Na wodach stojących wiatr, fala i prądy są często naszymi wrogami. Przeszkadzają one w utrzymaniu przynęty w miejscu, co jest szczególnie ważne, kiedy poławiamy ryby zbierające pokarm z dna.
Oczywiście, najlepszym sposobem byłoby założenie innego spławika, innego obciążenia itp.
Załóżmy jednak, że nie zmieniamy zestawu.
Łowimy sobie lekkim 2,5-gramowym wagglerem z dociążeniem. Jest spokojna woda. Łowimy z dna. Nagle zrywa się silniejszy wiatr i zestaw zaczyna dryfować.
Ja w ubiegłym sezonie stosowałem następujący sposób.
Zwiększałem grunt na tle, by znajdująca się wcześniej 5 cm od dna śrucina sygnalizacyjna znalazła się na dnie wraz z kolejną śruciną umieszczoną jakieś 15 cm nad tą pierwszą. Tak więc w sumie zwiększałem grunt o ponad 20 cm.
Spławik rzecz jasna wynurzył się wtedy bardziej. Po zatopieniu żyłki i odłożeniu na podpórki, napinałem żyłkę, aż do przytopienia spławika do pożądanego poziomu. Przy silniejszym wietrze, sam prąd, napierając na żyłkę, przytapiał spławik.
Była to więc taka metoda „Laying on”, którą opisałem w artykule o braniach podnoszonych. Tutaj również brania były w większości podnoszone i spławik wyskakiwał, kiedy ryba podniosła przynętę z dna i poluzowała napięcie między kotwicą a spławikiem.
Często jednak zdarzało się tak, że spławik wyskakiwał, a zacięcie było puste. Być może wyskakiwał, bo kotwica się przesunęła na dnie lub przynętę szarpnęła drobna ryba.
W tym sezonie przygotowałem sobie specjalne przypony na wietrzną pogodę.
Zwykły przypon zawiera jedną śrucinę sygnalizacyjną jakieś 10-15 cm od haczyka. Przypony na wiatr zawierają dwie takie same śruciny: pierwsza 10, zaś druga 20 cm od haczyka. Kiedy tworzą się silne prądy i położenie na dnie 10 centymetrów przyponu w standardowym przyponie nie wystarcza, by utrzymać zestaw w miejscu, zmieniam przypon. Po zmianie przyponu zwiększam odpowiednio grunt, tak aby pierwsza od haczyka śrucina leżała na dnie, zaś druga znajdowała się tuż nad dnem. Jako że druga śrucina posiada taką samą gramaturę, co śrucina w przyponie standardowym, spławik pozostaje tak samo wyważony.
Ważnej jest, żeby przy takim agresywnym kotwiczeniu i hamowaniu zestawu spławik posiadał pewne minimum wyporności antenki. Napierająca na spławik i żyłkę woda, będzie powodowała zanurzanie się pod wodę zbyt delikatnych spławików. Ja nawet przy braku uciągu stosuję spławiki z antenkami o średnicy 4 mm. Uważam, że przy kotwiczeniu zestawu taka średnica to minimum. Oczywiście ważne jest też to, ile tej antenki wystaje nad wodę. Jeśli ktoś wystawi nad wodę 1 cm i zakotwiczy zestaw, to z pewnością antenka szybko zniknie pod wodą. No, chyba że jest to 1 cm końcówki o średnicy 6 mm
Moje zdanie jest takie, że jeśli ktoś, mimo dużego wiatru, decyduje się na łowienie spławikiem, to nie należy bać się dużego spławika, znacznego przegruntowania, dużych obciążeń na dnie. Wiadomo, zestaw staje się wtedy o wiele mniej czuły. Jednak w takich warunkach lepiej zarejestrować jedno branie na dziesięć, niż nie mieć żadnego z powodu przesuwającego się zestawu.
Ciekaw jestem jakie są Wasze sposoby na zatrzymanie zestawu i jak Wy radzicie sobie w takich sytuacjach.
Być może uda się zebrać wszystkie ciekawe porady, metody i skleić z tego jakiś kolejny artykuł