"Tytułowy problem" polega raczej na tym, iż pracownik naukowy dyskutuje o faktach w postaci liczb, badań, analiz naukowych. Gorzej jest z analizą opinii i stanów emocjonalnych, tym zajmują się inne działy nauki socjologia czy nawet psychologia. Dla mnie odpowiedz na pytanie o rybę: "Panie, nie ma rybów, wyjebali do dna siatami" nic nie znaczy, gdyż jest tylko opinią a nie mierzalnym faktem. Mierzalne fakty możemy uzyskać stawiając np takie pytanie: ile i jakich ryb zostało wyłowionych w ciągu roku z jeziora X. Dopiero obiektywne metody badawcze pozwalają na wyciąganie logicznych wniosków i stawianie hipotez.
Hm - Czech badać nie chcecie, więc pozostaje rozmowa o polskich faktach. Szkoda, że tak często powołujecie się na badania zagranicznych ichtiologów zatem. Co do samego badania, liczb i analiz naukowych - mi brakuje właśnie tych ostatnich. Kto ma je czynić?
Porównywanie wód polskich i niemieckich ma się nijak, bo mentalność Niemca i Polaka to dwie odmienne rzeczy. Jak niemiecki rybak ma odłowić 1000 kilo to odłowi 1000 kilo, porządek musi być. Jak polski rybak ma odłowić 1000 kilo to... porządek musi być, w papierach
Mam wrażenie, że trochę w IRŚ źle podchodzicie do tematu. Stąd tez taka skuteczność w walce z kormoranem na przykład. Jeżeli robicie badania i tylko tym się zajmujecie, to musi być ktoś, kto sporządza wnioski, korzysta z nich. Kto zatem?
Co do samych opinii - to jest to ciekawa sprawa. Bo Kotwic stwierdził, że 'ryby są' na Mazurach. A zatem była to naukowa analiza, w tym liczb, podparta badaniami. Zatem my sie mylimy, mówiąc,m że na Mazurach ryb nie ma. Tak mamy to rozumieć?
Można dojść do ciekawych wniosków... Bo skoro takie operaty są oparte na rejestrach połowów, nierzetelnych, to trudno mówić też o jakiś wnikliwych i dokładnych analizach. Może się nawet okazać, że naukowcy twierdzić będą, że ryby są, bo tak mówią dane
Powoli rozumiem, dlaczego badacie rybaków głównie. Bo w większości przypadków, na wodach bez użytkownika rybackiego błądzicie w sporych ciemnościach. I analizujecie różnice między rejestrami połowów w różnych latach, co może mieć większy związek ze zmianą na stanowisku sekretarki lub prezesa okręgu, niż z samymi zmianami w ichtiofaunie.
Podam przykład jednego okręgu. W jednym roku - pani sekretarka powiedziała, że trzeba zdać wypełniony rejestr. Wędkarze się zdziwili - jak to, wypełniony? A ona na to - muszą być wpisy, bo nie będzie nowego pozwolenia! No i prawie każdy musiał dopisywać, co czynił na korytarzu. Aż strach pomyśleć, jak pani Stasia wpłynęła na analizę rejestrów połowowych tego roku!
No i teraz mamy przykład z jeziorem Roś. Może uda się zrobić tam łowisko innego typu, z rejestrami połowowymi i tak dalej. Świetna okazja do badań i analiz. Dlaczego Kotwic jest temu przeciwny? Czy to stosunek całego IRŚ? Po raz pierwszy nadarza się okazja aby przebadać coś innego, o wiele dokładniej, sprawdzać jak zachowa się dana woda. Może to być tak pomocne - jak badanie wpływu amurów no dana wodę, które wpuszczono do jednego z mazurskich jezior w latach 70tych bodajże. Możecie przebadać coś nowego, w inny sposób. Czy nie jest to idealna rzecz do takiej analizy?
Na koniec - dziwi mnie dlaczego my wędkarze mamy odmienne zdanie od ichtiologów, lub raczej pracowników naukowych IRŚ. Może po prostu nazywamy te same rzeczy używając odmiennych słów? Czy fakt, że wędkarze to nie naukowcy, ma wskazywać, że ci drudzy tylko mają rację? Na tym forum doskonale zdajemy sobie sprawę, jak wędkarze co zabierają wszystko, łupią polskie wody, bez litości. Czy można coś takiego zawrzeć w badaniach i analizach? Czy stosujecie taki 'współczynnik pazerności' przez który mnoży się dane zbiorcze z rejestrów połowowych? Jeżeli tak, to jak się go ustala?
Może problem polskich wód to zbyt małe zarybienia, czyli właśnie źle wykonane badania i analizy?? Nie chcę aby zabrzmiało to jako poważne zastrzeżenia - coś jednak mi się zdaje, że cała ta 'metodologia' jest w Polsce zła. Może czeskie wody są takie rybne, bo oni zarybiają solidnie nie osłabiając naturalnego tarła w takim stopniu jak stało się to w Polsce?
Musi być jakiś powód, dla którego polskie wody są takie słabe. Jeżeli zna się powód, powinno się tez znać i remedium... Oczywiście, że gdybam, zgaduję - ale coś tutaj nie gra, nieprawdaż?