Autor Wątek: Czas Persymony  (Przeczytany 13846 razy)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Czas Persymony
« dnia: 31.10.2017, 01:06 »
Niektórzy mówią, że każda pora roku ma swój urok. Wiele w tym prawdy , chyba że ktoś oczekuje ciągłych wakacji i słońca . Należę do ludzi którzy nie oburzają się na coś na  co nie mają wpływu i nigdy tego nie robię żeby się wściekać z powodu pogody. Tak samo jest z moim wędkarstwem. W zasadzie już nie ma czegoś takiego jak sezon, to tylko kwestia nazwy , liczą się tylko lata. Sezon w moim wędkowaniu trwa cały rok, nie chodzę jedynie na lód, bo moja kobieta dostaje wtedy stanu przedzawałowego. Ale nawet wtedy gdy mrozisko skuje wodę udaje mi się znaleźć miejsce gdzie do tego nie doszło. Stara sąsiadka mieszkająca naprzeciw której pasją jest obserwowanie wszystkich i wszystkiego co się wkoło dzieje ma mnie na pewno za wariata widząc jak w deszczu i wietrze  mozolnie ładuję sprzęt na transportowy wózek , może nawet za jakiegoś szaleńca podobnego do tych, którzy rozebrani do połowy chłoszczą biczem własne plecy aż krew im płynie po nogach.Jak to powiedział ktoś mądrzejszy ode mnie – nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie.

Dawno już przestałem patrzeć na czas przez nazewnictwo miesięcy , przy zmianach pogodowych, które zachodzą,  nic nie znaczy słowo maj  bo często zamiast zielonej trawki i śpiewu słowików czeka mnie niespodzianka w postaci lodowatego deszczu ze śniegiem. Dlatego stosuję własny specyficzny kalendarz fenologiczny z moimi nazwami gdzie zamiast połowy maja jest Czas Szparagów , zamiast połowy czerwca – jest Czas Truskawek a zamiast grudnia jest Czas Choinki. Niektóre z pór trwają krócej, niektóre dłużej , nie ma regularnych odstępów a najkrócej trwa Czas Anny, bo tylko dwa dni w połowie sierpnia , zmieniam się wtedy najbardziej cierpliwego kierowcę na świecie stojącego w korkach i jadącego w żółwim tempie za pielgrzymkami podążającymi na Górę Świętej Anny
Każda z pór ma przełożenie na sfery wędkarskie , na przykład w Czasie Mleczy wybiorę się pierwszy raz na leszczową zasiadkę a w Czasie Śliwek na pewno będą brać pięknie okonie na spinning
Pod koniec roku , przed Czasem choinki przychodzi Czas Persymony. Ten Czas trwa długo , wtedy drzewa są już bezlistne a ich gołe pnie często smagane są chłodnym deszczem . Resztki martwych zrudziałych liści latają w wilgotnym powietrzu przylepiając się do samochodowych szyb, wszechobecne błoto nie zachęca do wędrówek . Wody jezior emanują barwami głębokich szarości , nie pluśnie się na ich powierzchni żadna nawet maluśka rybeńka .

Persymona to dziwny owoc którego na początku nie lubiłem dlatego, że nie potrafiłem właściwie jeść . Nie cieszy się zbytnią popularnością bo najtańsza nie jest , wydaje mi się, że większość  ludzi podobnie jak ja też nie potrafi jej zjeść we właściwy sposób. Owoc wygląda ładnie, jest pięknie pomarańczowy, miejscami żółtawy ale na takim etapie ładniej pachnie niż smakuje – twardy miąższ jest niezbyt atrakcyjny, powiedziałbym nawet że mdły w smaku. Sekretem jest umiejętność czekania na jego prawdziwy smak oszałamiający słodkością , nutą egzotycznych krajów skąd pochodzi. Wystarczy odłożyć zakupioną persymonę ( zwaną także kaki lub szaron) w ciepłe i widne miejsce , najlepiej na parapet na którym jeszcze nie tak dawno wygrzewały się gruntowe pomidory. Nie może być jej za gorąco i sucho, bo wyschnie i zapadnie się jej skórka , nie może być za zimno bo sczernieje i zgnije. Najlepsza jest gdy już straci swój atrakcyjny wygląd, stanie się czerwonawa a jej miąższ opalizuje i jest półprzeźroczysty. Moja wędkarska natura sprawia że potrafię wyczekać cierpliwie na jej najlepszy smak...

Wielki sandacz stał wysoko nad mulistym dnem. Urodził się dwadzieścia lat temu. Na początku pływał w stadzie, które z czasem stawało się  coraz mniej liczne aż po latach został tylko on , już nie potrzebował towarzystwa jemu podobnych. Głębokie szare jezioro kryło jeszcze kilkadziesiąt takich ryb ale spotykały się tylko wiosną by odbyć gody a potem każdy wracał na swoje rewiry . On obrał sobie we władanie wodne bezdroża w miejscu gdzie dawno temu rosło kilka brzóz po których po pół wieku zostały dwa pnie i kilka bocznych konarów które lada moment przegniją całkiem i osiądą na dnie zagłębiając się w czarny muł. Tu spędzał całe dnie wpatrując się w ołowianą szarość jeziora . Był już na tyle duży że nie czuł żadnego zagrożenia ze strony innych ryb . Nawet samotnik dwumetrowy sum nie był w stanie go połknąć , kilka szczupaków jego wielkości to też nic co może mu zaszkodzić . Gdy spotykał na swym miejscu te ryby stawiał w gorę swoje kolczaste płetwy by wyglądać na jeszcze większego . Gdy był jeszcze młokosem szybkim i smukłym przeszedł niejedną nauczkę . Nabrał z czasem ostrożności i już go nie interesowały dziwnie wyglądające rybki przywiązane do żyłki , wiedział że po drugiej stronie tej nici stoi istota której należy się bać , dwunożny potwór . Raz widział z bliska tą postać, złakomił się na żółtą rybkę i poczuł, że coś wbija się w jego pysk a potem ciągnie niesamowitą siłą w gorę . Poczuł gorące łapska tej istoty gdy wyjmowała mu gumkę z pyska a on dusił się w tym czasie . Całe szczęście był wtedy jeszcze dość mały i potwór darował mu wolność . Zapamiętał dobrze tą przygodę i potem choć był głodny odpływał szybko z miejsca gdzie podobne cudaki co chwilę przepływały nad jego głową . Innym razem w czasie polowania skusił się na jakiegoś dziwnie oszołomionego okonka , połknął go  i od razu poczuł ten sam ból jednak twarda koścista paszcza i trzepanie głową na boki pozwoliło mu się uwolnić . Od tej chwili bacznie obserwował ryby, na które miał zamiar zapolować  . Jeśli rybka nie potrafiła uciekać tylko widząc go szarpała się w miejscu wtedy przyglądał się jej z bliska odkrywając żyłkę . Wtedy kilka razy zaryzykował i mu się udało – tak zręcznie łapał zębami rybkę że hak pozostawał z boku a gdy odpływał poczuł mocne szarpnięcie przez ułamek sekundy , rybka zrywała się z haka potwora i mógł ją spokojnie zjeść . Jadnak najczęściej wybierał polowanie w rejonie gdzie nocą woda była płytka i można było zaskoczyć zdobycz którą najczęściej były drzemiące przy dnie płotki czy okonie
Późną jesienią gdy woda była już zimna i na płyciznach nic nie pływało często odczuwał głód , musiał wtedy polować na większe płocie by  nasycić potem przez tydzień swoje ciało.Wyczuwał że jeszcze trochę a woda zamarznie, stanie się cicho , woda stanie w bezruchu i wtedy będzie jeszcze ciężej zdobyć coś do jedzenia. Podpływał o tej porze roku do kamienistego cypla i czaił się wśród  kawałów łupka leżącego na dnie . Wyczekiwał obserwując . Doskonale wiedział że tamtędy biegnie szlak białorybu schodzącego na zimowiska z płycizn na których nie ma już co jeść.Był prawie niewidoczny , wyglądał na dnie jak kawał urwanej gałęzi, jego ciało było szare a oliwkowe pręgi dopełniały kamuflażu. Wybierał zdobycz rozsądnie , wiedział że nie ma co polować na krępego leszcza którego i tak nie będzie w stanie połknąć . Czekał aż podpłynie tłusta zimowa płoć , wybierał taką odpowiednich rozmiarów , wystrzelał jak pocisk i po kilku sekundach już ją miał , miażdżył psimi zębami jej srebrne ciało i czuł świeżą krew , połykał ją szybko i opadał między kamienie. Przydała by się jeszcze jedna a wtedy mógłby stać w letargu przez tydzień albo nawet dłużej....

Moje jezioro ma zbyt mało drapieżników bym na nie polował, tylko jeden dzień w roku w Czasie persymony poświęcam, by przekonać się o ich obecności . Nie jest to jednak sprawa prosta . Choć dobrze wiem że duży sandacz nie skusi się  na cokolwiek  w czasie dnia muszę iść na ryby wcześnie po to by delikatnym bacikiem  z ochotką na haczyku obejść kilka miejsc i wydłubać rybę nadającą się na żywca . Bywa to wyzwaniem, zwłaszcza gdy wieje i leje . Często nie udaje się nic złowić i muszę zrezygnować . Ale gdy natrafię na miejsce gdzie pływa stadko płotek w pół godzinki złowię kilka nadających się na sandacza . Wybieram tylko takie które mają nie mniej niż 13 cm a nie więcej niż 15. Sprzęt do łowienia sandacza mam specyficzny i większość kolegów wędkarzy popukała by się po głowie że takiego sprzętu używam . Dwa feedery które pełnią funkcję zwykłej wędki gruntowej , cienka żyłka, żadnych ciężarków za wyjątkiem jednej śruciny zaciśniętej metr nad żywcem , nic więcej .Styropianek z rzepem zaraz za szczytówką by nie przegapić brania. Żyłka na kołowrotku włożona delikatnie pod napiętą gumkę recepturkę, wystarczy minimalne szarpnięcie by spadła spad gumki . Dobrze wiem na jakiego cwaniaka poluję , tak naprawdę może go odstraszyć wszystko ...
Tym razem mimo deszczu i wiatru udało mi się sprawnie złowić cztery płotki spełniające moje wymagania . Przeniosłem się na kamienisty cypel, wybrałem miejsce które choć troszkę chroniło mnie przed wiatrem , nie spieszyłem się bo jeszcze sporo czasu do zmroku. Liczy się tylko godzina przed i godzina po zachodzie słońca którego i tak nie widać , jest szczelnie zasłonięte ołowianymi deszczowymi chmurami. Teraz jak najszybciej rozłożyć parasol i usiąść w fotelu  strzepnąć z siebie krople deszczu . Potem powoli i metodycznie zarzucić jedną wędkę z płotką w prawo, potem drugą w lewo i czekać , już tylko czekać . Mgiełka nad powierzchnią wody świadczy o tym że jezioro traci resztki ciepła, wychładza się coraz mocniej . Lubię to oczekiwanie na atak ,napawam się nim,  nie mam nigdy pewności czy on nastąpi czy nie ale siedzę nieruchomo , cierpliwie wsłuchując się w szum wiatru w sosnowych gałęziach. Robi się coraz ciemniej, mroczniej , jeszcze bardziej ponuro. Z dala widać jadące drogą samochody, ich światła nie docierają do brzegu jeziora, oświetlają tylko przydrożne słupki i metalowe bariery. Woda robi się coraz bardziej grafitowa , za chwilę będzie już całkiem czarna . Para z ust świadczy o tym że temperatura spada coraz bardziej. Czas założyć rękawiczki i dodatkowy ocieplacz na kark. W tej chwili kątem oka dostrzegłem że styropianek spadł na wodę . Fałszywy alarm czy branie ? Złapałem luźną żyłkę w palce . Niestety nie napina się . Może to tylko płotka zdobyła się na jakiś większy wysiłek i ruszyła w toń mrocznego jeziora ? Mija minuta, dwie, trzy – nic. W głowie budzi się rozterka czy sprawdzić przynętę czy jeszcze nie , może chytrus zerwał delikatnie żywca z haka ? Włączam minutnik obiecując sobie że dam mu kwadrans...

Sandacz znudzony oczekiwaniem bez efektu podjął decyzję że przepłynie kawałek wzdłuż stoku , może wyczuje wszystkimi zmysłami jakąś małą rybę . Sunął ledwo poruszając ogonem ze stulonymi wszystkimi płetwami, wyglądał jak smukła torpeda . Nagle zatrzymał się jak wryty czując jakiś ruch , drżenia małego rybiego ogonka . Zamarł w oczekiwaniu . Wyostrzył wszystkie zmysły, poczuł kolejny ruch , zobaczył przez moment srebrny bok rybki. Opadł w dół sterując rozpostartymi płetwami piersiowymi i wtedy już dobrze zobaczył rybkę odpływającą w toń . Dwa skurcze całego tułowia i już jest tuż tuż zdobyczy która wyczuła zbója i zerwała się do zdecydowanej ucieczki . Dopędził ją w ułamku sekundy i zassał razem z chłodną wodą , chrupnął łamany  kręgosłup płotki . Sandacz nie odpływał, napawał się zapachem i smakiem krwi która cienkimi strużkami spływała mu przez skrzela . Czuł jak płotka powoli przesuwa się do żołądka. Opadł na dno . ..

Minutnik zapiszczał w kieszeni. Niestety nic z tego, nie było odjazdu . Wziąłem w dłoń wędzisko z luźną żyłką, zamknąłem kabłąk , wybrałem luz. Złapałem delikatnie żyłkę w palce powoli podciągając ją do siebie . Martwy opór . No tak, pewnie wpłynęła w jakąś gałązkę leżącą przy dnie. Zwijałem powoli żyłkę kierując szczytówkę wędki ku wodzie a potem raptownie zaciąłem po to by wyrwać przegniły patyk z dna razem z już pewnie martwą płotką . O dziwo kij napiął się , wygiął w łuk ale zaczep nie puszczał . Trwało to tylko ułamek sekundy a potem poczułem kopnięcie takiej mocy że prawie kij wypadł  mi z ręki. W pierwszej chwili pomyślałem że niechcący podciąłem jakąś wielką rybę – karpia ? Suma ?. Kołowrotek oddawał żyłkę z hamulca , ryba wysnuła kilkanaście metrów  uciekając w głębię. Nie była to jednak ucieczka paniczna ,  szarpana jak to robią ryby zaczepione haczykiem za ciało.


 Sandacz leżący na dnie poczuł nagle że coś go ciągnie do góry  , już wiedział o co chodzi, dał się nabrać . Ruszył więc całym impetem w głębinę , w stronę  zatopionych brzóz . Natężał wszystkie mięśnie i rozpościerał szeroko płetwy  a ból wbijającego się coraz bardziej w gardziel haka tylko go rozjuszał, stanął więc już w głębinie i potrzepał głową na boki chcąc się pozbyć szpikulca . Niestety bez skutku. Parł więc całym impetem w stronę swojej ostoi , tam gdzie czuł się bezpieczny

Gdy opór ryby zmalał na chwilę i poczułem szarpanie łbem już wiedziałem że mam na wędce to po co tu przyszedłem  - wielkiego sandała, wilka tej wody . Trzymałem wygięty kij i czekałem aż osiądzie na dnie . Opór ryby słabł , było jednak czuć jej masę , martwiłem się nie na żarty że mogę nie dać rady wyholować go tym sprzętem .  Po chwili ryba się całkiem zatrzymała i metr po metrze odzyskiwałem straconą linkę, niestety było już całkiem ciemno a ja nie założyłem na głowę latarki więc nie wiedziałem do końca gdzie drapieżnik w tej chwili jest . Mówię na taki opór – szmata,  bo jest podobny do sytuacji gdy zaczepi się haczykiem za stary dywanik czy szmatę , nie ma w nim szalonych odjazdów i skoków szczupaka, nie ma młynków karpiowych i krótkich ucieczek na boki . Jest tylko opór masy mięśni i płetw które dążą za wszelką cenę by pozostać przy dnie  , tym razem jednak bezskutecznie . Po omacku założyłem latarkę na głowę , wyszedłem spod czaszy parasola, mżawka liznęła moją twarz . Sandacz cierpliwie murował do dna, ale po chwili poddał się i zaczął wychodzić ku powierzchni i ku brzegowi , już nie walczył, jego grube cielsko wyłożyło się na bok , stracił całkowicie możliwość obrony , odmówiły posłuszeństwa zmęczone muskuły. Po minucie był już w podbieraku w którym ledwo się mieścił. Zaświeciłem latarką w jego opalizujące oczy pełne złości i niemocy  , nie miał już siły walczyć , otwierał tylko wielką paszczę pełną psich zębów , brakowało mu życiodajnego tlenu . Całe szczęście dość łatwo udało się wydobyć długi hak ....


Na korytarzu domu strzepnąłem z siebie resztę deszczu i zdjąłem ciężkie spodnie i kurtkę, moje ciepłe kalosze . Słyszałem cicho grający telewizor w pokoju , poczułem ciepło domu . Kobiecy głos z salonu zapytał – jak było ? Nie zmarzłeś ?
Nie nie – naprawdę super było . Usiadłem przy kuchennym oknie , nalałem szklankę gorącej herbaty z cytryną . Popatrzyłem na persymony i po chwili już czułem w ustach smak tej jednej najdojrzalszej .....

Sandacz już zdążył ochłonąć , jego ciało nasyciło się tlenem w zimnej wodzie . Zapomniał o głodzie ,  podpłynął do swoich brzóz....
Pozdrawiam - Gienek

Offline FanFeeder

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 495
  • Reputacja: 34
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Mazowsze
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #1 dnia: 31.10.2017, 06:39 »
Brak słów, przepięknie napisane... :bravo:
"Ale w jednym i drugim przypadku musi mieć w sercu tą iskrę, ten żar który rozpala wyobraźnie i sprawia, że tęsknimy za kolejną wyprawą, za kolejnym sezonem. Sposób na życie, sposób myślenia: Ja, natura, ryba, pasja, wyzwanie, tajemnica."

Tench_fan

Offline Piker

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 558
  • Reputacja: 182
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #2 dnia: 31.10.2017, 06:42 »
Przeczytałem jednym tchem.. piękne :bravo: :bravo:
Uzależniony od wędkarstwa

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #3 dnia: 31.10.2017, 07:30 »
No, kolego Gienku ! :o :bravo: i zasłużony :thumbup:

Nie jestem zwolennikiem slangu młodzieżowego, niemniej, nieraz muszę przyznać, że za jego pomocą młodzi potrafią oddać sedno sprawy. I dlatego posłużę się tu słowem - PETARDA ! Dla mnie, Twoje wędkarskie opowiadanie,  to petarda. Poruszasz się po temacie z wdziękiem i lekkością, a jednocześnie z takim znawstwem wędkarskiego fachu, że nikt nie może mieć wątpliwości o autentyczności Twojego stosunku do przyrody,  w tym i rybek. Szacunek i zrozumienie jej przemian jest kwintesensją wędkarstwa, jak dla mnie. Wiem, że to nie dzieje się nagle, że często człowiek dojrzewa do przyjęcia takiej postawy, zwłaszcza pod wpływem kolejnych wypraw i w miarę wzrostu liczby godzin spędzonych nad wodą.
W Twoim wypadku, dochodzi jeszcze biegły warsztat pisarski. Wszystko to dało mi możliwość doświadczenia wspaniałych przeżyć estetycznych, za które Ci szczerze dziękuję i jeszcze raz gratuluję. Jesteś, Gienku, Gościu-wa ! :D

Offline e-MarioBros

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 898
  • Reputacja: 413
  • Lokalizacja: Jaworzno
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #4 dnia: 31.10.2017, 08:21 »
:bravo:

do tego musi być ;) podkład muzyczny, proponuję coś o podobnej nazwie... Persephone

;)

Offline Mati C

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 915
  • Reputacja: 68
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Irlandia
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #5 dnia: 31.10.2017, 08:33 »
Super do porannej kawy. :bravo: :thumbup:

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #6 dnia: 31.10.2017, 08:34 »
:bravo:

do tego musi być ;) podkład muzyczny, proponuję coś o podobnej nazwie... Persephone



 :D Mirku :bravo: Pomijając odpowiedni nastrój, to nawet materiał na sandaczowego koguta widać :D

Offline Jędrula

  • Robinson
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 4 749
  • Reputacja: 379
  • Lokalizacja: Wodzisław Śląski
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #7 dnia: 31.10.2017, 08:36 »
Pięknie :bravo: :thumbup:

Offline Tomnick

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 3 034
  • Reputacja: 103
  • Lokalizacja: Słupsk
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #8 dnia: 31.10.2017, 08:37 »
Piękne i wciągające :bravo:
Tomek

Offline kucus22

  • Robinson
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 783
  • Reputacja: 186
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Wodzisław Śląski
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #9 dnia: 31.10.2017, 09:13 »
Gieniek jak zwykle w formie :bravo: Z przyjemnością się czytało :thumbup:

Offline katmay

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 295
  • Reputacja: 562
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Łowicz
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #10 dnia: 31.10.2017, 09:32 »
Pięknie. Do kawy rano, jak i do lampki wina wieczorem.

Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka

Marcin

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 472
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #11 dnia: 31.10.2017, 09:34 »
Mistrz powrócił!

Gieniu, brak mi słów.
Tak, tak to możliwe. :) ;)
Zjawiskowe, fascynujące, magiczne, piękne i doskonałe.

Ps. Obowiązkowo :thumbup: dla Ciebie.
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 908
  • Reputacja: 185
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #12 dnia: 31.10.2017, 17:22 »
Piękne opowiadanie. Czytając, czułem jakbym tam był :bravo: :bravo: :bravo: :thumbup: :beer:
Zbyszek

Offline Syborg

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 10 021
  • Reputacja: 980
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ulubione metody: spinning
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #13 dnia: 31.10.2017, 18:13 »
Gratuluję kolejnego opowiadania. Kolejnego dobrego opowiadania. Klasa! :beer:
Jacek

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Czas Persymony
« Odpowiedź #14 dnia: 31.10.2017, 21:24 »
Dziękuję wszystkim za tak przychylne przyjęcie mojej pisaniny!
Niestety mam mało czasu i na ryby i na pisanie, pojawiły się nowe wyzwania w moim życiu. Ale jeśli się trafi jakaś bezsenna noc to coś jeszcze napiszę :)
Pozdrawiam - Gienek