Autor Wątek: #40 Historie wędkarskie - opowieści dziwnej treści - Współczesne wędkarstwo  (Przeczytany 15651 razy)

Offline PawelL

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 230
  • Reputacja: 143
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Kozienice
  • Ulubione metody: method feeder
Piszę tylko o tym, że 'romantyczność' w wędkarstwie to opcja zależna indywidualnie od każdego z nas. Chęć bycia skutecznym zaś, to nic złego i nie stojąca w ogóle w sprzeczności z takim czymś. Ja myślę, że dobrze jest nie wprowadzać tutaj jakiegoś podziału. Bo dla wielu z nas najlepsze będą sesje kiedy połowiliśmy bardzo dobrze. Cos takiego zapada w pamięć, i za lat 10-15, może być czymś, za czym się tęskni.

To nie jest "atak" na twoją wypowiedź, ale tak a mała dygresja:
Hmm ....kiedy połowiliśmy dobrze zostaje w pamięci,... otóż tak nie do końca.
Miałem fajny dzień w Grębowie w zeszłym sezonie, gdy byliśmy na całorodzinnym wyjeździe, czyli ja, Żona i dwie córeczki.
Połowiłem bardzo fajnie bo złowiłem bodajże 11 karpi od 3 do 6 kg.
Fakt ten pozostał mi w głowie tylko przez to, że byłem z moimi kobitkami.
Dla mnie osobiście najlepszym sezonem i tak pozostanie ten, gdy złowiłem 4 karpie i trzy amury na wodzie PZW przez sezon.
Fakt największy był amur 13,2kg,..... ale to przez sezon, gdy włożyłem w to tyle pracy i zanęty, że szok.
Tak naprawdę to nie wiem w jaki sposób opisać "co mi w duszy gra".
Napiszę tak: Jestem romantykiem wędkarskim, bo te parę ryb, złowionych w zapracowany sposób, z wisienką na torcie w postaci mojej największej dotychczasowej ryby, ma w moim serduszku większą wartość niż parenaście sztuk jednego dnia na komercii.

Jest drugie dno tego mojego pisania.
Drugi raz, nie chciałoby mi się spędzić tyle czasu nad wodą i tak się przykładać, szukać błędów i takie tam.
Co zostaje to sam fakt, że w dobie początków kulek proteinowych i zestawów dałem radę coś tam wypracować.

Największą nagrodą był komentarz kolegi po złowieniu amura:
"Należało ci się, ale przesadziłeś z wielkością"!

Na komercję troszkę "podpuściło" mnie też to forum!
Posty typu "Czerwiec podsumowanie początku sezonu: 200 karpi...."
Godzę się na to, bo też lubię połowić, ale z romantyzmem to ma mało wspólnego.

Sprzęt to tylko narzędzie, jak samochód.
Jednego stać na taki, drugiego na inny, a to jak się jeździ i tak weryfikuje trasa ....
Paweł.

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 828
  • Reputacja: 1994
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Rozumiem takie uniesienie :) Mnie akurat komercje też nie cieszą tak jak wody klubowe czy 'normalne'. Aczkolwiek nie każdy tak odczuwa :) Ja myślę, że tutaj też zbytnio odnosimy się do słowa 'komercja'. Ja na przykład na Kaczych Dołach przeżyłem świetne chwile, i nie jest to to samo co wizyta na łowisku 'Pod Borem'. Tak samo wiele wód PZW odartych jest z 'romantyzmu'. To są prywatne kwestie ;) Pomyślmy teraz o tym, że ktoś stawia znak równości pomiędzy wszystkimi komercjami, oraz czyni to również z wodami PZW. Tak się nie da po prostu. Taka Batorówka czy Kacze Doły mogą dać 'najwspanialsze' wrażenia, i wcale nie ma na sensu uważać, że lepszą musi być woda PZW.

To co 'w duszy nam gra' jest dla każdego czymś innym, nie wiem jednak czy musi być zależnym od miejsca. Według mnie nie. Jeźeli ktoś uważa, że Milton Lake jest wstrętną komercją, a jakiś bylejaki staw z drobnicą (łowisko pseudo dzikie) jest lepszy, to wg mnie nie wie co mówi. Czcze gadanie i tyle :D
Lucjan

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Nie ma wątpliwości Lucjan.
Dajmy na to "Karasiowo".
Choć tam nie byłem, to widziałem film WMH i na pewno wielu "romantyków" nie powiedziałoby nie, takiej wodzie.
Pięknej, urokliwej, z normalną nie zachwianą populacją ryby.
Nie brakowałoby mi tam walorów estetycznych i o ile poradziłbym sobie z cwanymi karasiami, także ryb :)
Nikt rozsądny nie stosuje uogólnień.
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline FanFeeder

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 495
  • Reputacja: 34
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Mazowsze
  • Ulubione metody: waggler i feeder
A nowe rzeczy, nowinki? Ja tam uwielbiam przyjść na nockę, zarzucić zestawy i włączyć alarmy. Dźwięk jaki daje branie to dla mnie poezja. Jasne - może komuś to przeszkadza i lepiej się sprawdza 'bombka'  - ale mnie akurat cieszy coś takiego :)

W tym wszystkim bardziej dostrzegam raczej nostalgię za dawnymi czasami, kiedy byliśmy młodzi. Ale dam sobie rękę uciąć, że więcej niż połowa z nas, przeniesiona 20 lat wstecz, wcale nie czułaby się dobrze, z cienkim sprzętem, brakiem wielu przynęt, dymaniem na ryby rowerem marki Jubilat, ważącym tyle co cztery rowery dzisiaj ;)  Po prostu - najlepiej jest tam gdzie na s nie ma :D A może lepiej starać się chwytać chwilę, cieszyć tym co mamy przed nosem, cieszyć z pobytu nad wodą?

Bo schemat jest taki. Wielu z nas, myśli o tym co będzie robić jak będzie owić za dzień lub dwa, na rybach myśli co będzie robić wieczorem lub co by było gdyby zrobiła coś inaczej. Efekt jest taki, że zawsze jesteśmy myślami albo w przyszłości, albo w przeszłości, nie ma nas natomiast 'tu i teraz'. I to jest właśnie tęsknota za tym co było dawniej, za tym przeżywaniem rzeczy na bieżąco. Nie chodzi do końca o sprzęt, ciuchy, maty czy inne rzeczy. żyjemy przeszłością lub przyszłością, zapominając o prozaicznym cieszeniem się z tego co mamy teraz. Tak właśnie było dawniej, jak byliśmy młodzi. Sam się często na tym łapię, i zawsze staram to prostować :)

Muszę odnieść się do tego fragmentu wypowiedzi :P Po pierwsze ja też uwielbiam łowić z alarmami, nie wyobrażam sobie łowienia z jakimkolwiek wiszącym na żyłce sygnalizatorem bez położenie wędki na elektronice. Bardzo rzadko łowię w stojących wodach z gruntu, bo tu wolę spławik, ale jak już to tylko z alarmem, bo uwielbiam jak wyje podczas odjazdu i jeszcze mogę popatrzeć i posłuchać kilka sekund jak jest odjazd :D

Na rzece z kolei zawsze łowię z grzechoczącymi dzwoneczkami na szczytówkach, choć wybieram te najcichsze. Nie jeżdżę na krócej niż 7-8 godzin a zazwyczaj są to zasiadki od popołudnia do późnego poranka, nie da się przez tyle czasu obserwować szczytówek, tym bardziej, że trzeba też zająć się czymś innym, jak jedzenie, ognisko czy strzeleniu paru fotek o zachodzie czy wschodzie słońca :) A jak jadę na takie kilkanaście godzin to akurat tylko w ten sposób udaje mi się właśnie wyłączyć, oderwać od codzienności po całym tygodniu. Śpiew ptaków, widoki, samotność, żarcie z ogniska, spanie w samochodzie. Do tego jak się siedzi tyle godzin, to zazwyczaj wcześniej czy później w końcu wyje ten alarm albo dzwoni dzwonek ;)
"Ale w jednym i drugim przypadku musi mieć w sercu tą iskrę, ten żar który rozpala wyobraźnie i sprawia, że tęsknimy za kolejną wyprawą, za kolejnym sezonem. Sposób na życie, sposób myślenia: Ja, natura, ryba, pasja, wyzwanie, tajemnica."

Tench_fan