Wczoraj odwiedziłem, niedawno poznane miejsce jakim jest starorzecze Wisły. Zacząłem łowić od 4.30 rano. Łowiąc feederkami na methodę widać było minimalistyczne podrygi szczytówek, lecz dzień ten nie był owocny, jedynie jedno potężniejsze branie. Z braniami było kiepsko więc pozwoliłem sobie pójść do kumpla który łowił obok (10m). Gdy przyszedłem na swoje stanowisko, żyłka falowała na lekkim wietrze tuż przy blanku, a cały zestaw który zarzuciłem jakieś 40 metrów, znalazł się na połowie krótszym dystansie... No nic, łowiłem dalej.
Nadchodziła godzina 9. Lekko ponura pogoda i chwilowe opady deszczu doprowadziły do tego, że się kimnąłem.
Obudziłem się o 10.04 i postanowiliśmy z kolegą, że już czas na powrót do domu.
I tak minął mi pierwszy dzień majowy.