Wczoraj około 22 wieczorem miałem pomóc koledze w Warszawie. A że po drodze jest Pruszków, no to i jest łowisko towarzystwa wędkarskiego Żbik
Nad wodą byłem o 17. Na początku tradycyjne brania leszczyków, ale jakieś takie niechętne, chimeryczne... Przerzuciłem podstawowe przynęty i postanowiłem założyć beznadziejną pikantną kiełbasę. I woda się otworzyła, branie za braniem, jak nigdy! Potem nastąpił zmrok, a wraz z nim jak zwykle cisza. Ale, ale... okazuje się, że na tym łowisku zabawa zaczyna się, gdy szkieletory idą spać.
Zakładam kulkę mania od FB. 5 minut i ładny odjazd. Jest. Nareszcie karp. Bardzo ładnie chodzi... i po chwili ląduje na macie. W końcu, 47 cm szczęścia.
Zarzucam drugi raz, a po chwili branie na drugiej wędce. Jeeeedzie. Lokomotywa nie do zatrzymania. Łapię za szpulę, bo zaraz klip... pęka przypon 0,25.
Przerzucam zestaw, a po 5 minutach branie na drugą wędkę. I scenariusz identyczny. Lokomotywa nie do zatrzymania i pęka przypon 0,25.
Dzwoni kolega, że już mogę się zbierać. No co za cham i prostak. Ale dobra, umówiony byłem.
Jestem przeszczęśliwy. Może i straciłem 2 piękne ryby, ale... wiem, że one tam są! I wiem, kiedy i gdzie ruszają na żer
Wniosek jest jeden - żyłka 0,25 przy 10 cm długości ma wytrzymałość Najmana.