Darku, moim zdaniem bezdyskusyjnie w naszych wodach rybostan się pogarsza.
Jednak to też nie do końca tłumaczy nasze kiepskie efekty.
Ja sporo ostatnio nad tym rozmyślałem.
Wydaje mi się, że najwięcej łowią ci, których my nie do końca poważamy. Czyli właśnie wędkarze z "poprzedniej epoki". W wędkowaniu zawsze istotny był wywiad. Jak miałeś dobre informacje o tym, co i gdzie bierze, to szanse złowienia fajnych ryb były większe. Tak jest nadal. Może nawet udział tego czynnika w sukcesie jest jeszcze większy obecnie.
Wędkarze, którzy są ciągle "na linii", non-stop wymieniają się informacjami, wiedzą gdzie zarybiono, gdzie Józek złowił ładne szczupaki, a kiedy i na co Kazik połowił pięknych linów. Oni nie patrzą na krajobrazy - jadą tam, gdzie bierze!
Dlatego w dzisiejszych czasach wędkarz odludek, który chce odpocząć nad wodą i popodziwiać przyrodę musi się niestety liczyć z nieco gorszymi wynikami.
Ja dziś byłem na rybach, nic nie złowiłem. Ale w drodze powrotnej spotkałem kilku znajomych, którzy są na emeryturach, jeżdżą codziennie, spotykają się na ulicy, pod sklepem, w barze. Wiedzą wszystko. Dowiedziałem się, że w dniach, w których ja nic nie złowiłem, inni połowili ładne ryby, tylko w zupełnie innych miejscach.
Moi koledzy karpiarze są na łączach non-stop. Informacje z wody płyną w każdej chwili ze wszystkich zbiorników.
Możesz mieć super finezyjny sprzęt i wielką etykę wędkarską, a i tak zostaniesz zdeklasowany przez starszego pana, który "już drugi zamrażalnik kupił, bo mu się sandacze nie mieściły, a teraz to już nie chodzi, bo baba mu mówi, że nie chce więcej ryb widzieć" - cytat z ostatniej rozmowy z pewnym panem.
Skumpluj się z nimi, wypij z nimi flaszkę, połów z nimi sandacze w okresie ochronnym, beretuj wszystko jak leci, wtedy zaczniesz łowić. Na byle jakie wędki i byle jakie przynęty.
Smutna prawda. Wiem.