Wczoraj zaliczyłem debiut w sezonie 2020, nietypowo jak dla mnie, bo na wodzie stojącej. Woda lodowata, rybki chimeryczne, ale udało mi się wypracować kilkanaście brań. Łowiłem z przeciążonym crystalkiem, metodą laying-on. Ryby weszły w łowisko po ok. godzinie,a wcześniej do wody wystrzeliłem trochę pinki i gotowanych konopii. Przez 4 godziny wędkowania wrzuciłem tylko 3 kulki czystej zanęty, wielkości dużego orzecha włoskiego. Ryby (głównie płocie, trafiła się wzdręga i 2 krąpie) brały falami - 15-20min dobrych (choć często delikatnych) brań i 40-60min ciszy. Sprzęt i zestawy których używałem nie były zbytnio finezyjne, ale chciałem sprawdzić jak się to spisze w takich warunkach i trzeba przyznać, że wyszło ok. Będę natomiast kombinował z odchudzeniem przyponów i haczyków. Jedyną słuszną przynętą okazała się ochotka, zakładana na mikro-gumkę w pęczkach. Pinka dużo gorzej, pasta anyżowa i czerwone robaki nie dały brań, pelletu nawet nie próbowałem. Efektem było kilkanaście rybek, kilka nawet grubszych. Dotleniłem się, trochę zmarzłem i o to chodziło, a co najważniejsze - byłem na rybach
.