Leszczowy terror, rekordowa płoć i lin, złamana sztyca06.08.2020, łowisko Rybołówka.
Wczoraj wybrałem się na dawno nie odwiedzane prze mnie miejsce. Ostatni raz łapałem tam 2 lata temu i byłem bardzo ciekaw jak wygląda rybostan. Ryby nie są tam odlawiane na zimę, tylko można powiedzieć, że zarybienie sprzed kilku lat w pewien sposob już zdziczało i wycwanili się
Podzielę łowienie na 3 osobne historie, bez chronologii.
Leszczowy terror. Nigdy nie byłem fanem leszcza, jego widok na końcu zestawu nie wprawiał mnie w stan euforii, więc wyobraźcie sobie jakim mistycznym przeżyciem było dla mnie złapanie wczoraj ponad 30 leszczy... Na szczęście były to sztuki między 45 a 50 cm i ok 1,2 kg każdy... Dziady brały wszędzie, nawet pod krzaczkiem, i na wszystko, nawet na zestaw helikopterowy z białymi robakami. Nawet je wczoraj polubiłem ale w nadmiarze mogą przyprawić o ból głowy...
Rekordowa płoć i linA osłodę wczorajszych leszczowych tortur była płoć 34 cm i lin 49 cm które są od wczoraj moimi nowymi rekordami. Zwłaszcza płocie dały mi wczoraj dużo radości, bo złapałem ich 5 (sztuki od 32 do 34 cm) które pokazały mi prawdziwy festiwal sztuczek. Nury, zygzaki, nawet skoki nad wodę. Wachlarz sztuczek jakimi dysponują płocie jest naprawdę ogromny a mimo wagi lekkiej, potrafią nie jeden numer wyciąć wędkarzowi. 5 płoci złapałem, 2 się wypięły, na pewno nigdy nie można ich lekceważyć i warto być czujnym. Lin 49 cm był ostatnia ryba, piękna ponad 2 kg sztuka, która wbrew pozoru walczyła przez 5 sekund, gdy wędka była jeszcze na podpórce, a potem wyjechał z wody niczym leszcz... Jeszcze 1 cm brakuje do magicznych 50 cm...
Złamana sztycaNiestety na zestaw płociowy dwa razy trafił się kolega jesiotr. Nie przepadam za nimi, i wolałbym ich nie łowić nigdy jeśli miałbym taki wybór. O ile jeszcze pierwszego udało mi się w miarę szybko i sprawnie spiąć, to przy drugim miałem za plecami cały tabun dzieci które sikały po majtkach bo dla jednego był rekinem, a dla innych delfinem... Normalnie miałbym go tam gdzie i pierwszego ale dla tych dzieci postanowiłem go wyjąć z wody... Hol jak to zwykle trwał ok 10 minut, a do podebrania poprosiłem o pomoc dziadeka jednego z dzieci. Mówiłem mu, jesiotr do podbieraka i przyciągnąć do brzegu. Plan się udał, ale przy brzegu dziadek pod wpływem dzieci dźwignął sztyce z podbierakiem bo chciał jesiotra wyciągnąć z wody. Ryba ponad metr, plus duży kosz z mokra siatka dało ponad 12 kg.. Sztyca nie wytrzymała.... Jakby tego było mało to za plecami miałem kilkanaście dzieci z których połowa stała z telefonem i nagrywała wszystko... Szybkie odhaczenie, pompowanie jesiotra i koniec przygody.
Dziadkowi odpuściłem, od razu wnuki stanęły w jego obronie a też i to ja prosiłem go o pomoc.
Na pewno tam wrócę ale na jesień. Wynik ponad 40 kg ryby cieszy, szkoda podbieraka, a i klimat z telefonami przy pysku nie podoba mi się za bardzo....