Panowie, ja bardzo ubolewam nad tym, że w Polsce nie ma naukowców stojących po naszej stronie. Praktycznie nie istnieją...
Zobaczcie na tytuł wątku. Założyłem go po to, aby dyskutować, aby poruszyć temat dla niektórych nieprzyjemny, aby pokazać jak się to w Polsce 'wydarza'. Niestety, porównanie do Czech jest chyba najlepsze - ich ilość uczelni, szkolących ichtiologów, w porównaniu do wielkości kraju jest większa niż w Polsce, dodatkowo tam dostosowują się oni do potrzeb korzystających z wód. Korzystających z wód! U nas, korzystający z wód muszą się dostosowywać - do idiotycznych często przepisów, do braku pomyślunku, do przyzwolenia na to, aby niszczyć wody wręcz (wyjaławianie - poprzez nieefektywne operaty rybackie), fatalne zarządzanie przez Zarząd Główny, przegięcia w samym związku... Na sam koniec, Polacy stawiają czoła własnej, niszczycielskiej naturze, nakazującej brać wszystko, niezależnie od tego czy się potrzebuje ryby czy nie, bez zwykłego myślenia o tym, że jak się nie będzie siać, to nie będzie w przyszłości plonów.
Postawa ichtiologów z IRŚ jest dla mnie załamująca. Szkoli się tam ludzi w kierunku rybackim, nie zauważa jaka jest rzeczywistość (rybactwo śródlądowe to 1/3 Polski tylko). Ci, którzy byli u nas na forum, absolutnie nie rozumieją takich ludzi jak my. Nie widzą, że w całej Europie jest inaczej, pokazywali, że to u nas jest dobry porządek. 'Ryby są' to było podstawowe ich hasło, jednocześnie jeden z nich nie był w stanie się pochwalić niczym godnym uwagi, a sam wędkował.
Cieszę się, że Górek pokazuje, jak wygląda normalność. Ja, tydzień temu na Tamizie, w ciągu 7 godzin łowienia, mam 13 leszczy - od 1.5 do 3 kg, dwie brzany ponad 4 kg, dwie płocie w okolicach 30 cm, i klenia 45 cm. To jest normalność Panowie! To jest dobra sesja na zwykłej wodzie... Masters łowi we Francji, Mr Proper w Holandii - zobaczcie ich wyniki. To jest normalność.
Niestety, teraz jesteśmy pozbawieni zaplecza w postaci naukowych prac, opracowań i badań w języku polskim, które pozwalały by dać podwaliny pod nowe prawo, dały możliwość prowadzić daną wodę tak, aby ludzie łowili. Nie tylko karpiki... I nie chodzi tu tylko o walenie do wody wielkich ilości ryb co roku, to musi być kombinacja odpowiednich limitów i zarybień. Ale jak to zrobić?
Sam liczyłem na to, że Kotwic i Rybal zrozumieją, że dla ichtiologów w Polsce pracy jest w bród. Niczym dla sprzedawcy obuwia możliwości w kraju, gdzie wszyscy chodzą boso. Bo ichtiologów potrzebuje każdy okręg PZW, musi być ich minimum kilku, aby prowadzić łowiska. Mogliby by działać prywatnie... Niestety, nie rozumieją. Dla nich, po IRŚ, odpowiedzią idealną na wszelkie bolączki byłby rybak z siecią, 'dbający' o wodę. Jak 'zadbane' wody mamy na Mazurach - widać w wynikach znad wody
Nie nadajemy na tych samych falach.
Jako wędkarze jesteśmy w niewesołej sytuacji, ponieważ nie mamy zaplecza, Trudno nam udowodnić, że mamy rację, wytłumaczyć to takim ludziom z RZGW, ministerstw. Mamy przeciwko sobie ZG PZW, ichtiologów z IRŚ, na dodatek sami wędkarze ucinają gałąź na której siedzą, poprzez zachowanie nad wodą, podejście do przepisów. Sam nie wiem, jak działać, aby nadać sprawom odpowiedni bieg. Bo 'skoro ryby nie przeżywają holu' lub 'wypuszczanie ryb jest znęcaniem się nad nimi' - które to rzeczy wkłada się do głowy ichtiologom w uczelni w Olsztynie, to trudno o jakiś wspólny mianownik. To mnie boli najbardziej. Mieszkam w kraju gdzie jest normalnie, gdzie ichtiolodzy nie plotą bzdur wyssanych z palca (chociażby z badań które mają wiele lat), nie udowadniają jak potrzebną gałęzią przemysłu jest rybactwo śródlądowe, tylko robią wszystko tak, aby wędkarze byli zadowoleni oraz aby równowaga w środowisku była zachowana. Można argumentować, że jest łatwo, bo ludzie nie zabierają ryb, ale jak to się udało w Czechach, gdzie ryby się je? Oni maja lepsze wody niż w UK!