Bardzo mnie ostatnio zaciekawił surfcasting. Na razie tylko teoretycznie. Praktykę rozpocznę w przyszłym roku.
Do założenia tego postu skłoniło mnie rozpoczęcie tutaj dyskusji:
http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=12495.msg359635#msg359635Czyli kwestia tego, że w morzu ludzie stosują jaskrawe ciężarki, różne kolorowe paciorki na przyponach, by zwabić rybę. I to działa. Podobno.
A w wędkarstwie rzeczno-jeziorowym staramy się jak najbardziej zamaskować zestaw. Choć jednocześnie dajemy często jaskrawą przynętę. Trochę jedno drugiemu przeczy, nie?
Skąd taka różnica w podejściu?
Można chyba śmiało założyć, że surfcasting i np. karpiarstwo to dziedziny, które rozwijały się całkowicie osobno. Ale tutaj i tutaj chodzi o łowienie ryb, a przecież ryby morskie i słodkowodne "myślą" raczej bardzo podobnie.
Albo co powiecie na taki myk. Mamy setki filmów uczących, jak daleko zarzucać zestawy karpiowe. Patrzymy sobie na filmiki dotyczące zarzucania z plaży i zonk. Zupełnie inaczej to robią i rzucają znacznie dalej!
Zobaczcie np. taki rzut:
Dlaczego nikt w karpiarstwie tak nie rzuca? Kij znacznie lepiej się tak ładuje.
Kolejna kwestia - przynęty.
Kurcze, czy w surfie czas się zatrzymał? Robale i filecik. Koniec.
Czy oozing o rybnym zapachu nie będzie lepszy? Czy polanie przynęty lavą czy goo nie da takich samych efektów jak w rzece? Nie zwabi ryby smugą zapachową do przynęty?