Zrzuciłem zdjęcia więc można co nieco napisać.
Wczoraj była szybka akcja.
I choć może nie zbieraliśmy bo "piątaku" to postanowiliśmy wspólnie powędkować.
Mosteque z którym poznałem się przez to forum, Długi którego poznać miałem w dniu dzisiejszym i ja.
Umówiliśmy się okolicach 6 rano na komercję.
Dla Mosteque był to pierwszy w życiu wypad na wody komercyjne a dla Długiego pierwszy raz na tej wodzie.
Z Mosteque zwanym dalej Michałem dojechaliśmy jeszcze przed otwarciem łowiska. Tak chwilkę przed otwarciem. Szybkie zebranie gratów z samochodów i wchodzimy. Kilka miłych słów z dawno nie widzianą Panią Moniką i ruszyliśmy na upatrzone wcześniej przezemnie stanowiska. Wujek dobra rada siedzący w mojej skromnej osobie doradził Michałowi gdzie usiąść by były "DUŻE RYBY".
Gdy zajmowaliśmy miejscówki zadzwonił telefon i pojawił się Długi znany również jako Darek. Pomachałem mu radośnie i dołączył do Nas.
Łowienie zaczeliśmy praktycznie równocześnie choć jeden z Nas okazał się leniuszkiem i łowił tylko na pickera Daiwy. Choć obaj z Michałem w zasadzie zachęcaliśmy go do rozłożenia feedera.
Początek był świetny.
Jako pierwszy zacząłem karasiem.
I stwierdziłem, że jak tak zacząłem to szczęście nie opuści mnie do końca dnia i nie złowię nic poza japońcami.
Chwilę później Długi trafił karpika.
Potem Mosteque wczuł się w miejscówkę którą mu doradziłem i zaczął szaleć.
Jeden, drugi, trzeci... w końcu trafił mu się taki.
Po tym karpiku mieliśmy nadzieję, że weźmie sobie na wstrzymanie i zacznie jak my łapać karasie ale Michał był nieugięty.
Pokrzykując i mówiąc coś o wilgotnej pupie (niby od fotela) i o tym, że z d.....y się ciężko wyjmuje łowił dalej
Łowił, łowił i nie chciał przestać.
Nam jednak efekty podobały się coraz mniej.
Zwłaszcza gdy trafiła mu się taka "szóstka"
W miedzy czasie z Darkiem doszliśmy do wniosku że Mosteque za cholerę nie potrafi łapać japońców. My już po 5 na koncie mieliśmy a on tylko jednego.
Niestety moja dobra passa skończył się przy takim cudaku.
Zarzuciłem ponownie licząc, że karasie wrócą a tu z pół godziny zajął mi znów karpiszon.
Waga wskazała prawie 8200
Mosteque coś tam jeszcze połowił karpików i skończył z wynikiem bodajże 9 karpi i TYLKO 1 karasia. Sam by się nie przyznał no bo jakby nie było wstyd.
Zawstydzony zaczął się pakować i o 13 pojechał do domu.
Wujek Dobra Rada odezwał się we mnie ponownie i bez żadnych zahamować szepnąłem Długiemu. "Sięgaj tam gdzie wzrok nie sięga ale rzucaj tam gdzie siedział Michał" Jako rzekłem tak się stało.
Długiemu chwilę później zameldował sie karpiszonek. Potem kolejny.
Niestey Długi w żaden sposób nie mieścił się w obiektywnie więc i fotek nie ma.
Nastała godzina 14. Spakował się również Długi. Na placu boju pozostałem tylko ja.
Zostałem do 15.
Ale nie sam. Trafiło się jeszcze coś takiego.
Dzień zakończyłem jednak karasiem.
To był dobry dzień.
Pomijając bardzo przyzwoite wyniki i rekord w postaci przekroczonej "ósemki" to najważniejsze i tak w zasadzie było spotkanie z nowymi kolegami i świetna zabawa.
Humor dopisywał nam cały dzień. I mimo, że pogoda trochę zawiodła to było zajebiście.
Dziękuję koledzy za towarzystwo i mile spędzony czas.
P.S.
Pani Monika, przy wyjściu powiedziała "no i ostatni z łowiącej trójki".
Bo nie wiem czy wiecie ale łowiliśmy praktycznie tylko my.
Metoda rządziła.
Edycja.
Zapomniałem napisać najważniejszego.
2 z nas miało okazję poznać wędkarza z Tajnego Klanu Cichych Przydeptywaczy