Byłem, widziałem i potwierdzam słowa Patryka, chociaż nieco podkolorował ilość złowionych przeze mnie ryb
Towarzysko wypad 10/10, wizyta w Feedersklepie również udana, wędkarsko u mnie nieco gorzej, bo przed wyjazdem oczami wyobraźni widziałem nowe życiówki karpia i amura, ale rzeczywistość zweryfikowała wędkarskie marzenia
Na łowienie na Mokate zgadywałem się ze Shrekiem już jakiś czas, w międzyczasie KamilR zaproponował wspólny wypad do FeederSklepu. Udało mi się go przekonać na połączenie jego i moich planów, zarezerwowałem domek byśmy mieli gdzie kimać i pozostało ruszyć na ryby.Budziki ustawiłem na 4:30 i 4:35, szkoda tylko że na poniedziałek, a nie sobotę
Obudziłem się sam z siebie chwilę po 5, co i tak jest niemałym cudem, na szczęście spakowałem się w większości dzień wcześniej i o 5:20 byłem już w drodze na miejsce zbiórki, dzięki czemu spóźniłem się tylko 5 minut.
Ile bagaży pakuje 2 facetów na 2 dniowy wyjazd na ryby? Mniej więcej tyle ile jedna kobieta na 2 dni gdziekolwiek, ale i tak ledwo zmieściliśmy się z gratami do sporego combi Kamila ze złożonymi siedzeniami
Do przejechania było łącznie nieco ponad 300km, a pierwszy etap podróży do Będzina zleciał szybko i mieliśmy 20 minut zapasu przed otwarciem. Na miejscu spotkaliśmy Artura Matczaka i Marlenę. Artur potrzebował strzelić kawkę, którą zaproponował również nam, by się rozkręcić i pokazać Kamilowi nowego bardzo mocnego feedera, mi Marlena pomogła skompletować moje zamówienie polegające na uzupełnieniu haczyków, podajników i innych pierdół. Mieliśmy być 10-15 minut, zeszła prawie godzina, bo gdy okazało się, że mieszkamy niedaleko łowiska Maślanka, a w dodatku jedziemy na Ustroń to Artur rozkręcił się jeszcze bardziej z udzielaniem porad i zdradzaniem tajników połowu na tych łowiskach . W międzyczasie skompletowano nasze zamówienie, wpadły nawet gratisy i każdy z nas wyszedł z Feedersklepu lżejszy o kilka stów, ale mimo wszystko zadowolony.
Na Ustroniu byliśmy trochę po 11, załadowaliśmy połowę gratów na wózek i ruszyliśmy do Patryka, który miał na brzegu "karpika" 14kg, wyglądającego przy nim dość skromnie, bo Shreku to faktycznie wielki chłop
Na szczęście cały wypełniony jest życzliwością i wędkarską wiedzą, dlatego usiadłem obok i zaczęliśmy łowić. W sumie to biczowaliśmy wodę PW do wieczora razem z Czesiem i Fiszą, których również miło było poznać. Upał był straszny, na szczęście siedzieliśmy w cieniu.
Do wieczora wiele się nie działo, ryba ruszyła się gdy chłopacy się zwinęli i zostaliśmy we 3 ze Shrekiem i Kamilem.
Shreku pokazał jak holuje się metrowe amury w ekspresowym tempie na względne delikatny sprzęt. Ja ze swoimi umiejętnościami robiłbym to pewnie nie 5, a 35 minut, niestety nie było mi dane się o tym przekonać, bo ryby wolały pellety Patryka który łowił dosłownie 10 metrów dalej. Dopiero przy nim zrozumiałem jak intensywnej pracy wymaga czasem ta metoda, na moim łowisku wystarczy łowić z połowę mniejszą intensywnością by wyniki były przynajmniej przyzwoite. Pokazał mi też, jak można zapracować podbiciem zestawu by skusić rybę, na własne oczy widziałem podjazd zestawem prosto pod pysk amura i momentalne branie z potężnym wirem na wodzie. Co ciekawe chwilę później udało mi się to powtórzyć i przez chwilę holowaliśmy dublet dużych amurów, niestety ja bez powodzenia, bo ryba spięła się i to w łowisku, co zakończyło brania na jakiś czas. Potem Patryk jeszcze coś dołowił, a na koniec, przed zmierzchem do głosu doszedł Kamil, który cierpliwie obławiał metodą miejsce naszego strzelania. Upartość została wynagrodzona testem jego nowego kija, który nie wyginał się jakoś specjalnie mocno (może Kamil wstawi fotę), ale do podbieraka podebrałem mu karpia 14,5kg który został Big Fishem wyjazdu. Shreku miał w tym samym czasie nieco mniejszego karpia, ale też 10+.
Po zmroku zwinęliśmy się na piwo, odpuściliśmy nocne łowienie na feedery mimo że było opłacone, lepiej było pogadać a potem się wyspać w domku. Domek znajdował się nad samą wodą, a jego wynajęcie oznacza rezerwację stanowiska przed nim co w weekendy może być plusem, gdy ludzi jest sporo. W środku 2 łóżka, stolik, 2 krzesła i w sumie tyle. Niewiele, ale do wyspania się wystarczy, na nocne łowienie też by się sprawdził, a 30zł od osoby wydaje się uczciwą ceną za niego
Od rana powtórka, znów biczowanie wody, Patryk zaczął ok 15 minut wcześniej i to pozwoliło mu na złowienie 2 karpi na samym starcie. Ryby 10+, tam o mniejsze karpie podobno ciężko
Gdy tylko słońce wyszło z za drzew brania się skończyły i zaczęła się męczarnia. Postawiłem na ciuchy na długi rękaw i krem 50 by się nie zjarać, ale o 10 się poddałem i przestałem łowić aktywnie na PW. Przesiadłem się najpierw na metodę, która dała mi trochę żyletek 30-40cm, oraz zabłąkanego amurka w rozmiarze 2-3kg, a potem na stojącego na metrowym gruncie PW w którego co jakiś czas strzelałem pelletem. Tylko tak mogłem chować się pod parasolem i nie spłonąć w ponad 30stopniowym upale. O dziwo ten leniwy PW dał mi 3 karasie z których 1 był malutki, ale dwa pozostałe miały kolejno około 30 i 40cm. Bez szału, ale chociaż coś się działo. Pobiłem za to rekord świata w rzucie Pellet Wagglerem, niestety z racji tego że 12g Drennan XL zerwał się przy rzucie i poleciał daleko poza pole strzelania, myślę że na około 60 metrów. Przeszło 5 godzin czekałem aż dopłynie do przeciwległego brzegu (bo zupełnie nie wiało), zrobił to dopiero gdy byliśmy już spakowani do auta, ale ważne że udało się go odzyskać
Patryk od rana biczował wodę PW, a potem Kuku Wagglerem, bo duże ryby, gdy tylko wyszło słońce przeniosły się w lewą stronę by żerować w cieniu drzew, co wykorzystało 2 sympatycznych panów, którzy pojawili się nad wodą koło 7. Łowiąc na sinking bomba i strzelając dywanowo pelletem położyli na macie 8 amurów w przedziale 7-13kg, kilka też spięli. Dodam ze łowili z przyponami 0,18 i żyłką główną chyba 0,22. Shreku wydedukował, że ryba przy takim upale woli jak jest nieco chłodniej i żeruje w cieniu. Panowie od SB też przestali łowić, gdy słońce oświetliło cały nasz brzeg, co zdaje się potwierdzać te teorię.
Kamil próbował metody w strefie naszego strzelania, ale ryby nie były chętnie do współpracy, nie licząc masy żyletek. W końcu uznał, że ma dość i zaczął testować możliwości rzutowe nowej wędki. O 12 skończyliśmy łowienie, spakowaliśmy do auta, odhaczyliśmy zbawienny prysznic, wypiliśmy po zimnym piwku (Patryk i Kamil jako kierowcy oczywiście 0%) i chwilę po 13 ruszyliśmy w drogę powrotną tym samym kończąc ten wędkarski weekend.
Podsumowując: wypad fajny, ja lekko niedołowiony, ale przynajmniej sporo podpatrzyłem i dziś po pracy będę testować wyciągnięte wnioski i korzystać z porad Shreka za co mu bardzo dziękuję. Miło było w końcu go poznać, tak samo jak wszystkich pozostałych chłopaków, bo nawet Kamila z którym przyjechałem poznałem dopiero w sobotę rano na zbiórce
Będę musiał się udać na Mokate kolejny raz, bo zdecydowanie mam tam rachunki do wyrównania