W DPD pracował mój kolega, tyle, że pod Warszawą, to co opowiadał to się aż wierzyć nie chciało. Wędki, czy tabletu na pewno szkoda, ale leki o wartości kilkunastu i więcej tys. zł, często onkologiczne, które nawet na paczkach miały napisane jak je przechowywać, temperatury itp. potrafiły leżeć w rozgrzanej hali albo samochodzie, bo nie chciało się nosić do lodówek - przecież i tak zaraz wyjeżdża. To samo jedzenie, zwierzęta. Na zwracanie uwagi przełożonym był tekst, że chyba za mało roboty jest, skoro mają czas się rozglądać.
To stan na 2015 rok, teraz może jest już inaczej.