Polskie wędkarstwo zmarło śmiercią tragiczną 25 lat temu. To wtedy do negatywnie zweryfikowanego funkcjonariusza SB przyszli towarzysze by powiedzieć, że jest interes do zrobienia. Interes warty kilkadziesiąt milionów złotych rocznie a obecnie już ponad 100 milionów.
Towarzysze z bezpieki słusznie doszli do wniosku, że gdzieś się trzeba zahaczyć na stare lata, bo z miernej emeryturki SB-ckiej w wysokości 6 czy 7 tysiaków, wyżyć się nie da a pieniądze leża na ulicy a właściwie na kontach głupkowatych wędkarzy stowarzyszonych w jakimś stetryczałym tworze z czasów realnego socjalizmu.
Na czym polega problem dokonania zmiany w tym zgniłym tworze? Jest to problem zachowań. Stowarzyszenie liczy obecnie około 600 tyś członków przez bardzo małe c. Około 80% tych tzw. członków, ma głęboko gdzieś, kto stoi na czele stowarzyszenia i co tam robi. Oni pod przykrywką legitymacji członkowskiej wykupują pozwolenie na legalne kłusownictwo.
Około 10% to wędkarze z krwi i kości, dla których istotne jest złapanie ryby a nie jej zżarcie. Ryba jest pretekstem do bytowania z przyrodą i do samodoskonalenia. Tych wędkarzy nie interesuje działalność w strukturach stowarzyszenia. Nie interesują ich stołki czy to na poziomie Okręgu czy na szczeblu centralnym, gdyż jest to dla nich strata czasu.
Pozostałe 10% to osobnicy zainteresowani stanowiskami w strukturach stowarzyszenia od poziomu Koła, przez Okręg a na Zarządzie Głównym kończąc. Tych z kolei nie interesuje stowarzyszenie jako organizacja dbająca o wody ale interesuje ich jak z tego stowarzyszenia wyciągnąć te 100 milionów do własnych kieszeni.
Jak więc widzisz podział ról jest dokonany. Doskonale o tym wiedzą różnej maści cwaniaki, znajdujący się w tej ostatniej grupie i praktycznie są bezkarni w tym co robią. Jeśli liczysz na współczesnych Judymów czy Wokulskich, to zapomnij. Idea przegrywa z wymierną mamoną.
Dlatego od 25 lat Zjazdy Delegatów są tragifarsą a naiwniacy Twego pokroju łudzą się nadzieją ewoluowania tego tworu, jakim jest PZW. Ze zlepka słabości nie da się skleić czegoś mocnego.
Z PZW jest tak jak z chorobą weneryczną. Można zaleczyć, ale skutki choroby będą odczuwalne do końca życia, także u potomków. Aby nie przenosić dalej choroby konieczna jest separacja zakażonych i ich eliminacja. W każdym innym przypadku choroba ze stanu utajonego przejdzie do ofensywy i zarazi zdrowych.
Za tak myślącym Ryszardem Sierakowskim (wędkarzem) – podpisuje się Mirosław.
Mirku, Twoja analiza nie zaciekawiła forumowiczów (jest to bardzo smutne) a problem poruszony przez Ciebie jest dużo poważniejszy, dużo szerszy, to jest problem polityczny, bo taka sytuacja miała miejsce w całym kraju, we wszystkich dziedzinach-obecne PZW jako twór niemożliwy do istnienia w poważnym kraju, z punktu widzenia prawnego choćby (związek sportowy, stowarzyszenie, podmiot gospodarczy w jednym) istnieje i odciska swoje smutne piętno na tysiącach wędkarzy.
Ale, no właśnie, jakich wędkarzy, bo wracam do tematu tego wątku. Wielokrotnie słyszałem od członków PZW, którzy działają w ramach swojej lokalnej wody, swojego koła, że oni z Z. Głównym to nie mają nic wspólnego, że to ich w ogóle nie interesuje i nie utożsamiają się z tym co robi Z.G. To można zadać pytanie, skoro tak jest to dlaczego działają z logo PZW na piersi. Odpowiedź jest prosta, bo tak jest najłatwiej, każdy wie że PZW=wędkarz, rybak i załatwianie spraw z urzędnikami jest prostsze. Jak bardzo jest to silne może świadczyć fakt, że (tutaj znam przykład wody stojącej leżącej na ziemi samorządu, zatem poza RZGW) fakt przekazania tej wody dla lokalnego koła PZW odbył się ustnie, i wiem to od urzędnika tej gminy.
Inny przykład, PZW jako dajmy na to stowarzyszenie, nie tworzy w tym kraju prawa (wielu osobom wydaje się że tak jest, ale są w dużym błędzie) prawo tworzy sejm, to prawo to ustawy (w Polsce nie ma innego prawa jak te wprowadzane przez ustawy) i teraz, PZW publikując regulamin Amatorskiego Połowu Ryb powinno tenże regulamin dostosować do ustawy która wprowadza taki regulamin dla wędkarzy, mowa cały czas o wodach publicznych, płynących (RZGW) oraz stojących (samorządy) bo PZW wód kupionych na własność (stojących, bo tylko te można kupić) posiada promil. PZW jednak RAPR-u nie dostosowuje, no bo i po co? A kto zmusi PZW do tego, skoro Państwo jest tak słabe, PZW może sobie pozwalać na wiele bo nikt nie zajmuje się tym co robi PZW, bo przecież PZW wie najlepiej jak działać. Ale wracając do wątku portretu polskiego wędkarza. Otóż jak silnie są zakorzenione skojarzenia że wędkarstwo w Polsce to PZW niech poświadczy jeszcze inny przykład. Wędkowałem sobie rok temu na małym, całkowicie prywatnym jeziorku, a było to gdzieś tam na Kaszubach, był to okres majówki, tkz długi weekend, od 1 maja do 3 maja. Rano, 1 maja, czy też było to 2-go, nad tym jeziorkiem pojawił się pewien teleskopowy wędkarz w gumofilcach, taki stereotypowy, jak tu koledzy wspominali i zapytał czy może obok mnie rozłożyć wędki, na co ja oczywiście ochoczo przytaknąłem że owszem, dlaczego nie, po czym rozłożył dwa wspomniane teleskopy i zarzucił dwa żywczyki na szczupaka, rozmawialiśmy, szczupaczki brały, wędkarz ów schował takiego 50-aka do torby i po pewnym czasie się oddalił, ale wcześniej cały czas powtarzał że on stosuje się do wszystkich zasad regulaminu no i skoro mamy okres 1 maja, to jak najbardziej może odławiać szczupaczki. Wszystko pięknie, ale...jakiego regulaminu...to było prywatne jezioro, a ów wędkarz to był miejscowy, znał właściciela tego jeziorka.
Wnioski:
1. statystyczny polski wędkarz utożsamia PZW ze wszystkimi aspektami dotyczącymi ryb, sądzi że PZW to prawo i milicja (celowo nie użyłem policja) wędkarska w jednym (nawet niektórzy na tym forum nie rozróżniają PSR od SSR i nie wiedzą jak kolosalna różnica jest między tymi dwoma formacjami),
2. statystyczny polski wędkarz to rybak amator, który łowi ryby w celach konsumpcyjnych przy pomocy wędki,
3. statystyczny polski wędkarz to statystyczny Polak...
4. obraz statystycznego polskiego wędkarza zmieni się wraz ze zmianą pokoleniową, tak samo jak zmienia się obraz statystycznego Polaka.