Przez wiele lat jako nastolatek łowiłem pstrągi potokowe w rzece o nazwie Mogilica - lewy dopływ Parsęty.
Przez te wszystkie lata obserwowałem ich pewne zachowania dotyczące żerowania, pobierania przynęty w wodzie "czystej" i "brudnej"
Kiedy woda w rzece była czysta i z reguły niska to przechytrzenie kropkowańca było prawdziwym wyzwaniem. Czasem się udawało czasem nie ale ogólnie rzecz biorąc miałem duże problemy z podejściem do miejscówki - aby nie zostać zauważonym - nie mówiąc już o złowieniu ryby. Kropkowańce mają - uważam przez lata obserwacji - perfekcyjnie rozwinięty zmysł wzroku. Często zastanawiałem się jak one to robią gdy po 20 minutach skradania się do miejscówki i kombinowania w jaki sposób mogę podrzucić mu blaszkę aby nie zostać zauważonym one mnie dostrzegały i uciekały. Teraz gdy to piszę to się z tego śmieję ale wtedy krew mnie zalewała...
Sytuacja diametralnie się zmieniała gdy woda w rzece była brudna i wysoka. W tedy podchodziłem do miejscówki tak jak tylko sobie tego życzyłem. Oczywiście po cichutku - na Indianina. Często się śmiałem, że podrzucam pstrągom blaszkę pod pysk a one nie uciekają, często atakując moją obrotówkę.
Uważam, że to dzięki "szóstemu zmysłowi" jakim jest linia naboczna były w stanie namierzyć moją przynętę i ją skutecznie zaatakować.
Każdy ruch w brudnej wodzie, każde drgania oraz wibracje - potencjalnej ofiary pstrąga - są wychwytywane dzięki linii nabocznej i pomagają im perfekcyjnie w polowaniu. Gdyby widziały w brudnej wodzie, to nie złowił bym żadnego z nich w brudnej wodzie specjalnie się nie wtapiając w otoczenie tylko "wchodziłem" prawie na ich podwórko. Często atakowały moją obrotówkę pod nogami. Przypadek...?
Stąd moje przekonania, które już zdążyliście poznać. Uważam, że karp czy inne liny nie mają tak bardzo rozwiniętego zmysłu wzroku jak potokowce i również nic nie widzą w brudnej wodzie. Mogą sobie na to pozwolić bo mają doskonale rozwinięte inne zmysły dzięki którym są w stanie zlokalizować przynętę.