W końcu udało mi się zaliczyć dłuższy wypad – 40h. Przesunąłem sobie majówkę i zjawiłem się nad wodą we wtorek – kiedy wszyscy z majówki się zbierali
. Przez niespełna dwie doby zaliczyłem wszystkie 4 pory roku – trochę się opaliłem, trochę zmokłem i trochę zmarzłem (w drugą noc był lekki przygruntowy przymrozek).
Co najważniejsze – udało się złowić 15 karpi i w końcu przebiłem się przez sztuki 6-8kg, które na początku tego sezonu upatrzyły sobie moje zestawy
. Ryby bardzo grube, nabite, jakby już szykowały się na tarło, a woda jeszcze dość zimna. Ciekawe.
W trakcie pakowania się do domu holowałem „worek z cementem” z ok 100m.. po długiej walce już był nad podbierakiem! I w mega ekwilibrystyczny sposób wywinął się z niego i się spiął. A przy nim wcześniejsze 2 duże wyglądały na co najwyżej średnie. Wielka szkoda, ale to tylko nakręciło mnie na resztę sezonu