Autor Wątek: Instytut Rybactwa Śródlądowego - czy naukowcy rozumieją wędkarzy?  (Przeczytany 255644 razy)

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
W tym roku w wielu miejscach się rozmnożył...
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
W tym roku w wielu miejscach się rozmnożył...
Mam nadzieję, że to tylko w tym roku, który był wyjątkowo gorący.
Ale wracając do zarybień. Czy nie lepiej byłoby te pieniądze, które pakuje się w zarybianie karpiem włożyć w zarybienie linem i karasiem?
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Chyba odpowiedź na to pytanie jest jedna ;)
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline Rybal

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 137
  • Reputacja: 9
    • Galeria
    • Publikacje
Rybal, niestety nie to jest przyczyną zaniku naszego karasia, to hybrydyzacja. Japoniec to głównie samice, więc jest kilka razy więcej ikry, dodatkowo potrzebują mlecza innych karpiowatych do aktywowania jaj (ciekawe niby, bo to nie to samo co zapłodnienie?), podobno nawet piskorz to zrobi. Jednak oczywiście wybiera kuzyna w pierwszym rzędzie. O ile płoć z leszczem dają hybrydy, tutaj dwa carassiusy dadzą japońca. Na dodatek franca wyżera ikrę innych karpiowatych.
Jeżeli do tego dodamy brak szczupaka, czyli typową cechę polskich wód, hybrydyzację karasia z karpiem (czyli zarybianie karpiem w listopadzie mści się tez na karasiu niestety) - to okaże się, że japońca nie ma co żreć, natomiast szybko wypierany jest nasz złocisty. Obecnie wędkarze łowią spore sztuki, jak dla mnie informacja o starych okazach, brak młodych zaś to nic innego jak znak, że gatunek zanika.

Gdzie karaś pospolity przetrwa? Tam gdzie nie ma japońca. Czyli właśnie głównie w miejscach które japońcem zarybiacie.

O ile wędkarze mogą żądać wielkich ryb, bo często są nieedukowani i nastawienie na sam sport, to tutaj rękę do zagłady przykładają naukowcy. Dla mnie jest znak, że nie dba się o równowagę i ekologię tak naprawdę, ale liczy się aspekt rybacki (mięso dla wędkarza czy rybaka). Melioracje to tylko mały procent...

Mnie zabolało najbardziej pójście na skróty przez PZW i zrobienie jednego gatunku - karaś. Sam problem zauważyłem przez przypadek, kiedy młodzi wędkarze nie wiedzieli co to jest za ryba, oglądając zdjęcie pospoliciaka. Okazało się, ze już takich w ogóle nie łowią, jest tylko japoniec!

Teraz zagrożony będzie przez japońca również lin, ten jest znowu pożerany przez wędkarzy, nie ma praktycznie żadnej ochrony. Ja widziałem radość chłopaka na zlocie WMH, który złowił linka 35 cm. To był dla niego połów jakby ryba była ze złota :) w tym sezonie tylko bodajże Zbyszek zgłosił lina powyżej 50 cm, były sztuki powyżej 40 cm, ale wcale nie dużo. Oczywiście, linem się zarybia więcej i ten na pewno 'będzie'. Ale na wielu wodach to już rzadka ryba niestety, bez zarybień mogłaby zaniknąć. Podobnie jak z karasiem, japoniec, karp i amur jeszcze będą wrogiem tego gatunku. Typowe zarybienia PZW i walenie karpia do wody sprawiają, że oprócz zaniku roślinności, co już oznacza słabe miejsca lęgowe dla tego gatunku, samo tarło jest utrudnione, bo pojawia się spora liczba ryb licząca na ostrą wyżerkę. Tutaj ratunkiem lina jest zielsko, grażel, pas roślinności przybrzeżnej, karaś bidula zielska nie lubi, i dlatego przegrywa na całej linii.

A co z gatunkami nie łowionymi wędkarstwo jak różanka?

O ile myślalem, że eksperyment z sumikiem karłowatym (w USA nie karłowacieje) czegoś ichtiologów nauczył, to tutaj najwidoczniej olali oni sprawę. Nie wolno gatunkom inwazyjnym pomagać w rozprzestrzenianiu, jest to po prostu głupota. Dla mnie dziwne jest to, ze naukowcy mówią, że ryby są - ale japoniec wprowadzany był do wód PZW ponieważ brakowało im ryb po prostu, mieli już 10 lat temu problem z jałowością dzierżawionych wód. Problem zbagatelizowano? Czy po prostu tak w Polsce się robiło za Gienka, prezesa PZW, który jako przykładny komunista i esbek kierował organizacją w typowy dla PRLu sposób. Dlatego jeżeli Kotwic broni kierownictwa PZW - to dla mnie jakby bronił właśnie układów i wałów, jakie się robi na poziomach okręgów czy Zarządu Głównego. Sam jestem pewien, że ichtiolodzy znają dziesiątki przykładów takich nadużyć, bo wielu prezesów okręgów działało jak Gienek prezesina z Twardej, ba działają dalej!

A samo PZW? To oni odpowiadają za to, ze o ryby się w Polsce nie dba. Pogląd o zabieraniu ryb z dziada pradziada jest tak idiotyczny dla mnie, że aż boli. O dziwo tacy goście prowadzili Wedkarza Polskiego, prowadzą Wiadomości Wędkarskie. Podstawową rzeczą przy ochronie zasobów jest edukacja, niestety PZW pomimo olbrzymich pieniędzy jakimi dysponuje, w tym kierunku nie robi praktycznie nic, polski wędkarz jest zacofany często, nie idzie z duchem czasu, nie ładuje się w niego informacji o tym jak chronić wody, ryby, jak dbać o równowagę.  Bo 'dziad ryby zabierali, ociec  tyż, to i ja biorę'! To oni powinni w pierwszym rzędzie zauważać wyjaławianie wód, zaś naukowcy powinni im pomagać problem usuwać. Zamiast ochrony, zmniejszenia limitów i wprowadzenia górnych wymiarów ochronnych chłopaki do społu, znaleźli rozwiązanie - 'dawaj, walniemy japońca, to będą mieli co łowić i żreć i po kłopocie'. Smutne ale prawdziwe. Oczywiście problem nie zniknął, pojawiły się kolejne. Bo teraz taiło przeżyciowe lina lub karasia pospolitego w zbiorniku opanowanego przez japońca ma znikomą szansę powodzenia, tak więc zarybienia tymi gatunkami niewiele tam dadzą. Są okręgi, gdzie gatunek ten jest traktowany prawidłowo, jako chwast, i nie wolno go wpuszczać z powrotem do wody, jednak w wielu wciąż się nim zarybia, zaś samych wędkarzy nie uświadamia co to za gagatek...

Rybal i Kotwic, o ile działacie na północy Polski i macie zazwyczaj jeziora pod sobą, to problem o którym piszę jest dla Was może jeszcze marginalny. Ale i tam on się pojawi. Dlatego IRŚ powinien dawno mieć już sprawdzone rzeczy, wiedzieć jak chronić karasia pospolitego i lina. Ciekawe jak opiniujecie operaty? Japoniec wciąż trafia do wody, tak więc to wcale nie koniec problemu...

W samej Polsce, która jest jedynym praktycznie krajem europejskim, gdzie pomimo wzrostu zamożności społeczeństwa ryby się odławia (zabiera) na masową skale (wędkarstwo), problem japońca, karpia i amura będzie całkiem inny. Bo o ile w UK zarybienia karpiem odbiły się czkawką, i teraz wody naturalne lub wykopane x lat temu nie są już traktowane tym gatunkiem, to w Polsce nie dość, że powtarza się błędy z takiego UK, to jeszcze dodatkowo pozwala się na introdukowanie japońca, amura, nawet tołpygi (to już w ogolę jest przegięcie pały), łącząc to z brakiem ochrony gatunków rodzimych. Recepta na porażkę. Jest problem suma jeszcze, no i wisienka na torcie - jesiotr ( w Polsce, z brakiem kontroli i nagminnym łamaniem przepisów - takie projekty mają oprócz naturalnych przeszkód jeszcze dodatkową - Zenona Bombalinę z dwiema zamrażarami).

Tak więc nie chodzi nam wcale o to aby 'ryby były za wszelką cenę' - tutaj raczej chcemy aby był pomysł na to aby one były, który można zastosować na wiele wód. I naukowcy nie wychodzą wcale na przeciw, wręcz stoją na drodze i miotają oskarżenia (nie powiem, niektóre są słuszne), nawet w stronę forumowiczów, wrzucając nas wcześniej do wora z Zenonem Bombaliną co ma dwie zamrażary i maszynkę do mielenia wszystkiego co nie przejdzie przez oczka siatki.

Tak więc tutaj mam nadzieję się przekonaliście, panowie naukowcy, że nie jesteśmy wcale tacy ciemni i łatwi do urobienia, nie żądamy tez mięsa za wszelką cenę, nie chcemy wprowadzenia zasady złap i wypuść wcale. Jasne, że nie znamy się na wszystkim, ale nie trzeba wielu rzeczy aby zauważyć problemy i widzieć ich skalę. Na pewno można działać wspólnie aby szukać wspólnych rozwiązań. Dodam jeszcze, że faktycznie możemy jako wędkarze ciągnąć i naginać wiele rzeczy pod wędkarstwo, dziwne abyśmy cieszyli się z siat na jeziorze rybaków którzy tyle łowią, ale na pewno da się wypracować porozumienie i coś wspólnie zrobić. Hogwh - powiedziałem! :D

Ciekawa hipoteza, ale jajogłowi mają taką manierę, że dzielą włos na czworo i szukają dziury w całym. Kuszący byłby taki romantyczny projekt badawczy:  wpływ introdukcji japońca na populacje złocistego. Inwentaryzacje, symulacje, korelacje – kuje muje dzikie węże. Po kilku latach w glorii i chwale ogłosić światu wyniki, że w biotopach typu A wpływ jest istotny, w typu B znikomy a w C warunkowy. Ale … spadamy na dupę. Instytut choć jest jednostką branżową, to jednak na pasku Wielkiej Nauki musi chodzić i z Wielkiej Nauki jest rozliczany.  W rozwiniętych krajach instytuty branżowe służą swojej branży, co jest oczywiste i naturalne. Niestety my nie jesteśmy na garnuszku lobby rybackiego, jak sądzi liczne grono wędkujących. Sektor rybactwa to pikuś aby naukę jeszcze ciągnąć. Świat naukowy oszalał na punkcie Indeksów, cytowalności, Hirschów, nauki dla samej nauki. Masz HSy - jesteś Naukowcem, nie masz – jesteś kiepsko opłacanym rzemieślnikiem.


Krajowy system grantowy promuje wybitnych naukowców (zHSami) i wybrane dziedziny (np. biologia molekularna, genetyka etc)  i tam idzie kasa, takie karasiowe badania należą  raczej do poślednich dziedzin.  Gdyby jeszcze karaś był na liście gatunków kluczowych, Naturowych, zagrożonych, z czerwonej listy, takie badania może miały by jakieś szanse. Strzebla błotna może autostradę zawrócić ale karaś już nie. Nakłady na naukę, mimo zapewnień polityków, są coraz mniejsze. Idą wybory, a o wyborców trzeba dbać. My nie wyjdziemy na ulicę opony palić. Musimy sami szukać funduszy z różnych źródeł, które najczęściej nie dają  swobody badawczej. (jaja sobie robię oczywiście ale coś w tym jest) :D
Abstrahując od kwestii konieczności/słuszności różnych projektów badawczych, myśląc o przyszłości trzeba mieć na uwadze tzw. czynnik społeczny. Uprawiam już Political Fiction, ale co się stanie gdy będziemy postulować  o ograniczenia w wędkarstwie,  jakieś limity,  zakazy i takie tam eko-kazania?  :D

Jak ktoś słusznie wspomniał, pozostaje nam tylko edukować nowe pokolenia.
Tomasz

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Jeden z moich ulubionych filmów :) Chyba sobie go dziś powtórzę :)
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Krajowy system grantowy promuje wybitnych naukowców (zHSami) i wybrane dziedziny (np. biologia molekularna, genetyka etc)  i tam idzie kasa, takie karasiowe badania należą  raczej do poślednich dziedzin.
Nie do końca tak jest. Trzeba być wytrwałym w staraniach. To często procentuje. Ale z grubsza masz rację.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Tomek, dobrze to wszystko streściłeś. Tutaj pełna zgoda.
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Grendziu

  • Gość
Karp musi być, bez dwóch zdań, to ryba która jest związana ze sportem wędkarskim, czy tego chcemy czy nie.
Nie, nie musi być. Nie widzę, żadnego przymusu, konieczności, obowiązku.
[...]
 
Ja też nie sądzę, aby potrzeby wędkarzy musiały wymuszać zarybienia karpiem. Potrzeba jednego, czy drugiego człowieka, a nawet znaczącej grupy ludzi, to nie jest kryterium obiektywne. My, wędkarze na tym forum, często się sprzeciwiamy działaniom rybaków, które często przyczyniają się do zmniejszana się pogłowia ryb, ale przecież wynikają z ich potrzeb (nawet bardziej szlachetnych, niż wędkarskie, bo ludzie ci robią to, aby się utrzymać, a my dla przyjemności). Dlatego podpisuję się pod dalszym ciągiem wypowiedzi Kotwica, że

Trzeba tak gospodarzyć wodami, by zachować lub polepszyć ich stan. Rozumny wędkarz to zaakceptuje i dopasuje się do łowiska, [...]

Dodam od siebie, że wędkarz rozumny zaakceptuje i dopasuje się do łowiska, jeżeli w tym łowisku będą pływały ryby. Ja myślę, że naprawdę jest niewielu wędkarzy, którzy by się zmartwili, jeśli nie byłoby w wodach karpia, a byłby dorodny lin, karaś pospolity, leszcz, no i drapieżniki.

Uznanie wszystkich w PZW za nieudaczników i złodziei (tak odbieram podejście Luka), urazi wiele osób które naprawdę uczestniczą w działaniu PZW, poprzez aktywność w kołach, pracach społecznych, zarybieniach itd.
Wielokrotnie Luk się dystansował od tego typu zarzutów. Kiedyś sam pisałem, że czym innym jest krytyka organizacji, a czym innym krytyka ludzi pracujących w organizacji. Organizacja jest przede wszystkim pewnym tworem kulturowym o ustalonej strukturze, funkcjach, przepisach, celach i określonych w statutach i innych dokumentach możliwych sposobach działania. Ludzie, którzy w niej pracują, albo do niej należą, wcale nie muszą być odpowiedzialni za jej kształt i sposoby działania. Odpowiedzialni są przede wszystkim ci, którzy mają wpływ na kształt organizacji. Wymagać od członków PZW, żeby zmieniali PZW to pomyłka. To tak, jakby wymagać od maszynisty lokomotywy, działania na rzecz zmian w PKP. Wędkarze to hobbyści i nie mają czasu, żeby zajmować się (na dodatek za darmo, wyręczając tym samym prezesów i tym podobnych) sprawami organizacyjnymi PZW. PZW ma etatowych działaczy, którzy powinni o wszystko zadbać. To jest ich psi obowiązek. Za to biorą kasę, a jak nie to mówiąc brutalnie won!!! Tyle tylko, że PZW to klika i żadnego "won" nie będzie. I tu jest problem.

W 100%  zgodzę z Panem Darkiem w tej wypowiedzi :beer: :thumbup:

Kotwic dzięki za odp. jeśli kiedyś będziesz przygotowywał operaty dla fundacji, karasia odpuszczę, ale za małą ilością karpia, leszcza będę delikatnie lobbował. No chyba, że faktycznie mam być o zgrozo zabójcą przyrody to wtedy ulegnę. Jeszcze kilka dni temu chodziło mi po głowie tylko woda RZGW ale co za problem aby stawy czy żwirowiska dla karpiarzy włączyć w projekt i zrobić dla nich tam Eldorado?

Luk nie podetniesz skrzydeł krytyką jakby co, a podpowiedzi co i jak źle jest robione zostaną z chęcią wysłuchane. Na nowe trendy panujące nad wodą też nie chcę się zamykać, wszystko w granicach rozsądku, "Pro", "Eko" " czy "Retro" dobrze ubrane jest modne i świetnie się sprzedaje.

Kotwic

  • Gość
Kotwic dzięki za odp. jeśli kiedyś będziesz przygotowywał operaty dla fundacji, karasia odpuszczę, ale za małą ilością karpia, leszcza będę delikatnie lobbował. No chyba, że faktycznie mam być o zgrozo zabójcą przyrody to wtedy ulegnę. Jeszcze kilka dni temu chodziło mi po głowie tylko woda RZGW ale co za problem aby stawy czy żwirowiska dla karpiarzy włączyć w projekt i zrobić dla nich tam Eldorado?
Niech pręgierza się nie obawia WaśćPan, ja jeno swoje robię i uchybień niewiele widzę ;)
Nigdzie jak widać nie napisałem, że kategorycznie karpiem zarybiać nie będę. Wszędzie jednak pisałem, że wymagam informacji o wodzie, informacji o celu, współpracy. Co oznacza, że do wody analizowanej (czyt. zainteresowane strony) ryby właściwe wpuszczone będą, z należytym szacunkiem i sposobem, acz z zastosowaniem mózgowia właściwym i poszanowaniem finansów skutecznym.
To wystarczy by diagnozę właściwą postawić i lek adekwatny przypisać.
Niestety, żądze bezpodstawne, roszczenia idiotyczne, sugestie paranoidalne odrzucone będą.

To tak pokrótce na temat, jak widzi się zarybianie gatunkami spornymi.

Grendziu

  • Gość
Co gorsze zatem Panie dla wody: zbyt duże pogłowie karpiowatych czy zbyt dużo zanęty w wodzie? Znam odpowiedź. Tak mi się wydaje, ale do uczonych tego świata zwracam się z  pytaniem.

A na poważnie przyłączam się do pytania dziś usłyszanego: Czy jest jakaś różnica dla wody pomiędzy dzikim karpiem zwanym sazanem, a zwykłym "lustrzakiem"?

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark

Ciekawa hipoteza, ale jajogłowi mają taką manierę, że dzielą włos na czworo i szukają dziury w całym. Kuszący byłby taki romantyczny projekt badawczy:  wpływ introdukcji japońca na populacje złocistego. Inwentaryzacje, symulacje, korelacje – kuje muje dzikie węże. Po kilku latach w glorii i chwale ogłosić światu wyniki, że w biotopach typu A wpływ jest istotny, w typu B znikomy a w C warunkowy. Ale … spadamy na dupę. Instytut choć jest jednostką branżową, to jednak na pasku Wielkiej Nauki musi chodzić i z Wielkiej Nauki jest rozliczany.  W rozwiniętych krajach instytuty branżowe służą swojej branży, co jest oczywiste i naturalne. Niestety my nie jesteśmy na garnuszku lobby rybackiego, jak sądzi liczne grono wędkujących. Sektor rybactwa to pikuś aby naukę jeszcze ciągnąć. Świat naukowy oszalał na punkcie Indeksów, cytowalności, Hirschów, nauki dla samej nauki. Masz HSy - jesteś Naukowcem, nie masz – jesteś kiepsko opłacanym rzemieślnikiem.


Krajowy system grantowy promuje wybitnych naukowców (zHSami) i wybrane dziedziny (np. biologia molekularna, genetyka etc)  i tam idzie kasa, takie karasiowe badania należą  raczej do poślednich dziedzin.  Gdyby jeszcze karaś był na liście gatunków kluczowych, Naturowych, zagrożonych, z czerwonej listy, takie badania może miały by jakieś szanse. Strzebla błotna może autostradę zawrócić ale karaś już nie. Nakłady na naukę, mimo zapewnień polityków, są coraz mniejsze. Idą wybory, a o wyborców trzeba dbać. My nie wyjdziemy na ulicę opony palić. Musimy sami szukać funduszy z różnych źródeł, które najczęściej nie dają  swobody badawczej.
Abstrahując od kwestii konieczności/słuszności różnych projektów badawczych, myśląc o przyszłości trzeba mieć na uwadze tzw. czynnik społeczny. Uprawiam już Political Fiction, ale co się stanie gdy będziemy postulować  o ograniczenia w wędkarstwie,  jakieś limity,  zakazy i takie tam eko-kazania?  :D

Jak ktoś słusznie wspomniał, pozostaje nam tylko edukować nowe pokolenia.
Tomasz

Spoko, ja to rozumiem. Nie zgłębiacie problemu bo nie macie za to płacone, macie robić coś innego.

Problem jest tego typu, że wędkarzy jest milion, zmniejszam te liczbę. To sa potencjalni klienci, to oni płaca za wody swoimi składkami. Bez ich składek wód nie spotka rozkwit, nie pojawi sie rybak i ich nie przejmie.

Milion wędkarzy. Zdecydowana większość niezadowolona. Dlaczego więc nie działać dla ich dobra? Z poszanowaniem przyrody oczywiście. Przecież zapłacą za to. Mielibyście ręce pełne roboty, bo sztuką jest dostosować łowiska do potrzeb wędkarzy bez  zbytniego szkodzenia danej wodzie.

Państwo dla którego pracujecie, stanowią obywatele. Za wody i korzystanie z nich nie płaci kajakarz ani ktoś kto jedzie się kąpać nad jezioro. Płaca wędkarze. Więc idąc tym tropem - pracując dla państwa - powinniście rozpatrywać oczekiwania tych co płącą za dzierżawę. Bo wody trzeba zagospodarowywać.

To co piszecie niby jest takie logiczne. Wskażcie jednak jakiś inny taki kraj jak Polska, gdzie jest podobnie. Nie ma! Dlatego można spróbować to przełamać.

To co piszesz Tomek nie idzie do końca w parze z tym co pisze Kotwic. I inaczej, spełnienie części oczekiwań wędkarzy nie zaprzecza temu co piszecie. O dziwo bronicie sie przed tym. Myślę, że jeżeli ktoś zleciłby Wam opracowanie odpowiednich operatów (zmiana regulaminu połowów , limitów tez wchodziłaby w grę) , które miałyby na celu 'napełnić' wody, zrobilibyście to. Raczej kasa stoi na przeszkodzie.

I tutaj na koniec taka mała dygresja. Moglibyście proponować wędkarzom robienie operatów pod nich,  proponowac zmiany, które poprawiłyby ich łowiska. Potraktujcie ich jak klientów. Setki tysięcy niezadowolonych, po prostu wielka okazja aby na tym zarobić, pomóc, coś naprawić. Tutaj nie trzeba wcale habilitacji, bardziej doświadczenia w takich projektach. Może zabrzmi to jak science-fiction - ale wiele kół, stowarzyszeń mogłoby szarpnąć się na coś takiego, jeżeli skuteczność takiej działalnosći będzie wysoka. Wy jesteście ichtiologami i na pewno wiecie jak to zrobić. Ja nie słyszałem nigdy o tym aby ktoś coś takiego proponował. Grendziu pokazał jak się męczono na Czarnym, wędkarze są niezadowoleni, więc operat nie był raczej przygotowany najlepiej. Bo jeżeli szukanie projektów ma polegać na wyrywaniu kasy z UNii, to jest to trochę ślepa uliczka. Nie wiem jak z jesiotrem, ale ośrodek w Grzmięcy ktoś musi utrzymywac później, Unia za wszystko nie płaci - pewne koszta później trzeba niestety ponosić. No i niczym zacięta płyta powtórzę - Czesi mają fajne wody, na pewno więc jest to do zrobienia.
Lucjan

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark

Kotwic, tak jak pod rybaka zarybia się węgorzem (tak dokładnie - to ryba dla rybaka) tak pod wędkarzy trzeba odpowiednio zarybiać. Bo to oni opłacają dzierżawy i utrzymują wody a nie Ty.

Luk, pod warunkiem, że dba się o równowagę, a u nas pakuje się wszędzie karpia i trudno złowić coś innego. Poza tym, czy rzeczywiście nie można zadbać o to, żeby wody zachowywały swój naturalny charakter? Przecież karpie można wpuszczać do wyznaczonej liczby zbiorników zamkniętych, dla pasjonatów tej ryby. Reszta niech będzie wolna od karpia.

Fakt, karp nie rozmnaża się w Polsce. Chwała Bogu.

I o to chodzi Darek. Tam gdzie jest 'wanna' niech będzie sporo karpia, w wodzie większej niech to będzie mniejsza ilość ale większe osobniki, na niektórych wodach może być bez karpia. Każdy okręg ma różnego rodzaju wody. I nie każda musi mieć ten gatunek. Ważne aby był w kilku miejscach. Mateo napisał o zagęszczeniu jakie panuje na łowisku - zatybiono karpiem kilka dni temu... Jaki jest sens robic coś takiego? 50-75% dostanie w łeb jeszcze w tym roku. A można zarybić połową takiej ilości ( w kilogramach) - ale większymi sztukami, nałożyć górne wymiary, tak aby pływały karpie powyżej 8-10 kilogramów. Wilk syty i owca cała, Reszta może być zarybiona linem na przykład. Ten w pażdzierniku rzucać się na zestawy nie będzie, karaś pospolity podobnie, bo nie żeruje tak po introdukcji.

Sama idea karpia - to tak zrobić aby był i nie szkodził zbytnio innym gatunkom. Zenon Bombalina z dwiema zamrażarami będzie może zły, że nie ma sieczki pozarybieniowej, ale po pewnym czasie dostrzegłby sens takiej polityki, bo więcej byłoby ryb konkretnych.
A wszystkich zadowolić się nie da nigdy :)
Lucjan

Kotwic

  • Gość
Milion wędkarzy. Zdecydowana większość niezadowolona. Dlaczego więc nie działać dla ich dobra? Z poszanowaniem przyrody oczywiście. Przecież zapłacą za to. Mielibyście ręce pełne roboty, bo sztuką jest dostosować łowiska do potrzeb wędkarzy bez  zbytniego szkodzenia danej wodzie.
Jasne, że jest to sztuką, zwłaszcza gdy każdy chce czegoś innego, a co gorsze ma być dużo i tanio. Dodając do tego fakt, że to dopasowanie musiałbym narzucić użytkownikowi rybackiemu, trzeba by mieć jego akceptacje oraz uzasadnienie ekonomiczne.
Ja tak to widzę, jeśli miałeś coś innego na myśli to napisz, by nie było wątpliwości.


Cytuj
Państwo dla którego pracujecie, stanowią obywatele. Za wody i korzystanie z nich nie płaci kajakarz ani ktoś kto jedzie się kąpać nad jezioro. Płaca wędkarze. Więc idąc tym tropem - pracując dla państwa - powinniście rozpatrywać oczekiwania tych co płącą za dzierżawę. Bo wody trzeba zagospodarowywać.
Częściowo masz rację, ale tylko w części związanej z obywatelami i wędkarzami jako obywatelami.
Co do opłat, to niestety za korzystanie z zasobów wody płaci konkretny użytkownik rybacki, to on planuje co zamierza robić, to on podlicza koszty i przychody. To użytkownik rybacki bankrutuje, a nie wędkarze.

Cytuj
Myślę, że jeżeli ktoś zleciłby Wam opracowanie odpowiednich operatów (zmiana regulaminu połowów , limitów tez wchodziłaby w grę) , które miałyby na celu 'napełnić' wody, zrobilibyście to.
Ale przecież wykonuję operaty, a w nich zawieram to co chce użytkownik rybacki (ma swój plan, ma do tego prawo) oraz zawieram to, co uważam, za niezbędne, by woda była zagospodarowana prawidłowo.
W czym więc problem i co według ciebie jest tutaj nieprawidłowe?

Cytuj
Moglibyście proponować wędkarzom robienie operatów pod nich, proponowac zmiany, które poprawiłyby ich łowiska. Potraktujcie ich jak klientów.
Luk, o czym ty mówisz. Czytasz to, co się pisze, czy tylko po łebkach wyciągasz niby-argumenty. >:O

Wiele razy pisałem, że wykonuję operaty dla każdego. Wśród tych operatów, co wykonałem znaczna część była na potrzeby pojedynczego wędkarza lub nieformalnego „klubu wędkarskiego”. Użytkują swoje wody (lub nie) tak jak to zostało ustalone. Cieszą się ze swojej wody lub narzekają (wiele tu zmiennych jest).


Może się jednak okazać, że to o czym mówię i tak pryśnie w konfrontacji z rzeczywistością.
Operat stworzony pod wędkarstwo i tak nie zadowoli 80% wędkarzy, bo:
- karpiarz zarzuci brak karpia,
- sumiarz płakać będzie z braku suma,
- spininngista załamie się, że drapieżnik daleko od brzegu jest i nie dorzuci tam,
- większość narzekać będzie, że zanęcać nie można (ograniczenia),
- większość narzekać będzie, że ryb nie ma lub nie biorą,
- większość powie, że za drogie zezwolenia są,
- itp. (nie wspomnę o trudnościach z dostępem do brzegu, pomostów, rzadkimi kontrolami itd.).

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Kotwic, PZW jest głównym dzierżawcą, więc to nie jest 'inny' użytkownik rybacki, wszędzie jest on ten sam,ewentualnie chodzi o okręgi które są konkretnym dzierżawcą.

Po Twoich wpisach ja bym nie zlecił Ci zrobienia operatu, bo nie rozumiesz wędkarzy i ich zachcianek. Jasne, że nie jest to łatwe do zrobienia. Ale w  można spokojnie trafić w gusta, zapewniam. Jeżeli jest woda, na której są ładne ryby ale trudniejsze do złowienia (spławiają się, pływają przy powierzchni) - to wtedy wielu wędkarzy wie, że jest po co siedzieć nad wodą. Ja i wszyscy moi znajomi na razie tak mają przynajmniej. Może być to trudne łowisko - ale wiesz przynajmniej, że ryba jest. Inna rzecz to tak zarybić, aby wędkarze tego nie wyłowili jeszcze w październiku, jak na łowisku o którym pisał Mateo. A to przecież norma. Tak więc można dobrać porę zarybień - aby wszystko ocalało do wiosny, ewentualnie takimi rybami zarybić, aby nie były łatwe do odłowienia (lin i karaś na jesień, karp późną jesienią). Tutaj sam sposób zarybień może sprawić, że ryby będą. Kolejna rzecz to ryby z dobrego źródła, takie na pewno możesz zaproponować, bo to znasz od podszewki.

W ten sposób można zweryfikować żądania wędkarzy, poprzez badania wody, analizę rejestrów plus zarybienia większe, mające na uwadze presję wędkarską. W ten sposób mógłbyś pokazać i zapewnić, że od strony fachowej oferujesz pełny 'pakiet' :D Sumiarzy niemusisz zadowalać bo to margines i sum wiadomo co może zrobić w danej wodzie, karpiarzy już jak najbardziej. I szarego wędkarza również. Na przykład - japońca brać ile wlezie (zalecenie), ustalić wymiary rybom, większym wymiary górne (bo to woda dla wędkarzy, a oni chcą dużych ryb - więc po co je zabierać?). Zobacz, na Czarnym był operat ale nie znaleziono dostawcy narybku lub większych sztuk płoci i leszcza. Gdybyś prowadził to łowisko, i zapewnił ryby, dzisiaj byłoby inaczej. Może liczba łowiących z 220 nie zmalałaby do 150? Zobacz jak prowadzona jest ta woda! Był operat, ale teraz zarządzający się męczą, sami nie wiedzą co jest ta nie tak. Jeżeli miałbyś markę i 'dostępność' i gwarantował zrobienie operatu i opiekę (to bardzo istotne, coś jak serwis po- i gwarancyjny), to taki zarząd wybrałby Ciebie właśnie. A Ty sam miałbyś piękna okazję do strzelenia jakieś 'habilitacji' czy 'docentury', lub jakiegoś innego 'wybicia' się.

Jak na razie nie przekonujesz mnie do siebie. Jesteś niczym architekt, który krytykuje pomysły i życzenia zleceniodawcy. Zapewniam Cię, że tak trudno być rozchwytywanym.

Ogólnie może to uprościłem, ale wiele osób zapłaci za to aby ktoś poprowadził ich wody. Teraz będzie moda na łowiska 'no kill' - tutaj można się wykazać wiedzą i pomysłowością, bo to trudny temat, woda jednak jest do monitorowania i samemu można wiele się nauczyć. W ogóle można rozwinąć swój warsztat i pozdobywać różne tytuły. Wiem, może w Polsce musi to być często konieczne lizanie tyłka komuś, ale kto wie. Docent Wołos nie musi być autorem prawie wszystkich prac, ktoś mógłby mu pomóc i ściągnąć to brzemię z barków naszego tytana :D

Kotwic, polski rynek naprawdę jest tutaj nienasycony. Wiadomo, że wody okręgów są zarządzane w pewien sposób, ale i tak sam niewiele byś obrobił. Kilka dobrych zleceń i masz się wcale nieźle, nie wspomnę o poradniku dla prowadzących komercję. Kilku ichtiologów, którzy zrobią sobie markę i wsłuchają się w żądania wędkarzy, może mieć dostatnie życie w Polsce.
Lucjan

Offline mjmaciek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 15 050
  • Reputacja: 889
    • Galeria
  • Lokalizacja: Polska
  • Ulubione metody: feeder
Lucjanie - lud musi miec białko.
Swego czasu rozmawiałem z kilkoma prezesami kół w rozmowie jasno wyrazili potrzebe ludu:
przecież musimy zarybiać karpikiem na wiosne i na jesieni bo lud musi połowić - tak nic nie łowia to se przynajmniej złowia karpka na talerz......
i tu masz odpowiedz poco ......
przeciez sa proste metody zaryhiac kroczkiem niewymiarowym,  po zarybieniu wprowadzic zakaz wedkowania na 2 tygodnie ryba sie rozejdzie oswoi i nie bedzie walic jak gupia -odpowiedz od prezesow to ilu mi karte w przyszlym sezonie oplaci.......
juz pisalem trzeba czekac az to chore pokolenie odejdzie, rozwiazac pzw i caly ten system zmienic
oddac wody w prywatne rece -po dwoch latach rynek zweryfikuje gdzie jest fajnie i gdzie sa ryby.....
Maciek