Chaotic, ja praktycznie ryb nie zabieram. W tamtym roku w sumie... z 5(?) zabrałem, dla dziecka. Ale naprawdę myślisz, że osoby, które wszystko zabijają zwracają uwagę, na jakieś zakazy? Przecież my teraz możemy brać, a nie bierzemy. Chodzi o zdroworozsądkowe argumenty, które na pewno trafią do betonu bardziej niż "nie wolno!". Wtedy reakcja jest następująca: "Jak to, qwa, mnie nie wolno? A za co ja płacę..." Ostatnio gadałem z jednym takim i narzekaliśmy, ile pieniędzy trzeba wydać, żeby połapać tu i tam i jeszcze gdzie indziej. No i usłyszałem: "dlatego trzeba łapać jak najwięcej, żeby się zwróciło". Tacy ludzie traktują wyjście na ryby jak zakupy.
Po prostu brak mi słów na takie zachowanie. Ale co my możemy? W oczach takich ludzi jesteśmy kretynami. Ale ponarzekać, że ryb nie ma... a, panie, kiedyś to się i po 10 kg lina dziennie łowiło... to oni są pierwsi.