Autor Wątek: Rejestry połowów - zło czy konieczność?  (Przeczytany 7359 razy)

Offline mirgag

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 829
  • Reputacja: 136
  • Płeć: Mężczyzna
  • Mirosław
  • Lokalizacja: Głogów - Zielona Góra
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Rejestry połowów - zło czy konieczność?
« Odpowiedź #15 dnia: 15.06.2015, 12:34 »
„Jakby było, to byśmy mieli świetne łowiska.  Jak to zmienić? Oto jest pytanie. Dlaczego Czesi maja takie wody a my nie? Kolejne pytanko...”
Zadałeś Lucjanie świetne pytanie? – ale mi się ładnie zrymowało…
Ale gdybym miał konkretną odpowiedź, na pewno bym się z Tobą podzielił. Mało, może razem zrobilibyśmy na tym interes.
Chociaż Ci odpowiem. Jeśli Czesi mają taką super organizację i takie super łowiska, należy od nich te pomysły kupić. Po prostu, zapłacić w wdrożyć u nas. Proste?
 
Inaczej też nie ma odpowiedzi, ponieważ nie znamy danych co do konkretnego łowiska. Kiedy robiłem z kolegami nasz pierwszy staw (rekultywacja), to jako dyletanci w tym zakresie czyli nikt z nas nie był ichtiologiem, przewertowaliśmy masę literatury na ten temat zanim zamówiliśmy koparkę.
Ale ja i mój nieżyjący już serdeczny Kolega na tym stawie znaliśmy każde przysłowiowe źdźbło trzciny, zielska i stworzenia, które tam żyło. I na tej podstawie opracowaliśmy rodzaj biznes planu, który wdrożyliśmy.
Oczywiście, nie obyło się bez pomocy specjalisty ichtiologa z Zarządu Okręgu, którego wtajemniczyliśmy w posiadaną wiedzę. Jego specjalistyczna wiedza była złotem dla przedsięwzięcia.
 
Tak powstał staw cudeńko. Tam były miejsca głębokie (zimowiska), tam było miejsce tabu (tarlisko) gdzie nie wolno było Ci nawet wejść, po wpuszczeniu zakupionej ryby, staw na jakiś czas był wyłączany z łowienia (cel: aklimatyzacja i zdziczenie ryb hodowlanych przecież).

Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że jestem jakimś fachowcem. Daję Ci przykład jedynie, co może zrobić grupa zapaleńców „ze zrytymi beretami” (zresztą Ty o tym doskonale wiesz).
Zmierzam do tego, że zamiast zakazywać, karać, zmusić ludzi, którzy mają stosowną władzę do myślenia i autentycznej pracy. Wygonić tych ludzi w teren, a nie podejmowania decyzji zza biurka.
O tym myślę Lucjanie i wiem, że to działa, bo mam jak Ci opisuję doświadczenie, że wszystko można, jeśli się chce. Ludzie są wspaniali, ludzie są mądrzy, trzeba im tylko dać wolną rękę.

Nie o wolność mi chodziło podobną do szlacheckiej, ale ładnie to ująłeś – podoba mi się. Dzisiaj taką wolność posiadają partyjniacy i BEZprawnicy, czyli (nie uogólniając, co przypominam dla zasady i faktu) zbrodniarze i przestępcy. Ale… dajmy temu spokój. Zapłacą…

Chodzi mi o wolność przyrodzoną każdego człowieka. Nikt nikomu nie może niczego zabraniać, jeśli jego czyn nie szkodzi innemu człowiekowi. Czyli prawo w jednym zdaniu: „ Rób co chcesz, abyś tylko nie szkodził innym ludziom”. Czy to trudne? Jednak tak.

Mówisz, że 80% wędkarzy zabiera ryby. To w takim razie mamy inne spostrzeżenia, których nie jesteśmy w stanie udowodnić.

Nie znam spółki rybackiej, o której piszesz. Ale jeśli założę tam selektywną przynętę i nie złowię ryby przyzwoitej, to nie jest to wina wędkarzy, a zarządu spółki. Lucjanie zrozum, nie jest winny ten, kto korzysta tylko ten, kto administruje. To nie wędkarzy należy brać za przysłowiową mordę, ale administratorów, dlatego w tej materii nie zgadzam się z Tobą.

A może dążymy do tego samego celu, ale innymi drogami, tylko niewłaściwie wyrażamy swoje myśli? Nie wiem. Czuję do Ciebie szczerą, koleżeńską sympatię, a nie mogę się z Tobą porozumieć. Czegoś tutaj brakuje – może kielicha?...


Michale, Szanowny Kolego.
Twój tekst niektórzy powinni skopiować, wydrukować, oprawić w złotą ramkę i powiesić przed twarzą.
*Jedynie upór i determinacja są wszechmocne*
Mirosław