NIE TYLKO WĘDKARZE i kłusole są winni. Moim zdaniem największą winę ponosi wykorzystanie cieków jako kanałów zrzutowych z oczyszczalni.
Myślę, że tutaj nie jest tak źle jak uważasz
W czym niby przeszkadzają oczyszczalnie? Obecnie w Polsce mieszka ludzi tyle co za schyłkowych lat PRL, wtedy w większości ścieków nie oczyszczano lub oczyszczano je wstępnie tylko. Czy to było lepsze? Na pewno nie, bo do wody leciał totalny syf. Wiedzą o tym ci co łowili przy oczyszczalniach, ja jestem takim wedkarzem. Było tam sporo ryb, bo leciał szlam i miały co jeść. Na żyłce potrafił się zawiesić kawał papieru toaletowego, płynęły prezerwatywy, podpaski o rozmiarach pajdy chleba. Dzisiaj mam świadomość, że opolska oczyszczalnia leciała totalnie w kule, teraz wylatują tam oczyszczone ścieki
Co robić ze ściekami? Tak właśnie wymyślono wszystko, że zrzutów z oczyszczalni dokonuje się do wód płynących, które mają większą zdolność samooczyszczania z racji lepszego napowietrzania, chociażby poprzez jazy. Nie ma lepszego sposobu na usuwanie nieczystości, i każdy kraj robi to samo. Obecnie Polska ma naprawdę dobry system kanalizacji i oczyszczalni, i jakość wody jest bardzo dobra. O niebo lepsza niż za komuny, gdzie do wody walono masę ścieków z wielu wtedy działających zakładów przemysłowych, olewających sprawę ochrony środowiska.
I tu najważniejsze. W Opolu nikt nie jadł ryb z Odry, jak już to jacyś wariaci lub alkoholicy. Ryby śmierdziały i miały w sobie sporo metali ciężkich. Pamiętam jeszcze program w latach 90-tych, gdzie jeden naukowiec mówił, że jeżeli z płoci złowionych pod Szczecinem wyciąć wątroby i je usmażyć, to spożycie tego powodowałoby szybki i pewny zgon. I to jest właśnie to. Dawniej ryb z Odry się nie jadło. Nawet jak byłem u mojej rodziny pod Zieloną Górą, mało kto łowił na Odrze, z racji właśnie walorów smakowych lub ich braku u złowionych ryb. I to się zmieniło w latach 90-tych. Nagle jakość wody się poprawiła, najwięksi truciciele przestali truć, i ludzie zaczęli ryby brać na potęgę. Pozostały pewne uprzedzenia u niektórych, ale ci co łowią już zabierają. I jedzą, cokolwiek tam im wpadnie do podbieraka.
Nie zrozum mnie źle, nie chcę się kłócić lub dojeżdżać kogoś, jednak winnym obecnego stanu rzeczy nie jest samo PZW. Bo co to jest PZW? Ja jestem w PZW, wielu ludzi tutaj. Za brak ryb odpowiada zespół czynników, jednym z nich jest zachłanność ludzka i brak wiedzy, takiej podstawowej. Uważam, że nie powinniśmy pisać, że dawniej ryby było masa i zabierano je na potęgę, a przyszło PZW i wszystko 'padło'. Zemścił się model gospodarki wodami, ryby zdziesiątkowano, do takiego poziomu, że nie mogą się rozmnażać uzupełniając braki. Kłania się podstawowa wiedza z ekologii (nie odnoszę tego do Ciebie), gdzie na wykresach pokazuje się, że populacja danego gatunku po przekroczeniu pewnego pułapu (w sensie zmniejszenia się ilości osobników) nagle zalicza totalny spadek liczebności, i nawet pozostawienie jej samej sobie nie naprawia wiele. Tak jest z rybami.
Kto jest winny? W skrócie można powiedzieć, że my wszyscy, obywatele RP. Na pewno jednak nie tylko PZW, na pewno nie w sensie wędkarzy skupionych w tym stowarzyszeniu. Tam źle robią decydenci, ale oni nie są samym PZW, tylko jego częścią, bez nich będzie o wiele lepiej. Zastanówmy się jednak co nam da likwidacja PZW? Z tym zasobem wiedzy, lub jej brakiem, będzie tylko gorzej. Zmiana szyldu niczego nie zmieni. Tu trzeba konkretnych kroków, zmian na wielu płaszczyznach: prawnych, ekonomicznych, wiedzy ogólnej z zakresu biologii ryb... Bez tego lepiej nie będzie. Bez PZW ryby w rzekach i jeziorach się nie odrodzą, bo niby jak? Wędkarze musieli by przestać łowić, a na to się nie zanosi, nieprawdaż?