Autor Wątek: Pamięć ostatniego dnia lata  (Przeczytany 6964 razy)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Pamięć ostatniego dnia lata
« dnia: 14.10.2019, 21:11 »
Jezioro już trochę stygło. Już nad ranem pokazywała się mgła jak welon, topniała gdy słońce przygrzało mocniej albo gdy padał deszcz co zdarzało się coraz częściej.
Dziś jednak niebo było bezchmurne i jego błękit nieśmiało przebijał się przez mgłę

Od dziecka fascynowało ich to miejsce . Staw powstał w miejscu gdzie ziemia opadła, kopalnia bezlitośnie wybrała węgiel i teren się zapadł . Stało się to dość szybko , niektóre z dębów rosnących na brzegu i w wodzie jeszcze żyły , nawet owocowały siejąc żołędziami prosto do wody. Między dębami w wielu miejscach było widać miejsca gdzie trawa była wydeptana przez wędkarzy którzy lubili tu siedzieć zwłaszcza latem gdy potężne korony dębów chroniły przed słońcem i upałem. Dęby miały na pewno ponad sto lat, większość pni dało się objąć we dwie dorosłe osoby . Były wysokie i smukłe, miały tu dobrze bo nie targał ich porywczy wiatr . On nich staw wziął swoją nazwę – Dęby. Staw zmieniał się , na początku był niesamowicie zarośnięty moczarką i żeby połowić trzeba było sobie zadać trudu, wejść do wody i rozgarnąć kilka kęp , nawet je podeprzeć wbitymi w muliste dno  drągami żeby zbyt szybko się znów nie połączyły . Wtedy tylko kilku z nas potrafiło tam łowić ładne ryby bo większość zrażała się zielskiem . Nam jednak trud przygotowania miejsca wynagradzały liny i pięknie ubarwione polskie karasie . Trzeba było jednak mieć cierpliwość i wiedzieć jak nęcić , jak delikatnie łowić . Ze względu na muliste dno łowienie z gruntu odpadało , zestaw zapadał się głęboko. Tylko delikatny spławik z prawie zerowym dociążeniem gwarantował branie o ile w tym dniu chimeryczne ryby raczyły żerować
Po kilku latach wszystko się zmieniło . Powód był oczywisty – na wschodnim brzegu zapadliska powstało wysypisko śmieci . Przybywało ich codziennie . Smród, muchy , chemikalia i tony plastiku
Rośliny wodne zaczęły wymierać a woda zrobiła się czarna . Serca nam się kroiły na ten widok a w duszy pozostał obraz zaciszny , pięknych miejsc, zielonych, pełnych tataraku, moczarki, żabiścieku i kwitnących grzybieni . Mimo wielkiej zmiany o dziwo ryby żyły i brały, łatwiej było je łowić , już nie chroniła ich plątanina łodyżek i listków .
Wielu nowych wędkarzy gościło nad stawem który stale się powiększał , kolejne łączki zalewała woda . Rosła też głębokość . Tam gdzie wcześniej ustawialiśmy metrowy grunt teraz trzeba było już dokładać kolejny metr. Staw już w zasadzie można było nazywać mniejszym jeziorem. W jednym miejscu może z osiemdziesiąt metrów od brzegu stały w wodzie dwa martwe dęby, tylko na ich czubkach zostało trochę żółtozielonych liści. Wysokie tak że gdyby wyjść na czubek bez problemu zobaczyło by się stamtąd dyszącego i łoskocącego potwora – kopalnię . Rosły tak  blisko siebie tak że bez większego trudu można było między nimi zbić z kilku grubych drągów coś w rodzaju pomostu z którego dało się owić ryby. Dodatkowy za tymi dębami w odległości kilkunastu metrów była wielka kępa krzaków których gałęzie wystawały na metr ponad wodę . Ktoś widocznie  popatrzył na to miejsce w ten sam sposób i nawet nie wiedzieli kiedy powstał pomost zawieszony bokami do grubych dębowych pni . Jednak z jakiegoś powodu dość szybko zrezygnował z wędkowania , ani razu nie widzieliśmy tam nikogo. Tylko mewy siadały na czarnych drągach pomostu krzycząc żałobnie , może przeczuwając śmierć jeziora ?
Bardzo chcieliśmy móc łowić z tego pomostu ale byliśmy młodzi i nikt z nas nie miał pontonu ani jakiegoś innego pływadła . Poza tym nawet gdyby ktoś z nas miał to jak je dostarczył nad brzeg mając tylko rower ? Niby z domu nie mieliśmy tam daleko, ot może ze dwa kilometry ale droga była skomplikowana . Najpierw można było jechać asfaltową drogą ale niezbyt długo, potem trzeba było odbić na lewo i jechać ścieżką między skrawkami pól uprawnych gdzie rosło zboże lub kukurydza  . Potem ścieżka wiła się wśród hałd a w pewnym momencie już się jechać nie dało bo było zbyt stromo i trzeba było pchać rower mając dodatkowo na plecach cały sprzęt wędkarski. Na szczycie hałdy trzeba było wziąć głęboki wdech i zjechać na wysypisko śmieci i dusząc się od smrodu jak najszybciej przez nie przejść a w końcu dotrzeć do pierwszego dębu na brzegu i krętej ścieżynki wśród następnych dębowych pni . Po deszczach nie dało się jechać rowerem, hałda osuwała się albo wciągała koła roweru wysypisko zamieniało się w bagno
Wysypisko miało jeden plus – bez problemu latem można było tam odkryć jakieś gnijące resztki pełne wijących się larw much
Można było wybrać inną drogę omijając wysypisko ale wtedy trzeba było liczyć się z tym że to już nie dwa a pięć kilometrów. Czasem jednak wybieraliśmy tą drogę bo była wygodniejsza , dodatkowo prowadziła przez las a potem wielkie pola obok innego łowiska , czasem wracając można było zasięgnąć języka czy biorą tam teraz ryby. Janek z którym często chodziłem na Dęby wolał tą dłuższą drogę głównie dlatego że nie szła przez śmierdzące wysypisko gdzie go aż rwało na wymioty
Kiedyś jadąc rowerami polną drogą obok w rowie zauważyliśmy wielki i gruby kawal styropianu . Zahamowaliśmy kurząc oponami.
 Kurcze , Janek uważasz że dało by się tym przepłynąć na miejsce między dębami ? Za chwilę Janek prowadził dwa rowery a ja po murzyńsku niosłem na głowie  wielki blok styropianu . No i zaczęło się !
Dało się płynąć ale sterowność była zerowa , rzecz oczywista tylko w jedną osobę . Jednak to nie problem, zrobiliśmy windę z grubej żyłki którą przywiązaliśmy do dębu koło brzegu i do jednego z dębów gdzie był pomost. Powstał jednak inny problem – gdzie potem schować styropian żeby nikt obcy go nie zwędził ? Z tym też sobie poradziliśmy , mała jama po wybieranym piasku , na dno styropian, potem trochę wrotyczu i innych chwastów i nie było widać naszego pływadła

To był już ostatni dzień lata , koniec wakacji. Jutro musiałem wracać do szkoły , dwie walizy i czterogodzinna jazda pociągiem . Szkoda bo ryby się rozkręcają, nęcone miejsce pod krzakami zwabia coraz ciekawsze ryby. Okazało się że oprócz karasi i linów są i leszcze i to dość spore . No i pewnie karpie bo raz Jankowi coś takiego wzięło że nie dal rady utrzymać impetu pierwszego odjazdu, wielka ryba popłynęła w kierunku środka i po wybraniu sporej ilości żyłki spięła się . To tym bardziej podniosło nasze emocje
Żal mi bo nie wiem jak tu będzie za rok, może ktoś na lodzie wytnie dęby i zniszczy pomost, kto wie . Co zima kilka dębów znika ...
Dziś złowiliśmy kilka linów i japońcow, raz szczupak odgryzł mi zestaw z opadu. Darowaliśmy wolność wszystkim rybom i wracaliśmy pieszo do domu . Janek wybrał dłuższą drogę, nie mieliśmy zbyt dużo sprzętu a ciekawi byliśmy też jak wygląda łowisko za lasem po drodze. Podobno okonie się tam ruszyły i pięknie biorą na gumy
Las się skończył, bardzo dobrze bo bardzo w nim ponuro, ciemnawo a my jeszcze spragnieni słońca choć oboje opaleni jak mulaci . Zaczęła się polna droga , z prawej strony dorodne pole kukurydzy wyższej niż my a z lewej kartoflisko już lekko rudziejące . Gdy byliśmy kilkadziesiąt metrów od ostatniego drzewa lasu nagle kukurydza zaszurała, poruszała się mocno i ze sto metrów przed nami na drogę wyskoczył ogromny pies myszatej maści . Dog niemiecki ! Odwrócił łeb w naszą stronę, zawarczał ostro i na nas . Zamarliśmy na ułamek sekundy a potem jak na komendę rzuciliśmy na ziemię sprzęt i chodu biegiem antylopy w kierunku lasu , wskoczyliśmy na pień pierwszego dębu z brzegu jak małpy,  w ostatniej chwili , jeszcze sekunda a było by kiepsko, dog zakłapał  zębatą paszczą parę centymetrów od mojego trampka . Dobrze że nie mieliśmy gumowców bo nie wleźlibyśmy na to drzewo !
Dog obiegał pień i szczekał tubalnie skacząc w naszą stronę , bezsilny i wściekły że nie zdążył . Co za baran puszcza luzem takiego psa ? W chwili gdy to powiedziałem spomiędzy łodyg  kukurydzy wyszła mała dziewczynka w czerwonej sukieneczce z kucykami po bokach głowy, taka może z pięć lat . Popatrzyła krytycznie na psa, przekrzywiła główkę  i krzyknęła – Filuś, do nogi ! A Filuś stanął jak wryty i pokornie pokłusował w kierunku małej .....

Minęło wiele lat od tego dnia . Sobotnie popołudnie , duża galeria handlowa . Usiadłem  chwilę na ławce , obok postawiłem na podłodze torby pełne zakupów . Z boku siada facet , też z torbami jak ja . Janek ??? Kurde, kopa lat ! Ucieszyliśmy się z tego spotkania . Natychmiast pojawiły się tematy wędkarskie , gdzie, na co, kiedy , jakie efekty ....
 - A pamiętasz jeszcze tego dobermana  który nas omal  nie  dogonił ?
No jasne Janek że pamiętam ! Tyle że to był dog a nie doberman.. Przygoda niesamowita !
Doberman, wielki i czarny jak węgiel !
Ja nie mam pojęcia jak myśmy wleźli na to drzewo w gumowcach !
Gumowcach ? Myśmy wtedy  trampki mieli ...
A skąd, przecież mieliśmy gumowce bo byliśmy wtedy ze spinningiem na okonie
Janek , myśmy byli na linach i karasiach !
 Nie, pamiętam jak dziś , wtedy w samo południe nawet sandacza złowiłem !
Pozdrawiam - Gienek

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 472
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #1 dnia: 14.10.2019, 23:34 »
Gieniu. :thumbup:
Twa pamięć skrywa niesamowite opowieści.
Jak skrzynia ze skarbami. :)
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 908
  • Reputacja: 185
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #2 dnia: 15.10.2019, 06:21 »
Piękne :bravo: :bravo: :bravo:
Zbyszek

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #3 dnia: 16.10.2019, 00:32 »
Super! :thumbup: :thumbup: :thumbup:
Lucjan

Offline Shreku82

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 010
  • Reputacja: 704
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Grybów
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #4 dnia: 16.10.2019, 05:59 »
Rewelacyjna opowieść

Wysłane z mojego SM-T700 przy użyciu Tapatalka

Patryk

Życie jest zbyt krótkie, by nie jeździć na ryby 😀

Offline s7

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 9 623
  • Reputacja: 441
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Stolica Pyrlandii
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #5 dnia: 16.10.2019, 08:53 »
Super 👏 👏
Robert

Offline tomahawk

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 306
  • Reputacja: 45
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Kąty Węgierskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #6 dnia: 16.10.2019, 10:25 »
kurcze, wciągnąłem się.... :bravo:
będzie cdn.?
Pozdrawiam,

Tomek

Online booohal

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 3 982
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
  • Krzyś
  • Lokalizacja: Sieradz, Warta
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #7 dnia: 16.10.2019, 12:11 »
Mocno szanuję :bravo: :bravo: :bravo: :thumbup:
Unia rządzi, unia radzi, unia nigdy was nie zdradzi!

Offline Tomnick

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 3 035
  • Reputacja: 103
  • Lokalizacja: Słupsk
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Pamięć ostatniego dnia lata
« Odpowiedź #8 dnia: 16.10.2019, 18:14 »
Świetne :bravo:
Tomek