Patrząc na wasze wypowiedzi, to wniosek można wysnuć taki, że najlepiej, żeby stowarzyszenia prowadziły po prostu a'la komercje. To jest dobry krok. Nie widzę nawet problemu w tym, by rozliczanie za złowioną rybę było podobne. Płacę za każdą złowioną rybę. Jeśli nie będzie to możliwe lub trudne do realizacji, to można wprowadzić opłatę dodatkową na zarybianie dla tych, którzy zabierają.
Ja sam jestem ciekaw tych stowarzyszeń strasznie, bo uważam, że model paraangielski jest strasznie ciekawy i korzystny.
Niestety najtrudniej zacząć. Wczoraj andrzejm podał mi przykład, który pokazuje jak trudno się stowarzyszyć. Zawsze jest łatwiej coś napisać/powiedzieć, niż zrobić.
Według mnie dobrym kierunkiem jest działalność kół wędkarskich przy PZW. Są przecież koła, które opiekują się danymi wodami. Oczywiście są też takie, co nie robią nic.
Może łatwiej założyć koło wędkarskie i wynegocjować przydział na jakaś wodę, by móc wziąć ja pod skrzydła? Lobbować w okręgu o wprowadzenie odpowiednich, lokalnych limitów połowu, lub nawet No Kill, jeśli członkowie koła byliby wszyscy za. Myślę, że organizacyjnie jest to łatwiejsze, problemem są władze okręgu. Każdy prezes jest inny i jednym może być banalnie łatwo, a innym nie uda się wcale.