W piątek po pracy znów wyskoczyłem na podwarszawska Wisłę, ale szału nie było. Zimno, wietrznie i pod wieczór udało się złowić dwa około 40 centymetrowe leszczyki i jakieś krąpiki. Jedyny pozytyw to dwa szybujące w chmurach bieliki. Że jestem ślepy i slabo znam się na ptakach to byłby tylko mój wymyśl, ale jeden spadł z nieba i ze 100-120 metrów odemnie uderzył w wodę i odleciał z rybą.
Dziś z rana zrobiłem powtórkę i mega zaskoczenie. Okazało się, że te wszystkie informacje o trących się warszawskich leszczach są mocno przesadzone i nauczka dla mnie jest taka, żebym nie powtarzał ĝłupot po innych tylko sam sprawdzał takie informacje.
Udało się złowić 4 fajne rybki, jednen spiął się przy podbieraku i jeden zerwał zestaw. Szkoda, bo to było coś z kloców i mógł być 60+ na którego tak czekam
jescze kilka brań zmarnowałem i wypad niby fajny, ale można było jeszcze fajniej odpalić. Największy z dziś 60 cm.