W swoim opisie dotyczącym historii powstania spławików Crystal Peter Drennan napisał, że wpadł na ten pomysł, kiedy to polował wraz ze swoim kolegą na duże liny. Największe sztuki przemiezczały się blisko brzegu, na bardzo płytkiej wodzie. Dodatkowo, na zbiorniku często była spora fala i duży uciąg. Woda była bardzo klarowna.
Stosowali oni bardzo długie 35-centymetrowe wagglery, żeby dobrze zatopić żyłkę i ustabilizować zestaw na dnie. Nie byli usatysfakcjonowani z wyników. Peter wszedł na drzewo i zauważył, że liny boją się długiego czarnego spławika, który z racji swojej długości sięgał prawie 1/3 głębokości łowiska. Wtedy pomyślał o spławiku z przezroczystej rurki.
Oczywiście, jak na dobrą marketingową historię przystało – złowili wtedy dużo pięknych linów
W minionym sezonie łowiłem często na Crystale.
Był okres, że wędkowałem na wyjątkowo krystalicznej wodzie, gdzie rybę można było złowić jedynie nocą lub wczesnym rankiem. 15 metrów od brzegu zaczynało się już zielsko. Było tam ok. 1,8 metra głębokości i woda była tak czysta, że z tej odległości widać było dokładnie pływające ryby, nawet płocie.
Podciągając spławik zauważyłem, że w słoneczny dzień daje on bardzo mocne refleksy. Było to doskonale widoczne i odczuwalne dla moich oczu w tej krystalicznej wodzie. Każde podciągnięcie spławika, zmiana jego pozycji skutkowała takim refleksem świetlnym.
Zacząłem się zastanawiać czy w takich warunkach efekt ten był widoczny także dla ryb.
Straciłem wtedy zaufanie do Crystala i w tej konkretnej sytuacji zamieniłem go na zwykłego oliwkowego wagglera z pawiego pióra.
Oczywiście brań ogólnie było tam na tyle mało, że nie odpowiem ani sobie, ani Wam na pytanie czy zmiana zaowocowała lepszymi braniami.