Tak sobie czytam i czytam tą dyskusję...wiele słów, analiz, no i niby już wiemy co i jak ale... ja w dalszym ciągu widzę burzę w szklance wody.
W związku z tym opowiem Wam bajkę. Pewnego pięknego poranka, siedziałem sobie na nad brzegiem uroczego, naturalnego jeziora, zarządzanego przez lokalną gminę (własność samorządowa to własność publiczna) i w tym że to jeziorze, co 15m, wybudowany był przepiękny pomost, a do każdego z nich przykręcona była mała, gustowna tabliczka, że to pomost prywatny, takiego to a takiego wędkarza. Tym zacnym jegomościom chciałbym zadedykować, że własność publiczna, zatem samorządowa także to np. lokalne drogi prowadzące do ich wspaniałych domostw. I teraz, niech ostatkiem swoich tęgich umysłów, wyobrażą sobie jak by to było gdyby postawić im, w osi takiej drogi, zwodzony mostek z napisem własność prywatna...Ale bajka miała być nie o tym.
No to sobie siedzę, patrzę w karmazyn antenki spławika, słońce ogrzewa skapany w zieleni obszar...
Po pewnej chwili, obok mnie, rozkłada swoje podpórki i wędki, zacny, starszy dżentelmen. Nawiązuje się miła, niewymuszona rozmowa, narzekamy sobie dyskretnie, że ryby nie biorą, że za gorąco, starszy, doświadczony Pan w końcu stwierdza że przeniesie się na inne łowisko, bo on tutaj nie złowi żadnej konkretnej sztuki, a przydałoby się coś na patelnię, a szczególnie lubi karpie...Tak niby od niechcenia, trochę chytrze, ale nie natarczywie, z niewinnym uśmiechem podpytuję, czy nie bardziej opłacalnie byłoby dla niego gdyby za tą całą kasę, którą poświecił na opłacenie zezwoleń, dojazd na łowisko, zanęty, przynęty itd. nie poszedł by do supermarketu i w wielkiej promocji, nie zakupiłby takiej ilości karpi, że naładowałby zamrażarkę po brzegi?
Oj nie, szybko zaprzecza ów wędkarz, to nie tak, bo ryba złowiona własnoręcznie zupełnie inaczej smakuje, lepiej. Już chciałem protestować, że ryba to ryba...ale pomyślałem sobie, że grzyby samodzielnie zbierane w lesie też smakują lepiej, niż te kupione w sklepie, czy przy drodze...bo samemu się je pozbierało, z wielką frajdą zresztą. Hmmmm, no to klops pomyślałem, trudno dyskutować z takim to argumentem, bo prawdziwym. Wędkarz, jak wcześniej zapowiedział, zwinął manatki i oddalił się, zostawiając mnie w stanie totalnego chaosu w głowie...
Słońce chyliło się ku zachodowi, ogrzewając ostatnimi promieniami taflę jeziora, ptaki obniżyły swoje trele, a ja zaczynałem powoli pakować swoje rzeczy gdy nagle mnie olśniło...
Poprawę naszego rybostanu osiągniemy zaczynając od...zmiany we wszystkich polskich książkach kucharskich i w przepisie na Karpia po żydowsku zamiast: Weź i spraw dwa kilo karpia umieścimy: Weź dwa kilo karpia z hodowli...bo ten z naturalnej wody, gdzie są wędkarze, ma zbyt dużo...ołowiu...Dobranoc