Ale pięknie łowicie. Brawa Aniu...w końcu królowa jest tylko jedna.
Czas by też się czymś pochwalić, bo dawno tu nić nie napisałem, ani nie wkleiłem.
Dziś wyjazd z Wojtkiem ( Frankenstin ) na kaszubskie łowisko Niedamowo. Piękne dzikie malownicze miejsce z fajnymi rybami. Nastawienie to LIN.
Na miejscu 7 rano i spacer farmera z gratami. Zaczynamy:
Na start leszczyk z pod brzegu około 45cm, więc morale bardziej rośnie. Po chwili następne branie i lin spina się przy podbieraku.
Następuje fala porażki... Okazało się, że po mojej lewej stronie leży zatopione drzewo i ryby grzęzną w zaczepach. Urwałem 4 zestawy i 6 haków.
Zmiana strony na drugą i.... nic
Za to Flagman posyła podajniki pod drugi brzeg i powoli się rozkręca:
Łowię dokładnie na środku zdjęcia pod samymi grążelami.
Zaczynają się leszczyki i leszczyki ,a rybki w kalibrze 30cm do 45cm
W końcu rybka warta zachodu rzutów po 80m.
Potem zaraz leszczyk 50cm.
A z pod brzegu nic lub płotki po 15cm jak uda się zaciąć
Znów z dystansu rybka jak sztabka złota i zaczynam się zastanawiać co nie tak...Wzdręgi na metodę.
Po wdrędze długo nic...Chya z godzinę przerzucani i nic i nagle atomowe branie i od razu wiem, że to ani leszcz ani lin, no chyba, że taki 60+. Niestety karp, który napełnił Mnie mocą do dalszej zabawy.
Karpik miał 4,5kg, ale niewiarygodnie silny przy brzegu.
Ale po fotce i wypuszczeniu nie minęło nawet 10 min i znów atomowe branie i czyje, że tym razem na bank karp i to lepszy.
Diabeł ciągnął jakby miał wspomaganie. Zabawa na całego, bo uciekł mi mocno w prawo i wszedł w grążele, ale moc Flagmana CastMaster jest do tego by poradzić sobie i po długiej zabawie i wielu ucieczkach karp w podbieraku...Podczas holu myślałem z będą dwie cyfry, ale rybka kazała się sporo mniejsza 7,4kg.
Po karpi brania jak nożem uciął na godzinę i w końcu leszcz wart uwagi bo 2,7kg i 57cm.
No po karpiach i takim leszczu euforia...i...co rzut i podajnik urwany. Następna godzina nic i z pod brzegu nic.
Wiatr się zerwał i by to wój następny podajnik przemierzył przestrzeń lotniczą lodują diabeł wie gdzie.
Ale w końcu euforia mały bo mały około 40 cm, ale jest.
Myślę sobie, że plan wykonany, ale fajnie byłoby następnego, bo linów w jeziorze mnóstwo. Niestety nie lin, ale pięknej urody wzdręga.
Potem godzina jak psu ....w oczy i branie i jest następny liniasty. Nie potwór, ale cieszy jak każdy LIN.
Nie minęła kilka minut i branie, a na macie Lin nr 3.
Po 30 minutach następny nr 4 i największy:
Oczywiście te przerwy umilały nam leszczyki od 15 do 45cm, których nie fotografowałem.
Podsumowując: Mimo strat w gratach, to rybki bardzo dopisały i jestem mega zadowolony.