16 czerwca

w Anglii to bardzo ważna data dla każdego miłośnika rzecznych wypraw wędkarskich. Zazwyczaj w pierwszy dzień otwarcia nowego sezonu na rzekach wskakiwałem w wodery i łapałem za kleniowy spinning, nie tym razem. Wyjątkowo stęskniłem się za rzekami a jeszcze bardziej za pływającymi w nich brzanami. Noc praktycznie nieprzespana. Co pół godziny sprawdzałem telefon, czy już czas wstawać. Budzik na 4 rano, 2:50 oczy jak piec zloty

dobra nie ma co, wstajemy. Na spokojnie kawka, pakowanie auta i w drogę. Jestem na miejscu punkt 4 rano, na parkingu już stoją dwa auta 4x4 wiec nie tylko ja miałem problemy ze spaniem. Pół godziny później stoję już nad brzegiem mojej rzeki Severn, wygląda ładne, delikatnie tracony kolor, poziom wody w rzece podnosi się z godziny na godzinę, zarzucam boppera a w nim wcześniej zalane olejkiem z konopi,kruszone kulki 12mm, pellety 3,4,6,8mm no i oczywiście przygotowane ziarna konopi.
Cierpliwie donęcam łowisko przez pierwsze pół godziny, lądując boppera co 5-10min. Miejscówka należy do tych płytszych z szybkim prądem, stanowisko niżej dopiero zaczyna się głębsza rynna, do której zejdę za jakieś dwie godzinki, na kij leci zestaw z kamieniem 80g, przypon 90cm z plecionki Drennan 10lb, hak nr.10 a na włos leci 2x albo 3x 8mm pellet, przeważnie spicy sasuage od Sonubaits. Po dobrym donęceniu łowiska, o tej godzinie (przed piata rano) będąc jednym z pierwszych nad woda, na akcje długo czekać nie musiałem. Branie raczej bardziej kleniowe ,ostre bujanie szczytówką, podnosząc kij, praktycznie od razu wiem, ze nie jest to kleń

Po kilku minutach wjeżdża do podbieraka pierwsza brzana tego sezonu, nie duza, koło 50+ ale jak zawsze waleczna, fota i do wody. Zmieniam przynętę na świeżą kulkę 12mm i łowimy dalej. Kolejne 30min cisza.. Czas pakować mandżur i zejść stanowisko poniżej.
Ponowne rozkładanie się, na zestawy lecą siatki pva z miksem pelletow halibut 3,4,6mm. 10-15min i lubuduuu szpula od kołowrotka pięknie gwiżdże! Podnoszę kija do góry, dokręcam szpule, kasuje lekki luz i kladę dłoń na klatce piersiowej, serce wali jak szalone, puls w skroniach, tyle emocji, że przyprawia o lekki zawrót głowy

Uwielbiam ten nagły przypływ adrenaliny, ten moment lekkiej paniki, drżenie rak ahhh właśnie to nie dawało mi szans na zmrużenie oka, cala noc myślałem jak to będzie tym razem. Po 5min moze ciut dluzej, druga brzanka wjeżdża do siaty, ładniejsza, taki sredniaczek 60+ ale bardzo emocjonujący hol. Kolejna szybka fotka i do wody, dochodzi 7 rano, rzeka przybiera znacznie, na stoperach powyżej koszyka, zaczynają wieszać się jakies śmieci, trawa itp. przybór niesie 'syf' jak to zazwyczaj bywa, a wraz z nim odcina brania całkowicie. Kolo 9 mija mnie już chyba dziesiąty wędkarz, ta sekcja musi być już zapeklowana ludźmi na maksa, myślę sobie. Zaczynam pakowanie sprzętu i zawijka do auta, został mi jeszcze pint białych, a to idealna przynęta pod ostrożne brzany za dnia. Postanowiłem przepakować sprzęt do minimum i ruszyć na inny odcinek rzeki. Wybrałem ten najtrudniejszy do przejścia i najbardziej oddalony od parkingu z myślą ze bedzie tam ciut mniej ludzi, tak tez było. Ustawiłem się prawie na samym końcu ostatniej sekcji( na samym końcu był już jakiś cwaniak

) Powtórka z porannej zagrywki, bopper tym razem+biale+konopie i donecamy pierwsze 30min, zamiast ciężarka/kamienia przypinam kosz koruma, do którego pakuje biale na przemian z ziarnami konopi i zamykam pelletem halibut 2mm, długi przypon z hakiem 14 drennan wide gap, na nim jeden sztuczny biały i dwa prawdziwe.
Przez pierwszą godzinę łowie drobne klenie i plotki 10-15cm, słońce daje mi w plecy niemiłosiernie, dosłownie parzy mnie przez koszulkę.. Nie to żebym narzekał na nadmiar słoneczka w UK, bo w tym roku jest go zdecydowanie mniej niż w poprzednim

spoglądam na zegarek 13:05.... i nagle słyszę kolejny świst szpuli kołowrotka, łapiąc za kij w polowie już dogięty

serce znów wali, ale już nie tak bardzo jak z samego rana, piękna walka, reka boli po pierwszych 5min , do podbieraka wjeżdża już ostatnia brzana tego dnia, rozmiarowo podobna do poprzedniczki , tez koło 60+ mam już dosyć, czuje zmęczenie po nieprzespanej nocy i emocjonującym poranku, czas wracać do domu na obiad, w drodze powrotnej czuje 101% satysfakcji a uśmiech nie schodzi mi z twarzy do końca dnia

Wędkarstwo jest piękne.
Pozdrawiam Maniek.