Rybal piszesz, że
Monografie są raportami o bieżącym stanie naszej gospodarki więc cytowanie zagranicznych prac nie jest konieczne.
Chcąc być złośliwym, zapytałbym, czy wszystkie monografie w Polsce? A może te pisane w IRŚ? A może ta właśnie, o której mówimy, czyli „Zasady i uwarunkowania zrównoważonego korzystania z zasobów rybackich”?
Rozumiem, że chodzi Ci o tę właśnie monografię.
Piszesz, że cytowanie prac zagranicznych nie jest konieczne. Zawsze mi się wydawało, że nawet bieżące badania przeprowadza się w ramach pewnej teorii. Rozumiem, że jedynie słuszne rozwiązania zostały wypracowane w Polsce. Nie dziwi mnie, zważywszy na sam tytuł monografii, który sugeruje, że wszystko, co pływa w wodzie to zasoby rybackie. Moje pytanie: czy zasoby wód śródlądowych na całym świecie nazywane są zasobami rybackimi?
W naukach przyrodniczych 28 lat to ...mrugnięcie oka. Nawet trudno statystykę do tego zrobić
To pokazuje na przykład genetyka, która zapewne 30 lat temu była na tym samym etapie, co teraz. Oczywiście, jeśli by się zatrzymać na klasyfikacjach i sprawozdawczości, to rzeczywiście – żadnego postępu. Problem polega na tym, że w badaniach naukowych, jakie by to badania nie były, nie chodzi o sprawozdawczość.
Ten "przekaz", niby o szkodliwości wędkarstwa, to chyba jakieś przewrażliwienie. Chociaż, jak zauważyli to panowie z Ernst&Young, w Europie istnieje bardzo silne lobby wędkarskie, lobbujące na rzecz jedynej słuszniej formy użytkowania wód,
Wody zapewne można na wiele sposobów użytkować. Najważniejsze, żeby robić to z głową. A co to znaczy? Otóż, jeśli zauważamy, że dzieje się coś nie tak, trzeba dokonać diagnozy przy pomocy określonych narzędzi i wdrożyć działania naprawcze. Jeśli one nie przynoszą rezultatów, to znaczy, że coś z diagnozą jest nie tak lub ze sposobami radzenia sobie z problemem.
Proszę wybaczyć, ale ja mam wrażenie, że przedstawiciele IRŚ idą ciągle w zaparte. Widać gołym okiem, że sytuacja jest dramatyczna, a w IRŚ, nawet jak znajdą się ludzie, którzy to dostrzegają, to i tak trzymają się utartych rozwiązań, na przykład tego właśnie, że rybacy dbają o równowagę ekologiczną jezior. Bez nich to by dopiero się działo! Rybacy są gwarantem… tylko czego, skoro niewiele już jest. Może warto przekalibrować myślenie. I nie chodzi mi wcale o to, aby wygonić precz rybaków, ale o to, by nie patrzyć na nich, jak na zbawienie dla jezior i rzek, bo celem zawodowym rybaka nie jest ochrona ryb, ale ich eksploatacja. Można narzucać na nich rozmaite obowiązki, ale one są tylko kolejnymi kulami u nogi rybaka, które jeśli tylko będzie mógł (czyli znajdzie furtkę by czegoś nie zrobić), zrzuci. Dlaczego? Bo to podnosi mu koszty.
Ja nie należę do żadnego lobby wędkarskiego i mało mnie ono obchodzi. Nie jestem zwolennikiem C&R, ale umiaru i mądrości w działaniu.
Trzeba się po prostu zastanowić jak przeciwdziałać przełowieniu, zarówno wód śródlądowych, jak i mórz i oceanów. Od początku lat 70-tych jest taka tendencja, że przyrost 13-letni ludności to 1 miliard ludzi. Na początku XIX wieku wszystkich ludzi na ziemi był 1 miliard, przyrost kolejnego miliarda trwał ok. 110 lat (policzone w 1930), kolejny przyrost populacji o miliard to 30 lat!!!, a potem, od 1960 przybywało nas o miliard, średnio co 13 lat. Takie też są prognozy na kolejne stulecie – co 13 – 14 lat więcej nas o miliard. Biorąc pod uwagę rozwój technologii i wzrastający popyt na ryby, związany ze zwiększającą się liczbą ludności na świecie, nietrudno zgadnąć, co może się stać. Piszę o świecie, bo zdaje się, że węgorz jest też takim towarem eksportowym, na którego zapotrzebowanie jest większe (ciekawe, czy rybacy zgodziliby się na zakaz eksportu tej ryby w imię dobrostanu polskich jezior?).
W Polsce jest nas więcej jednie o 6 milionów w stosunku do 1970 roku, ale rozwój turystyki, zwiększone zapotrzebowanie na produkty regionalne (co jest rezultatem większej zasobności portfela, niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu), eksploatacja wędkarska (z uwzględnieniem nowoczesnych technik łowienia) – to wszystko drenuje wodę. I nie trzeba być uczonym, żeby o tym wiedzieć. Najistotniejszą sprawą jest znalezienie sposobu uchronienia nas przed skutkami, które niosą ze sobą wszystkie te zjawiska. I tu jest rola IRŚ. Czy ją spełnia? Po skutkach ich poznamy (parafrazując pewną mądrą Księgę).