Po pracowitym weekendzie mogłem wreszcie oddać się pasji i pojechać na ryby. Jako, że nie miałem robaków - wybrałem Bury Hill, bo tam je można nabyć, a z płocią z Milton Lake miałem proachunki z zeszłego sezonu...
Początek to były doświadczenia - czyli feeder z delikatnym zestawem (żyłka główna 0.16 i przypon 0.11 z hakiem nr 16) kontra Metoda w małym wydaniu. Niestety nie mozna było niczego przeprowadzić ponieważ ryby totalnie odmówiły współpracy. Zero akcji - arktyczna zima. Zwinąłem więc zestaw delikatny i przesiadłem się na wagglera. Po złowieniu typowego okonia 15 cm - znowu cisza...
Jeden tyczkarz łowił na miejscu gdzie ja łowiłem tyczką pod koniec listopada i miał kilka rybek, płoci głównie. Myślałem, już o tym jak kiepsko i fatalnie łowię - gdy po 13.30 coś drgnęło. Na wagglerze pojawil się zaspany karaś a na Metodzie płoć, około 25-28 cm. Po 14 było juz całkiem znośnie - pojawiły się brania, niczym spod ziemi - i oprócz pięknych płoci ponad 30 cm udało się złowić lina grubo ponad 40 cm (długi ale chudy i rozciagnięty). Prawie w ogóle nie walczył, aż dziw że żerował a nie spał!
Kilka pieknych wzdręg sie pojawiło, i ładne płocie. Na zetsaw delikatny, który zamienił Metodę - miałem kilka brań - jedno to płoć 30 cm.
Ogólnie sesja do 13.30 fatalna. Szaro, ciemno... I o dziwo ryby ruszyły do żerowania - co jest bardzo ciekawe. Końcówka zaś była najlepsza. Wynik sesji to kilkanaście ryb - lin, karaś, kilka płoci 30 cm, kilka poniżej 30 cm, kilka wzdręg i trzy okonie. Jak na styczeń bomba! 3/4 ryb złowione w ciągu ostatnich dwóch godzin!
Nigdy nie wolno sie poddawać!
Śpiąca królewna...
Nie jest łatwo złowić karasia w takie zimno
Długi ale chudziutki... Prawie nie walczył taki zaspany