Ostatnio coraz więcej wędkarzy zaczyna wspominać w swoich wpisach na portalach społecznościowych, że PZW powinno upaść. Dzieje się tak między innymi dzięki programom Anity Gargas w TVP, które to dwa odcinki dotyczyły PZW i spowodowały mocne zburzenie. Nie brakuje głosów bardzo ostrych, na związku większość wiesza psy, spora część wędkarzy też otwarcie przyznaje, że nie opłaca już składek, niejako w proteście (bo czasami bezrybie okręgowych wód i atrakcyjność łowisk komercyjnych jest tu głównym powodem). Ogólnie wieszczy się rychły upadek związku i co mnie najbardziej zaskakuje, wielkie zmiany na lepsze jakie po tym upadku nastąpią. Cóż za optymizm!
Zastanówmy się wpierw, jakie przywileje ma PZW. Oczywiście, wody sa może słabe pod względem rybostanu, jednak jakby nie było, trzeba obiektywnie spojrzeć na to co mamy jako członkowie związku. Przede wszystkim jest to ilość wód jakie są dzierżawione od państwa i innych podmiotów czy instytucji. PZW to główny dzierżawca wód w Polsce, zwłaszcza tych państwowych. To jest najważniejsze - dzierżawca, o ile wywiązuje się ze swych obowiązków (przestrzeganie operatu), może wystąpić o automatyczne przedłużenie dzierżawy. Czyli nie organizuje się kolejnego przetargu, co sprawia, że wiele wód bardzo atrakcyjnych, należy wciąż do wędkarzy. Większość jezior, rzek i zaporówek jest w rękach Polskiego Związku Wędkarskiego.
Idźmy dalej. Pomimo podziału na okręgi, każdy wędkarz ma prawo do połowu na danej wodzie (o ile nie jest to łowisko specjalne, gdzie obowiązują specjalne przepisy). Więc może trzeba dokonać dodatkowej opłaty, jeżeli nie ma porozumień między okręgami, jednak można tam wędkować. Niby mały szczegół - jednak gdyby to były wody stowarzyszeń lub komercje, to nie mielibyśmy tam wstępu lub byłby on ograniczony, zależny od właściciela, jego planów lub 'widzimisię'. Są na przykład zbiorniki prywatne, gdzie właściciel sam ocenia wędkarzy czy mogą u niego łowić czy nie. Na przykład brak kołyski karpiowej, kompana lub grubej bardzo żyłki może spowodować, że będziemy musieli się spakować i odjechać, czasem wystarczy nie przyznać opiekunowi czy właścicielowi 'racji'.
Kolejna rzecz jaką mamy w PZW to wędkarstwo sportowe. Może niewielki procent wędkarzy bierze udział w różnego rodzaju zawodach, jednak mamy tu całą game imprez, dla spławikowców, feederowców, karpiarzy, wędkarzy muchowych czy morskich. Oczywiście wiele imprez jest drogich a ryb mało, jednak jest możliwość rywalizowania z najlepszymi, można też liczyć na szkółki, które uczą juniorów jak łowić sportowo. Trudno o to na łowiskach komercyjnych lub wodach stowarzyszeń.
Kolejny plus związku to jego duży zasięg i siła oddziaływania. Oczywiście władze to często 'wąsate dziady', wędkarsko wciąż będący w PRL-u, do tego będący częścią lobby rybackiego, jednak mają sporą siłę wpływania na rządzących, urzędników. Związek zrzeszający około 600 tysięcy wędkarzy to potężna moc. To największy związek hobbystyczny w Polsce, i można tu wiele ugrać.
No i wspomnieć należy o majątku jaki posiada PZW, na który składają się budynki, stanice wędkarskie, ośrodki zarybieniowe, wody wykupione na własność. Jest największy magazyn wędkarski - Wiadomości Wędkarskie, duży portal związku. To naprawdę sporo.
I teraz pomyślmy, PZW, upada, co się z tym wszystkim dzieje?
Mamy tu kilka opcji co się może wydarzyć, rozpatrzmy kilka z nich:
Opcja pesymistyczna (najbardziej prawdpodobna). Majątek upadającego związku zostanie przejęty przez tych co są obecnie u władzy. Będą mogli się oni na tym uwłaszczyć, dokonać różnego rodzaju przekrętów. To oni dysponują 'papierami', mają wciąż wielkie znajomości. Tak więc może być tak, że prezesi okręgów, dyrektorzy biur okręgów spadną na cztery łapy a nawet będa się mieli jeszcze lepiej. Na szybko zawiązana spółka może przejąć aktywa związku, i dalej sprzedawać wędkarzom prawo do korzystania z danych wód, oczywiście nie wszystkich, bo tylu nie utrzymają. Wody zostaną wystawione na przetarg, i część z nich przejmie spółka działaczy, resztę zaś przejmą stowarzyszenia, rybacy lub osoby prywatne. W praktyce oznaczać to będzie ograniczony do nich dostęp lub wręcz jego brak. Na pewno więc będzie drożej, do tego nie wszędzie będziemy mieć prawo wstępu. Czy ryb przybędzie? Jest to sprawa mocno wątpliwa.
Opcja umiarkowana. Większośc wód po upadającym PZW w oręgu przejmą wędkarze okręgu, w jakiś sposób mogący przedłużyć dzierżawy (państwo pójdzie im na rękę). Jednak nie wszystkie wody będzie można utrzymać w posiadaniu, i przetargi będą koniecznością. Do tego nie będzie wystarczająco dużo pieniędzy aby zadbać o wszystko, tak więc może być ciężko na początku lub wręcz nie da się wszystkiego ciągnąć. Bardzo możliwe są też podziały i walki wewnętrzne, co oznaczałoby kolejne rozdrobnienie. Wtedy znów mielibyśmy ograniczony dostęp do wielu wód i raczej na pewno wyższe składki.
Opcja optymistyczna (najmniej prawdopodobna). Państwo zareaguje, wychodząc wędkarzom na przeciw, dając im swobodny dostęp do wód, za opłatą oczywiście. Jednak główny ciężar gospodarki zbiornikami przejmą Polskie Wody, sprzedające pozwolenia. Tu jednak odpadną różnego rodzaju wody które nie są własnością państwa, będą więc przetargi lub lokalne przejęcia, przez stowarzyszenia lub grupy wędkarzy. Raczej będzie drożej, choć można liczyć, że rząd będzie chciał rozpieszczać wędkarzy aby mieć lepsze wyniki podczas wyborów, nie żądając wygórowanych sum. Ta opcja jest praktycznie nierealna, gdyż polskie państwo nie ma mechanizmów jakie pozwalałyby na prowadzenie przez nie gospodarki wodami. Obecnie wszystko jest przystosowane do tego aby oddać daną wodę użytkownikowi, tak aby on ponosił za wszystko odpowiedzialność. Polskie Wody nie mają żadnego zaplecza aby ogarnąć np. takie zarybienia. Ciężko im jest je kontrolować, co dopiero przeprowadzać.
Tak więc czy upadek PZW może nam wędkarzom, w czymś pomóc?
Według mnie absolutnie nie. Likwidacja związku to droga do utraty większości przywilejów, przede wszystkim zaś dostępu do wód, których związek ma bardzo dużo. Czyli - może się okazać, że nie mamy gdzie łowić. Jeżeli prywatni właściciele przejmą wody, a zaliczać należy do nich różnego rodzaju stowarzyszenia, to może się okazać, że za wędkowanie przyjdzie nam słono płacić, do tego nie wszędzie będzie wstęp. Kolejna ważna rzecz - najlepiej na upadku PZW wyjdą ci co steruję okręgami, a więc sitwa działaczy, przyspawanych do stanowisk od lat. Wielu z nich nie jest w ogóle wędkarzami i w PZW robią kasę, kombinując jak najwięcej ugrać dla siebie. To oni się upasą na wędkarzach, to oni mają wiekszość atutów. Wędkarze startować będą z dalszej pozycji i raczej skazani są na przegraną.
No i właśnie, czy wędkarze będą mogli się zjednoczyć i przejąć spuściznę po PZW? Póki co jest to niemożliwe. Jesteśmy strasznie podzieleni i często skłóceni. Nie ma żadnej organizacji, która jest naszym przedstawicielem, więc lobby rybackie, a więc IRŚ, rybacy i wierchuszka obecnego PZW, będzie miała najwięcej do powiedzenia, zwłaszcza, że nie będzie miała prawdziwego przeciwnika. Tam jest komu zrobić 'badania', napisać operat. Do tego ci sami, co piszą operaty dla rybaków, będa je zatwierdzać. Więc mamy wiele rzeczy ustawionych. Pamiętajmy, że PZW nie upadnie w przeciągu godziny, nagle. Ci co są u sterów będą o wszystkim wiedzieć dużo wcześniej, będą mieli czas aby się przygotować do przejęcia majątku związku, najlepszych wód. Jeżeli Bedyński, pomimo wprowadzenia rybaków na Zalew Zegrzyński wygrywa wybory na stanowiska prezesa związku w cuglach, to dlaczego nie miałby mieć poparcia jako prezes nowej spółki rybacko-wędkarskiej? Przecież wielu pójdzie za nim, bo on im obieca miejsce przy korycie, jak robi to teraz.
Mam nadzieję, że wielu 'reformatorów', którzy upatrują naprawy sytuacji polskich wód w upadku PZW, pójdzie po rozum do głowy i pomyśli, co się może stać jak związek przestanie istnieć. Jak wiele mamy jako wędkarze do stracenia. Tak, wody sa może słabe, może jest sporo osób we władzach, które tam być nie powinny, ale to jest coś co możemy zmienić. Możemy jako członkowie związku oddać głos na tych co są prawdziwymi wędkarzami i reprezentują nasze interesy, usuwając ze stanowisk tych, co nie powinni tam być. Można w krótkim czasie sprawić, że związek stanie się wędkarski. Przede wszystkim można uzdrowić swój okręg, swoje koło i lokalne wody. Jeżeli uzdrowi się PZW, można wtedy mieć olbrzymi wpływ na rząd i instytucje rządowe. Można lobować, wnioskować o korzystne zmiany w prawodawstwie. Można też kształtować świadomość wędkarzy, jest przecież magazyn wędkarski, prężny portal. Są więc wszelkie narzędzia jakie można sobie wyobrazić. Trzeba 'tylko' usunąć ze stanowisk wąsatych dziadów, tych co dbają o własny tyłek, nie zaś o wędkarzy, których interesy powinni reprezentować.
Ważne jest też to, że jeżeli nie będziemy zjednoczeni i przygotowani na zmiany, to nie będziemy o niczym decydować, jedynie przyglądać się temu, co nam zaoferują inni. A wielu rybaków marzy o przejęciu łowisk PZW, podobnie jak prywatnych właścicieli, którzy mogliby robić z daną wodą co im się podoba. Nie muszą wcale chcieć tam wędkarzy! Do tego skąd to przekonanie, że państwo po upadku PZW nam wędkarzom coś 'da'? Nic na to się nie zanosi, naukowcy rybaccy rysują nasz obraz jako tych co szkodzą wodom, stawiając nas na równi z kormoranami. Dlaczego więc miałoby być lepiej? Do tego skłóceni nie będziemy mówić jednym głosem, a jak jest wiele opcji, to wygrywa najsilniejszy, a my nim nie jesteśmy. Tak więc według mnie jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że stracimy bardzo dużo, zysku żadnego nie będzie.
A co WY o tym sądzicie?