brania upłynęło 15 godzin. Ciszę w braniach przerwał jeszcze większy smok, z którym walczyłem też coś koło 10 minut, ale które poprzez panujące warunki wydawał się wiecznością.
Ten smok mierzył 73 cm i tym samym poprawił mój życiowy rekord o całe dwa centymetry.
Podczas holu wiatr z wiejącego nam w plecy zmienił się na wiejący nam w twarz - postanowiłem wykorzystać okazję i zmienić taktykę. Od teraz łowimy spod siebie 20 do 25 m od brzegu (łowiliśmy na wodze podniesionej od przeciętnego stanu o ponad 5 metrów
) - zaczynamy grubo nęcić.
Do wody trafia koło pół litra marynowanych konopi i miks zanęty i pelletów w podwójnej ilości.
Doprawione duża ilością czosnku granulowanego.
Zmiana taktyki zaowocowała braniem o 4:25 rano, walka jednak nie była prosta trwała już dłużej, bo aż 30 minut i była serią odjazdów aż po stanowiska sąsiadów, jednak pewność w użyty sprzęt pozwoliły zatrzymać przeciwnika i skończyć z największym smokiem wyprawy ogromną bestią mierzącą 78 cm na macie.
Jako ostatnia zameldowała się o 6:30 najmniejsza smocza dama która mierzyła 65 cm. Hol był pełen zrywów i "murowań" - była to wisienka na torcie tej wyprawy. Lepiej już być nie mogło.
Poniżej zdjęcia przedmiotów użytych podczas tej wyprawy do zbudowania zestawu i stanu wizualnego sprzętu już po wszystkim
Była to najbardziej hardcorowa, ekstremalna i najlepsza sesja w moim życiu. Wszystko dzięki Danielowi, który wyskoczył z nami na tę sesję. A właśnie, "z nami", bo moim najwierniejszym kompanem i osobą, która podbierała trzy pierwsze ryby była moja dziewczyna
, która przeszła z nami przez to piekło
Jeżeli się podobało to czekajcie na następne wyprawy