Wody PZW z reguły są ubogie w ryby ,ale to mnie właśnie tylko bardziej motywuje ,każdy łowi jak chce i gdzie chcę, ale nie ma co porównywać rybek łowionych na PZW z rybkami z komercji bo jak dla mnie to inny świat w ogóle jest
Tomek, ale czy zadałeś sobie pytanie, czy wody PZW to coś normalnego?
Co jest sztuczne, zdewastowana zarybieniami i odłowami woda PZW, czy komercja, która często jest samoregulującym się zbiornikiem no kill? Tak było w naturze właśnie dawniej. Jak dla mnie i jedna i druga woda nie ma nic wspólnego z normalnością. Nie rozumiem tego obnoszenia się z 'zajebistością' wód PZW, które są po prostu sztuczne. Karpia w polskich wodach normalnie nie ma, pochodzi on z zarybień, to samo z amurem. W polskich rzekach jest jaź, którym zarybia się od x lat. To też nasza polska typowo ryba? Zawsze była tak liczna?
Czy myślicie, że wody w UK brzanowe są naturalne? Brzana na Trencie została wprowadzona ponad 40 lat temu, na Wye z 50. Na Trencie jest całkiem juz inna struktura rybostanu niż 30 lat temu. I co, nagle można uznać, że wszystko jest OK? Nie do końca... Na Wye zaś zarybienia brzaną i kleniem spowodowały załamanie się populacji pstrąga, troci czy łososia. Nie wiadomo jaki wpływ na to miały same odłowy łososia, którego tłuczono na maksa, od jakiegoś czasu dopiero wzięto go pod ochronę, to gatunek zagrożony.
Powtórzę, leszcz na większości wód powinien być tak liczny, ze jego złowienie na większość przynęt nie powinno nastręczać żadnych trudności, i mówię o sztukach 50+ cm. W wielu warunkach powinny być to wagi od 30-40 kilogramów na sesję wzwyż. Czyli łowienie jak na typowej komercji. Tutaj zaś trzeba stosować taktyki z piekła rodem, polegające na robieniu chmur, srur i tak dalej aby coś 'wydłubać'. Naprawdę, jeszcze na Mazurach 40 lat temu ponad rybacy mieli kłopot z wyciąganiem sieci, tyle tej ryby było. A teraz?
Więc po co pisać o wyższości wód PZW? Jak dla mnie to odzwierciedlenie tego jak zdegradowaliśmy własne wody. Nazywanie ich dzikimi jest często śmieszne, to jak wypuścić świnię do lasu (rasa polska biała długoucha na przykład) i po kilku latach mówić, że to dzik, i być z tego dumnym, że takie 'odyńce' biegają po naszych lasach.
Na zlocie WMH, 8-9 lat temu, jeden z wędkarzy złowił lina 35 cm i prawie tańczył z radości. Ja wtedy miałem praktycznie szczękę na ziemi, bo nie miałem pojęcia, że tak zniszczono jego populację w Polsce. Polski, rodzimy gatunek, popularny wszędzie, okazał się wybity i to tak bardzo, że ktoś miał radochę na maksa, a nie był to wędkarz co rozpoczął wędkowanie. To była eksplozja radości, i oczywiście rekord. Czy zastanawialiśmy się ile tej ryby powinno być w naszych wodach? Wg mnie właśnie tyle ile na wielu komercjach.
Do tego dochodzi jeszcze inna sprawa. Kto te wody spustoszył? Trzęsienie ziemi, zaraza? Nie, zrobiło to złe prawodawstwo i wędkarze, czyli w skrócie 'PZW'. Od lat 90-tych już bowiem powinno się naciskać na zmianę tej cholernej ustawy, zaś sami wędkarze powinni rozumieć, co sami wyrabiają. Nic z tego. Dziś trzeba więc tłumaczyć jak dziecku wielu, co jest słuszną gospodarką, że trzeba siać aby zbierać, że zarybienia to nie jest żadne rozwiązanie, tylko niszczenie wód, osłabianie materiału genetycznego naszych rodzimych gatunków. I teraz karp z PZW ma być lepszy od tego z komercji? Niby na jakiej podstawie?
Jest go trudniej złowić, i to jest fakt, bo jest go mniej. Ale to tak samo sztucznie wprowadzona ryba. Nie róbmy z niej polskiego gatunku
Piszę to dlatego, aby uświadomić, ze sami zmieniliśmy polskie wody. Więc jaki jest powód aby bronić się przed próbami introdukcji takich brzan na komercjach? Tu bowiem mamy aspekt inny, może obecność tego gatunku uświadomi innym, że populacja brzany w polskich rzekach ulega załamaniu? Wielu na oczy nie widziało brzany, więc może w czymś to pomoże? Nie ma sensu oczywiście robić akcji z cyklu 'uwolnić orkę'
Kolejnym aspektem jest ratowanie samego wędkarstwa. Bez komercji dziś jak by ono wyglądało? Kołem napędowym obecnie polskiego wędkarstwa są komercje, wody no kill, karpiarstwo. Dzięki temu mamy no kill i inne podejście. Bez tego śmiało można mówić rybactwie za pomocą wędki. Dlatego powinniśmy się cieszyć, że są. Do tego nie wiem ilu z Was wie, ale na Śląsku zarybienia pstrągiem wód PZW są normalne, idzie on do mniejszych wód i jest typowym mięchem, jak karp. Ot , dzikie wody PZW
W takich Niemczech zaś jest masa komercji z pstrągami. Co kraj to obyczaj.
Tak więc czy brzana powinna być w łowisku komercyjnym? Wg mnie nie za bardzo, i wcale tu nie bronię tego ( w artykule pisałem, ze bym 'spróbował', ale chodziło o jej małą ilość, na jednym z kilku zbiorników)a. Nie osądzajmy wiec pewnych rzeczy zbyt mocno. Bo jesiotr to też ryba z rzeki, która jest coraz bardziej popularna, a na takiej Sielskiej Wodzie była numerem jeden, bo zarybiono nią, 'na pałę', bez pojęcia co się stanie, że wyprzedzi inne ryby w drodze do żarcia, w tym innego żarłoka u nas normalnie nie występującego, karpia. A w przypadku komercji nie wieszajmy na nich psów, bo są często bardziej naturalne, pod względem ilości ryb, niż wody PZW, które są obrazem nędzy i rozpaczy i fatalnym dla nas świadectwem, przykładem negatywnej działalności człowieka. Chwaląc je, wspieramy patologiczne podejście do wód, i nie chodzi mi o samo zabieranie, ale również o poleganie na zarybieniach. Nikt tak nie robi w Europie, tylko my. Warto też zerknąć na wody czeskie, zarybiane masowo karpiem. Jest tam bogactwo i różnorodność, pomimo wielkiej ilości ryby, która rzekomo powinna niszczyć wodne ekosystemy. Ano tak się składa, że jak się tak mocno eksploatuje rybostan, to właśnie takie zarybienia mogą przedłużyć życie innym gatunkom (zabiera sie karpia właśnie a nie taką brzanę). U nas za to wskazuje się na szkodliwość karpia, pomijając inne fakty, jak szkodliwość zarybień, które osłabiają DNA rodzimych populacji i chodzi mi o gatunki
rozmnażające się w polskich wodach. Wędkarze nie rozumieją, że aby zarybić dobrze, trzeba by pobrać materiał do rozrodu z danej wody i nią tyko nim zarybić. Musi być tanio, więc na takie zbytki nie ma kasy. A potem mamy to co mamy, jednego ichtiologa na sto wód w okręgu. Nawet na Mazurach ryb jest brak. Fatalna sytuacja dawniej troci z polskich wód północnej Polski to właśnie przykład co robą zarybienia, gdzie spora część populacji jest chora. Musimy więc mieć jakieś stałe stanowisko, nieprawdaż?
Ja bym uznał karpia z wielu wód PZW za znacznie trudniejszego do złowienia niż na komercji, ale tylko z racji jego ilości, i mówimy o dużych sztukach tylko.
Więc trzeba się bardziej postarać, mocniej popracować, choć nie zawsze. Ale nie róbmy z niej wody normalnej, bo to degradacja maksymalna raczej.