Przecież przynete założoną masz na włosie więc ryba zacina się sama i branie jest dobrze widoczne.
Nie o to chodzi
Ryba ocierająca się o żyłkę wskazuje gdzie przebywa, więc jeśli nie masz wskazań, ryby raczej nie ma w pobliżu. A jeśli je masz, to wiesz że masz z nią kontakt. Jak jest zimno ryba skupia się w większe grupy, nie siedzi też przy dnie, często w toni. Dlatego tak ważne jest ją zlokalizować. Jeśli zarzuci się daleko, cholera wie gdzie ucieknie. Ale jak przesuwamy się do przodu, to wtedy na nią natrafiamy. Jak się odsuwa to znów za nią podążamy. W ten sposób można całkiem dobrze połowić. Ważne aby nie rzucać rybom zestawów na głowy ale zapodać go obok.
A ogólnie to czym niby bomb fishing różni się od łowienia Metodą, to znaczy jeśli chodzi o kij? No właśnie czułością szczytówek. Bo nie ma mowy, ze my coś zacinamy, tu mamy samozacięcie. Nie róbmy tez jaj, że jak kij ma określenie jako Method feeder, to jest tylko do Metody. Jest do większości zestawów, ale ma pewną pracę czy ugięcie.
A że ktoś łowi na 'bombkę' latem nie ma nic do rzeczy. Na bombkę można łowić też karpiówką z alarmem. Ogólnie jednak kij do bomb fishingu charakteryzuje czułość szczytówek i piękne ugięcie. Bo zimą zjeżdża się z grubością żyłek, ryba jest dużo mniej waleczna, chodzi też o osiąganie dystansu. Jest to więc lekko odchudzony kij do Metody, wcale nie do łowienia maych rybek jakby się wydawało komuś. Przy czym jest on dopasowany do brytyjskich łowisk, przede wszystkim komercji i tego typu łowisk klubowych.
Warto też rozumieć, że my Polacy mamy inne wody i dużo większe karpie jak i więcej jest amura. Kij więc dopasowany do polskiego łowiska powinien być trochę inny, podobnie jak pellet waggler czy kij do Metody. NIestety, jako że wyczyn u nas jest robiony przez ludzi bez wizji (komuchy z PZW), robimy z tego dyscyplinę olimpijską, dopasowujemy się do regulaminu z MŚ. DLatego nie ma tak wielu ludzi, którzy by projektowali kije pod rodzime łowiska. My dopasowujemy angielskie rozwiązania co nie jest super. Więc jest sporo niezrozumienia
Bo kij do Metody jest i do bombki (o ile o to chodzi autorowi). I nie róbmy jaj, że my coś zacinamy przy łowieniu feederem. Tylko Chuck Norris zacina tutaj
Zanim ryba da wskazania zazwyczaj jest po sprawie, im dalej zarzucamy tym dłuższy jest czas kiedy branie przenoszone jest na szczytówkę. Wyjątek to mniejsze ryby, których zazwyczaj jest więcej i gdzie często ryba ucieka z czymś w pysku przed innymi. A my nie tyle zacinamy, co szybko reagujemy na zaciętą (być może wstępnie, czyli nie głęboko) rybę, zanim korzystając z przeciwwagi jaką tworzy koszyk/ciężarek sama się uwolni. Na wielu komercjach czy łowiskach wypuszczane ryby wiedzą co robić aby pozbyć się zestawu. Na kilku płytszych wodach tego typu można na przykład zaobserwować 'latające' leszcze, które wyskakując potrafią się same uwolnić.