I u mnie sytuacja wydawała się beznadziejna na początku. Zanim do mnie dotarło, że na karpia nie ma co liczyć, było już za późno. Ale tak to już jest jak się startuje z marszu, bez żadnego treningu. Dopiero pod koniec pierwszej połowy przedstawiłem się na karasie. Wymiana szczytowki na super lekką i to co było otarciami o żyłkę okazało się braniem. Maniek wie o co chodzi. Taką sytuację mieliśmy na zawodach, jak siedzieliśmy kiedyś obok siebie.
A gdybym poprzednim razem nie podejrzał jak mnie i czym Marek aka Żwir odciął od karasi, oraz nie pogadał chwilę z nim po zawodach to pewnie w siatce miał bym ze dwie ryby...
Poczynania sąsiadów z sektora też nauczyły mnie sporo i wnioski na przyszłość.
Co do mekki, to nie ma się co dziwić. Super woda z różnymi gatunkami. Karp, karaś, jazie, płocie, piękne liny, szczupaki, okonie...
I wisienka na torcie. Właściciele.
Każdy jak jest na miejscu czuje się jak w domu. Gdzie indziej można odnieść wrażenie, że właściciele ledwo tolerują obecność gości.
Pogoda nie była wczoraj zbyt łaskawa. Przynajmniej nie lało.
Ja myślałem, że mnie tam już nic nie zaskoczy.
Dopóki nie zobaczyłem, jak Pani Renata z tekstem: "siedź, łów" przyniosła zamówiony wcześniej ciepły napój jednemu z zawodników.
No kurde. Gdzie tak dbają o gości? No gdzie?
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka