z 10 lat temu wracając z ryb, bodajże w marcu wyskoczyła nam na drogę wataha dzików (wyskoczyła, bo droga wiodła skarpą, nasypem), wyskoczyły z rowu przed samą maskę, w jednego kolega uderzył - prędkość ze względu na dziury i zmierzch była około 40-50 km/h.
Auto rozwalone - pas przedni, 2 chłodnice, maska, zderzak, pękła szyba przednia, a dzik trup .
Kolega się zagotował i pewny, że dostanie kasę z odszkodowania to zadzwonił na policje, policja sprowadziła łowczego koła.
Po ok 1h, 2h przyjechali, policja pooglądała miejsce, zabrała koledze dowód rejestracyjny, zakazała jazdy itd itp, jednocześnie wystawili mu mandat bodajże 100 zł za niedostosowanie prędkości do warunków na drodze i niezachowanie szczególnej ostrożności..,
Łowczy koła gdy przyjechał to miał uśmiech od ucha do ucha, z błyskiem w oku i uśmiechem na twarzy zabrał dzika do terenówki.
Policjanci powiedzieli kumplowi, że może się starać o odszkodowanie w powiecie (bo droga powiatowa) z tego tytułu, że nie było znaku o dzikich zwierzętach, dodali też, że może się starać o odszkodowanie z koła łowieckiego, ale jednocześnie dodali, że nie słyszeli o tym, żeby ktoś coś dostał za zderzenie z dziką zwierzyną.
Kolega mandatu nie przyjął i sprawa trafiła do sądu gdzie sąd orzekł, że policjanci mieli racje.
Z powiatu ani koła łowieckiego kolega nic nie dostał, ale nie walczył o kasę w sądzie - zrezygnował po pisemkach odmownych i jakichś konsultacjach z Radcą prawnym.