Autor Wątek: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie  (Przeczytany 2046 razy)

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« dnia: 18.03.2017, 14:52 »
Spokojnie, to nie będzie wierszem :) ;)

Zawiedziona nadzieja

   Budzik obudził go po godzinie 4.00 , gdy na dworze było jeszcze ciemno.
Spokojnie ubrał się i wyszedł z pokoju. W schowku pod schodami prowadzącymi na strych stała wędka, a także plecak z wędkarskimi drobiazgami. Wędka nie była jego, użyczona przez ulubionego wujka, służyła mu na czas letnich wakacji, spędzanych u babci.
Kij dość krótki, sztywny spełniał rolę wędziska gruntowego. Przeszedł ciemnym korytarzem i wszedł do kuchni. Tu zapalił światło. Zrobił sobie herbatę oraz kanapki i zjadł pośpiesznie, gdyż na dworze jeszcze powoli, ale już zaczynało się robić jasno. Na płycie starej, poniemieckiej kuchni – pieca, stały resztki wczorajszego ryżu na mleku.
"A może by tak wziąć to ze sobą" – pomyślał. "A może nada się na zanętę. Co mi szkodzi".
Sięgnął po łyżkę i wygarnął zgęstniałą masę do jakiegoś woreczka. Już był niemal gotowy.
Zabrał wędkę, plecak zarzucił na ramię i skierował się do garażu, gdzie stał rower.
W tym momencie przypomniał sobie, że musi napełnić butelkę ukrytą w plecaku; śrutą zbożową z dużych worków trzymanych w parniku. To była jego zanęta, czasem płatki, ale te musiałby kupić, śruta była pod ręką. Stara butelka po jakimś winie służyła mu za opakowanie, a jej wąska szyjka ułatwiała napełnianie zanętowego koszyczka. " Koszyczkiem " był tylko z nazwy, w rzeczywistości to "podkradane " mamie wałki do kręcenia włosów. Po zaadaptowaniu służyły mu do łowienia z tzw. "telewizorkiem".
Napełnił butelkę śrutą. Teraz był już gotowy. Czas najwyższy.
   Ruszył w drogę z plecaczkiem na plecach, małym składanym krzesełkiem na rowerowym bagażniku. Złożoną wędkę trzymał wzdłuż kierownicy, co sprawdzało się całkiem dobrze, przy jej niewielkiej długości. Wyjechał z podwórza by skręciwszy w lewo, skierować się wiejską drogą w stronę wału i rzeki. Mijał domy babcinych sąsiadów i sklepik po prawej. Wieś się budziła, panował jeszcze spokój, tylko jakiś bojowy kundel wyskoczył nagle na drogę i próbował gonić rower.
Oszczekał go zajadle, lecz wkrótce zaprzestał pogoni, zadowolony, że przegonił intruza.
Wkrótce wyjechał na wał. Droga była przecież krótka.
Sam podjazd sprawiał mu największy problem. Kopny piach sprawiał, że często musiał zsiadać z roweru i wprowadzać go na pieszo.
Tym razem się udało. Opornie, ale pokonał wzniesienie i znalazł się na koronie wału.
Nadrzeczny wał ciągnął się w lewo i prawo. Pojechał w prawą stronę w kierunku dobrze znanym.
Jazda nie była trudna, lecz troszkę uciążliwa ze względu na bruzdy w nawierzchni wału, wyżłobione kołami traktorów.
Przejechał tak jakieś 3 kilometry, by zjechać kolejnym zjazdem w kierunku rzeki.
Dzień wstawał już na dobre. Mokra od rosy trawa i poranne trele ptaków zwiastowały narodziny nowego dnia.
"Szkoda że wakacje już się kończą. " - pomyślał.
Była końcówka sierpnia. Już niedługo skończy się "laba" i czeka go powrót do szkoły.
Przejechał wzdłuż rzeki, minął kilka "główek" zmierzając do swej ulubionej.
W tym miejscu brzeg był dość wysoki i tworzył obsypującą się skarpę. Piach często nagrzany gorącym letnim słońcem, o tej porze był jeszcze zimny.
   Umościł sobie stanowisko, w miejscu gdzie trawa umacniała obsypujący się piasek i rozłożył wędkę. Wbił w brzeg rzeki podpórkę, lecz siatki nie umieszczał jeszcze w wodzie.
Nie wiadomo czy będzie warto ją moczyć. Dochodziła już godzina szósta, gdy zarzucił zestaw gruntówki do wody.
Sięgnął do plecaka i wyciągnął zawiniątko z ryżem.
Wczorajszy ryż na mleku tworzył wilgotną, klejącą się masę, gdyż ziarna ryżu wchłonęły większość białego płynu.
Dosypał śruty z butelki i ulepił zanętowe kule. Całkiem dobrze się lepiły.
Zrobił zamach i z całej siły pchnął gotową kulę w kierunku głównego nurtu. Za chwilę tą drogą powędrowały kolejne kule.
Teraz usiadł spokojnie i obserwował poranną rzekę. Rozwiewały się opary, pozostały z nich już tylko marne ślady, rzadsze od muślinowej firanki.
Słyszał pluski spławiających się ryb i widział koliste ślady ich aktywności na powierzchni rzeki. Szykował się ładny dzień.
Czerwone "gnojaki" zdobyte z poświęceniem na łące, gdzie rodzina wypasała krowy, prężyły się w otwartym pudełku.
Zamknął je widząc jak jeden z nich postanowił wybrać się "na wycieczkę", wybierając swobodę.
Wędzisko trzymał w ręku, a palec wskazujący prawej ręki  opierał na żyłce niczym w momencie wykonywania rzutu.
Odczuwał napierający na żyłę nurt, ale i delikatniejsze drgnięcia.
Po chwili już zdecydowane, co skłoniło go do zacięcia. Na haczyku zameldował się krąpik.
Jeden z wielu jakie dotychczas łowił. Maluch.
Nie lubił ich i najczęściej służyły mu później jako strawa dla hodowanych w drewutni białych robaków. Po chwili złowił kolejnego.
"Szkoda że to nie płotka" – ta myśl przeszła mu przez głowę. Te natomiast lubił i zawsze wzbudzały w nim uczucie sympatii.
Gdyby złowił ich kilkanaście uznałby dzień za udany.
Kolejne branie go zaskoczyło. Nie tyle samo branie, co moment który nastąpił później.
To nie był krąp, to czuł wyraźnie. To coś dużego, dotychczas nigdy nie czuł ciężaru większej ryby w rzecznym nurcie.
Stawiała opór, nie był on jednak bardzo znaczny, gdyż ryba dawała się prowadzić w stronę brzegu. Na powierzchni wody, w pobliżu zatopionych traw ujrzał  srebrzysty kształt ryby. To był leszcz.
Leszcz - nie leszczyk, "żyletka", które dotychczas udawało mu się złowić.
Emocje wzięły górę. Nie miał ze sobą podbieraka, zresztą nigdy go przecież nie używał.
Nie bywał mu potrzebny. Leszcz chlapał się na powierzchni wody, za duży by go unieść na wędce.
Nie mogąc go sięgnąć ręką poprzez trawy, w podnieceniu wszedł w butach do wody. Letnie sportowe buty, stare już przecież, dlatego chodził w nich na ryby; natychmiast przemokły łącznie z skarpetkami i nogawkami spodni. Teraz się udało.
   Wyciągnął śliskiego leszcza z wody i cieszył oczy jego widokiem. Był szczęśliwy.
Nigdy nie złowił takiej ryby, nie licząc lina złowionego jakieś 3 lata wstecz.
Nie pogardzany krąp, nie jazgarz czy okoń. Nawet nie czerwonooka płoć.
Znał leszcze, potrafił je odróżnić od krąpi, po to studiował książki wędkarskie i wczytywał się w kupowane w kiosku egzemplarze WW.
Wyciągnął miarkę, pomiar wskazywał 40cm. Miał zapewne jakiś kilogram, lecz o tym nie wiedział.
Nie łowił wcześniej tej wielkości ryb. "Pasł oczy" jego widokiem. Ręce mu się jeszcze trzęsły z emocji, gdy sięgał po siatkę. Umieścił ją w wodzie na uprzednio przygotowanej podpórce.
Radośnie założył kolejnego robaka na haczyk i posłał zestaw w nurt.
Ciężarek "trumienka" zablokowany na znajdującym się poniżej koszyczku – "telewizorku" utrzymywał zestaw w miejscu. Po chwili spłynął i umiejscowił się w miejscu słabszego nurtu, a zestaw czekał na branie. Mijały kolejne minuty, później godziny.
Złowił jeszcze kilka krąpi oraz dwa okonie.
Pazerny jazgarz uczepił się haczyka, nawet nie zauważył jego brania, a gdy wyciągnął zestaw z wody, na końcu "dyndał" mały żarłok.
Mimo schyłku lata słońce grzało coraz mocniej. Dochodziła godzina 10.00, gdy postanowił zakończyć już na dziś łowienie. Zwykle spędzał nad wodą więcej czasu, lecz gnała go do domu chęć pochwalenia się złowioną rybą. Czuł jej ciężar w plecaku gdy wracał.
   Wujek Franek go pochwalił, uśmiechnął się i rzucił pod nosem "puszczając oko" : "No to jest ryba".
Cały dzień chodził radosny. Czekał, liczył na to że być może przyjadą dzisiaj do babci jego rodzice. Wsłuchiwał się w odgłosy, chcąc usłyszeć charakterystyczny dźwięk silnika motocykla, którym jeździł ojciec, a który narastał, gdy zbliżał się jadąc od strony miasta.
Naprzeciw zabudowań gospodarskich i domu była łąka, a za nią biegła asfaltowa droga, która prowadziła do miasta.
Na terenie wsi drogi były jednak asfaltu pozbawione.
Wiele razy wcześniej zza stodoły przysłaniającej widok, oraz drzew – śliw "węgierek", będąc na podwórzu poznawał ten dźwięk i wiedział że za kilka chwil będą rodzice.
Nie było wtedy telefonów komórkowych, a o internecie tu nawet nikt nie śnił.
Dzisiaj czekał z utęsknieniem, ale dzień biegł nieubłaganie, zbliżał się ku końcowi.
   Przeszedł przez podwórze i  otworzył furtkę w ogrodzeniu by wejść na łąkę. Po jednej stronie furtki rosły orzechy laskowe, wspierające się o bok stodoły, po przeciwnej drzewko orzecha włoskiego.
Wiele tu już razy wspinał się wśród gałęzi by poszukiwać smacznych orzechów.
Teraz jednak wyszedł na łąkę i spoglądał w dal, w kierunku miasta. Zbyt odległe by mógł je dostrzec, ale to widoku motocykla i znajomego dźwięku szukał. Chciał móc pochwalić się tacie.
   Oprócz spodziewanej pochwały, chciał też czegoś więcej.
Chciał ujrzeć w oczach ojca akceptację. Wędkarskie porozumienie, ślad tego iż nie będzie już dla niego tylko uczniem w wędkarskiej sztuce.
Może jeszcze nie partnerem w wędkarskich wyprawach, ale jednak już nie uczniem, który mógłby mu dotychczas jedynie zawrócić głowę splątanym zestawem, czy innym głupstwem.
Ten upragniony ślad wędkarskiego szacunku, od łowcy okazałych leszczy czy jazi.
Zaakceptowanie faktu że coś się zmienia, że coś już się zmieniło.
Słońce chyliło się ku horyzontowi, a ostanie jego promienie zanikały. Nawet zaczerwienione niebo przybierało coraz ciemniejsze barwy.
Odwrócił się w stronę domu i poszedł w jego kierunku.
Przystanął jednak na chwilę, by się obejrzeć po raz ostatni. Nadzieja wygasła.
"Dziś nie przyjedzie. Dziś już go nie będzie " - o tym myślał, ostatecznie ruszając w kierunku domu babci.

Złowiony leszcz wciąż cieszył bardzo, tylko w sercu pojawiła się maleńka iskierka zawodu:
- "To jeszcze nie dziś ..."

Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline andre1975

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 484
  • Reputacja: 46
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Bruksela / Łagów (świętokrzyskie)
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #1 dnia: 18.03.2017, 15:04 »
:bravo: :bravo: :bravo:
Andrzej

Offline djbaloon

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 394
  • Reputacja: 27
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp., Berlin
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #2 dnia: 18.03.2017, 15:12 »
Super :D :thumbup:
Pozdrawiam Marcin ;-)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #3 dnia: 18.03.2017, 15:32 »
Bardzo fajne opowiadanie, super ! :thumbup:

Znam te dziecięce emocje , w mojej rodzinie tylko wujek był wędkarzem i on mnie nauczył początków. Złowić przy nim rybę i pochwalić się to było to COŚ !
Pozdrawiam - Gienek

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #4 dnia: 18.03.2017, 15:55 »
Bardzo fajne opowiadanie, super ! :thumbup:

Znam te dziecięce emocje , w mojej rodzinie tylko wujek był wędkarzem i on mnie nauczył początków. Złowić przy nim rybę i pochwalić się to było to COŚ !

Dzięki Gieniu.
Dziecięce emocje, emocjami, możliwość pochwalenia się to drugie, ale chciałem też uchwycić coś - o relacjach ojciec - syn, dorastaniu i stawaniu się mężczyzną, właśnie w oczach ojca. Przeobrażania się relacji z rodzicielskich w bardziej partnerskie.
Nie wiem jak to mam wyrazić lepiej, ale chyba będziesz wiedział do czego zmierzam :)
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline Tomnick

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 3 069
  • Reputacja: 103
  • Lokalizacja: Słupsk
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #5 dnia: 18.03.2017, 15:58 »
:bravo: :bravo: :bravo:
Tomek

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #6 dnia: 18.03.2017, 18:44 »
Bardzo fajne opowiadanie, super ! :thumbup:

Znam te dziecięce emocje , w mojej rodzinie tylko wujek był wędkarzem i on mnie nauczył początków. Złowić przy nim rybę i pochwalić się to było to COŚ !

Dzięki Gieniu.
Dziecięce emocje, emocjami, możliwość pochwalenia się to drugie, ale chciałem też uchwycić coś - o relacjach ojciec - syn, dorastaniu i stawaniu się mężczyzną, właśnie w oczach ojca. Przeobrażania się relacji z rodzicielskich w bardziej partnerskie.
Nie wiem jak to mam wyrazić lepiej, ale chyba będziesz wiedział do czego zmierzam :)

Powtórzę za Gienkiem - " Dzięki Radku " ! :D

Poruszyłeś bardzo ważny problem jakże często widoczny w dzisiejszych czasach, kiedy to rodzice, zagonieni obowiązkami zawodowymi nie mają czasu na okazywanie akceptacji swoim dzieciom. Oczywiście wcześniej też to miało miejsce, tu ...  niestety, też i we własne piersi muszę się uderzyć :facepalm:,  ale może nie w takiej skali. Przypomniało i mi się kawałek własnego życia kiedy walczyłem o takie uznanie w oczach matki / ojciec, niestety zmarł gdy miałem kilka lat /. I popatrz,  ile można spraw wydobyć z opowiadania o tematyce wędkarskiej ? :o Wielkie gratulacje ! :bravo: :thumbup:



Offline kALesiak

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 638
  • Reputacja: 86
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #7 dnia: 18.03.2017, 19:34 »
 :thumbup:

Offline Syborg

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 10 021
  • Reputacja: 980
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ulubione metody: spinning
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #8 dnia: 18.03.2017, 19:53 »
Czy jest na forum konkurs, kto napisze najsmutniejszą historię? Czy ja o czymś nie wiem? ;)
Jeszcze chwila, a popadnę w melancholię.

Radek ma ewidentnie atak weny. Pozazdrościć :bravo:
Jacek

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #9 dnia: 18.03.2017, 20:44 »
Czy jest na forum konkurs, kto napisze najsmutniejszą historię? Czy ja o czymś nie wiem? ;)
Jeszcze chwila, a popadnę w melancholię.

Radek ma ewidentnie atak weny. Pozazdrościć :bravo:

Jacku, czemu od razu najsmutniejsze - melancholijne, może skłaniające do refleksji ( mam nadzieję ) tak.
Relacja ojciec-syn, mentor, nauczyciel - uczeń tak.
Mamy skłonność do szukania akceptacji osób ważnych w naszym życiu.
Uderzam chyba w zbyt czułe tony. Nie chodzi tu o poczucie odrzucenia, to nie to, ale fakt dorastania i przekształcania się relacji na trochę inny poziom. Brak mi słów chyba. :)
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 911
  • Reputacja: 186
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #10 dnia: 18.03.2017, 20:50 »
Piknie :bravo: :bravo: :bravo:
Zbyszek

Offline koras

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 797
  • Reputacja: 196
  • Płeć: Mężczyzna
  • Więcej sprzętu niż talentu :D
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #11 dnia: 19.03.2017, 10:50 »
:thumbup:
Marcin

MrProper

  • Gość
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #12 dnia: 19.03.2017, 11:04 »
:bravo: :bravo: :bravo: :thumbup:

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: Zawiedziona nadzieja - opowiadanie
« Odpowiedź #13 dnia: 19.03.2017, 20:18 »
Piknie :bravo: :bravo: :bravo:

Cieszę się, że Ci się podoba, ale powiedz Zbyszku " łobuzie" co z twoim tekstem na temat linów?
Wywołuję do tablicy i pytam się o "zadanie domowe" :)
Coś wspominałeś o sobocie, bo nie mogę się już  doczekać :)
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.