INNE > Hyde Park

Zwierzęta domowe

(1/2) > >>

Daavid:
Ostatnio miałem trochę przygód z kotem, naszą przybłędą.

Kot w wieku nieznanym, bo znajda, nagle nam zachorował. W zeszłą niedzielę zaczął mieć problemy ze chłodzeniem, prawie nie chodził, oczy błędne, przechylona głowa.
W poniedziałek całkowicie nie mógł chodzić pojechaliśmy szybko z samego rana do weterynarza. Ten zaczął mówić o udarze. My sugerowaliśmy zespół przedsiątkowy, bo wszystkie objawy pasowały. Lekarz to wykluczył, chyba coś mówił o tym, że kot próbuje chodzić w kółko.
Zrobili szybkie badania krwi (30 minut) wszystko było ok i tutaj też zaczął to wykluczać, bo badania nie sugerowały infekcji. Zapłaciliśmy sporo za to, że zostawią kota na obserwacji. Jednakże po paru minutach zadzwonili żeby kota natychmiast odebrać, oni nie są w stanie nic zrobić i że zreferują go natychmiast do specjalistycznej kliniki.
Zabraliśmy kota do domu i czekaliśmy na kontakt z kliniki. Wieczorem umówiono nas na następny dzień z kliniką. W międzyczasie kot troszeczkę lepiej się poczuł, ale tylko troszkę. Był w stanie doczołgać się do kuwety.
Rano było trochę lepiej, przestraszyliśmy się narkozy i zadzwoniliśmy do kliniki żeby skasować wizytę, bo tak się baliśmy. Pojechaliśmy jednak do naszego weterynarza, który na nas naskoczył jakim prawem skasowaliśmy wizytę w klinice, no to najbardziej bezpieczne miejsce dla kota. W sumie spuściłem głowę i pomyślałem, że może i racja.
Jako, że wizyta skasowaną to następna była możliwa za dwa dni. Pojechaliśmy, rozmowa ze zwierzęcymi neurologiem i skan na następny dzień. W międzyczasie kot poczuł się dużo lepiej. Zostawiliśmy kota na cały dzień, miał robiony skan MRI, wykluczono guzy i inne tego typu świństwa i stwierdzono zapalenie ucha środkowego oraz zatok. Leczenie to antybiotyki na 8 tygodni.
I teraz pytanie. Czy nie jest tak, że pierwszy weterynarz był niekompletny i nie naraził nas niepotrzebnie na duże koszty? Koszt w klinice to około 6 tysięcy funtów. Ma być pokryte przez ubezpieczenie, ale z tym bywa różnie, ubezpieczalnie potrafią wykręcać się od wszystkiego.

Mosteque:
A nie wlazł w permetryne albo nie dostał kropli na pchły dla psów? Tak można bardzo łatwo sobie kota zepsuć. Nie rozumiem, dlaczego na tych środkach nie ma wyraźnego ostrzeżenia...

Daavid:
Nie. Zeżarła kwiatka, ale ten nie jest toksyczny dla kotów. Zapalenie ucha środkowego spowodowało zespół przedsiątkowy (odpowiedzialny za to, że kot ma tak fantastyczne poczucie równowagi, nasza potrafiła spać na drzwiach, na samej górze) i dlatego zaburzenia związane z chodzeniem. Same uszy wyglądają na czyste.
Pierwszy weterynarz bardzo nerwowo zareagował na sugestie i zaczął mówić jakieś smuty o tym, że ludzie wszystko w google szukają (trochę mi się to z mechanikami skojarzyło - teraz ciężej nawijać makaron na uszy jak się jest słabym w swojej specjalności).

Moja znajoma przestrzegała mnie przed tym weterynarzem, spory ośrodek, np. jej inny weterynarz powiedział, że takie testy krwi gdzie rezultat jest nieomal od ręki są nic nie warte, miarodajne są te gdzie krew wysyłana jest do laboratorium. Nie wiem czy to prawda.

hakon:
Badanie krwi w teori powinno się robić w jakimś celu. W sensie czegoś w nich szukasz. I albo potwierdza twoje przypuszczenia lub nie. Badanie krwi dla samego badania jest sztuką dla sztuki. I nie na znaczenia czy jest to szybki test czy wysyłka do laboratorium.

Daavid:
Nie zgodzę się. Warto robić sobie np. podstawowe wyniki, z morfologii dobry lekarz dużo moze powiedzieć i może szybko znaleść nieprawidłowości.

W tym przypadku szukano śladów infekcji. Glukoza była też podniesiona, co wg weteryarzy jest jednak normalne, bo tak na koty działa stres. Do tego niski poziom potasu, ale niby jeszcze w normie.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej