ORGANIZACJE WĘDKARSKIE > Sposoby i pomysły na zmiany

Instytut Rybactwa Śródlądowego - czy naukowcy rozumieją wędkarzy?

(1/168) > >>

Luk:
Rozmowy o IRŚ powodowały małą burzę w kilku wątkach, i zazwyczaj miały charakter mocnej wymiany  zdań kilku forumowiczów, z których jeden jest pracownikiem tejże instytucji.

Sytuacja w Polsce jest dość dziwna. Praktycznie we wszystkich okręgach PZW zasobność wód określana przez wędkarzy zazwyczaj oscyluje od słabej do fatalnej. Frustracja łowiących jest ogromna, wydaje się, że z każdym rokiem przybywa niezadowolonych. W dziwny sposób, PZW, które działa w sposób 'partyjny', otrzymało jakby mandat od państwa i prezentuje wędkarzy w Polsce. Ich wody właśnie są w najgorszym stanie - wnioskować można więc, że wędkarze są przyczyną degradacji zbiorników wodnych. Jednak i wody spółek rybackich w wielu miejscowościach wcale nie oferują czegoś więcej, o rybę tam po prostu trudno.

Naukowe wsparcie 'rybactwa' lub działalności rybackiej w Polsce, pełni Instytut Rybactwa Śródlądowego im.S.Sakowicza w Olsztynie. Jest to instytucja państwowa, podlegająca pod Ministerstwo Rolnictwa. Jest to jednostka badawczo-rozwojowa, jednym z jej zadań jest współdziałanie z jednostkami administracyjnymi i gospodarczymi (Wikipedia).
Wstępne przeglądanie publikacji IRŚ (http://zs.infish.com.pl/) pozwoliło mi zauważyć, że pracownicy instytutu nie są zorientowani wcale dobrze w tym, jak wygląda polskie wędkarstwo i jakie są jego tendencje. Jest kilka prac odnośnie złap i wypuść itp. aczkolwiek temat jest dość słabo rozpoznany. Wiele rzeczy znajdujących się w pracach dotyczących  wędkarstwa pochodzi od brytyjskich ichtiologów, i na podstawie ich prac formułowane są pewne wnioski. Nawet pisze się o Izaaku Waltonie, co wydaje się trochę taką 'zapchajdziurą' - albowiem prekursor wędkarstwa i jego praca 'The Compleat Angler' (wydana trochę dawno - w 1653 roku) nie wnosi wiele do polskiej sytuacji nad wodą :D

Okazuje się więc, że IRŚ tak naprawdę niewiele wie o wędkarzach. Analizy rejestrów połowowych to jedno, jednak tendencje jakie cechują polskie wędkarstwo to już inna sprawa. Skoro wędkujących osób w Polsce jest około półtorej miliona, z czego połowa w miarę regularnie, to czy nie powinno się znać problemów wędkarstwa dość dobrze? Prac dotyczących spółek rybackich jest wiele, poświęconych ich wynikom, problemom etc., samego wędkarstwa prawie w ogóle. Jeżeli więc wędkarstwo jest formą rybactwa - to czy taka instytucja jak IRŚ nie powinna mieć o wiele lepszego rozeznania w tym jak ono wygląda? Podam prosty przykład - karpiarstwo. Jeden z najszybciej rozwijających się 'kierunków', gromadzi coraz większe rzesze łowiących. Karpiarze stosują zasadę 'złap i wypuść' i chcą po prostu łowić karpie - zwłaszcza te większe. W UK, skąd moda ta przywędrowała, łowisk karpiowych jest mnóstwo, ryba ta zaś jest praktycznie wszędzie, pomimo, że się nie rozmnaża. Wpływ karpia na zbiorniki jest znany, jego obecność w większej ilości działa niekorzystnie na inne gatunki i jest przyczyną zmiany charakteru danej wody (zanik roślinności na przykład - co utrudnia tarło innych gatunków). Tak więc nacisk na karpia w Polsce będzie coraz większy, warto więc umieć przewidzieć pewne kierunki.

Inną rzeczą jest samo zadowolenie wędkarzy. Mieszkając w takim kraju jak UK, widzę, że  nie narzeka się na sytuację wędkarską w ogóle, ryby po prostu są. Może są jakieś problemiki, ale w skali polskiej są one minimalne. W Polsce natomiast jest wielkie niezadowolenie - i to najwyraźniej pokazuje, że polski model korzystania z wód w ujęciu rybackim jest daleki od doskonałości. Brakuje ryb, wędkarze są rozgoryczeni... Sami rybacy nie mają wcale dobrze, i można powiedzieć, że egzystują, mając male zyski lub operując nawet ze stratami.

Oczywiście nie zamierzam winić za zaistniałą sytuację w Polsce IRŚ, ale sam komentarz Kotwica, który zarzucił nam, forumowiczom, to, że bierzemy ryby bez umiaru, chcemy, zadamy, i tak dalej wskazywał, ze nie ma on bladego pojęcia kim jesteśmy, co robimy i czego chcemy. A ja zakładam, ze sam Kotwic jest najlepiej zorientowanym w wędkarstwie pracownikiem instytutu... :D

Czy uważacie, że IRŚ wykonuje swoje zadanie dobrze? Czy nie macie podobnie jak ja wrażenia, że 'chłopaki' po prostu nie rozumieją  wędkarzy? Ja wywnioskowałem z wcześniejszych dyskusji, że trudno robić coś dla wędkarzy, skoro się ich nie rozumie. Oczywiście, był argument 'zlećcie nam badania' - ale czy to naprawdę jest rozwiązanie na to, aby łowiska były lepsze? Dla mnie 'leczenie' to nie tylko walka ze skutkami, to walka ze źródłem problemów, zapobieganie. Skoro więc nie zna się dobrze przyczyn, na dodatek nie ma rozeznania w nadchodzących 'modach' i trendach - tacy naukowcy IRŚ zawsze będą 'do tyłu'. Czy nie czas na to, aby IRŚ zaczął mocniej 'badać' wędkarstwo? Czy nie powinno to należeć do zadań statutowych instytutu?  Mam nadzieję, że nadzór Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie jest tutaj problemem...

Grendziu:
A ja myślę, że IRŚ i operaty robione przez naukowców są zależne ze sobą łącznie z RZGW tylko po co, patrząc oczami wędkarza?

Jeśli podzielimy wodę wg kategorii na: wody stojące  (stawy, jeziora w  prywatnych rekach z możliwością sprzedaży) i wody płynące (jeziora, rzeki, zbiorniki retencyjne itd)które należą do Państwa, bo nie można ich sprzedać, to tymi drugimi z automatu zarządza Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej.

RZGW ma obowiązek zgłosić daną wodę do przetargu i wydać go w dzierżawę, prawo pierwszeństwa dysponują aktualni dzierżawcy np. spółki rybackie, stowarzyszenia itd. Aby przedłużyć dzierżawę lub przystąpić do wydzierżawienia danego akwenu np. jeziora musimy przed przystąpieniem do przetargu wykonać operat w którym to zawarte będą informację w jaki sposób będziemy użytkować daną wodę, jak będą wyglądać odłowy, zarybienia itd. przez kolejne 10 lat - bez tego nie przystąpimy do przetargu, nawet jak przegramy to jesteśmy w plecy na starcie kilka tysięcy zł ( PARADOKS nr 1).

Dla urzędnika RZGW operat taki to świętość, pracownik RZGW musi być przy każdy zarybieniu aby sprawdzić czy czasami nie wpuścimy za dużo ryb lub takie które nie są zawarte w operacie (PARADOKS nr 2) - (jak można przewidzieć ile można wpuścić ryb do zbiornika x nie znając szczegółowo danych przed zarybieniem, nie badając presji wędkarskiej i rybackiej na jakiej podstawie są brane dane empiryczne akwenów?)

Po co jest PZW? Ano po to, że jeśli rybak nie weźmie danej wody czy jakieś stowarzyszenie wędkarskie lub inne to woda oddawana jest w opiekę danego okręgu PZW, który ma się daną wodą opiekować, jak się PZW opiekuję takimi wodami, doskonale wszyscy wiemy (PARADOKS nr3)

Wg aktualnych wytycznych musimy mieć tzw dość duże środki finansowe przy wydzierżawieniu wody, ponieważ RZGW robi blokadę środków za czynsz dzierżawny na koncie za cały okres trwania dzierżawy (10lat) (zamiast zarybić maksymalnie w pierwszym roku wodę już mamy strzał w stopę, bo bardzo duża kasa mimo, że jest nasza, to nie możemy jej ruszyć, obracać ją, pomnażać),RZGW jest decydentem czy może zerwać umowę dzierżawy z nami, czy też nie, oczywiście musi mieć do tego podstawę, RZGW także na dzierżawce może nałożyć karę. RZGW tak na prawdę  krzywdy rybakom nie zrobi, każdy patrzy na wszystko przez różowe okulary. Wędkarzy faktycznie wszyscy mają w pompie, bo od tego jest niby PZW, a wodach PZW poza rzekami typu Odra nie ma za bardzo ryb.

Luk zobacz powiązanie:

IRŚ-RZGW-Ichtiolog-PZW-Rybacy -Wędkarze/działacze w ramach PZW - to wszystko jest od siebie zależne, państwo w państwie, ręka rękę myje, ryb jest coraz mniej ale wszyscy i tak są zadowoleni bo każdy ma prace. Tak naprawdę stan wód czy jest rybny czy nie interesuję tylko rybaków, bo oni z czegoś muszą żyć.

Wędkarz jest tam osobnikiem zbędnym, przeszkadza, wiadomo, opłaca jakieś tam składki czy do PZW czy gospodarstwom rybackim, ale Ci drudzy niekoniecznie za wędkarzami przepadają, bo muszą ich jakoś pilnować, czasami jest tak, że jak ryba "idzie" na wędkę, to przy ogromnej presji wędkarskiej w kilkanaście dni można na wodzie zrobić niesamowite spustoszenie. Nie ma etycznych wędkarzy i rybaków (no kilka procent jest ale to za mało)

Moim skromnym zdaniem albo to wszystko należałoby .... bam, bam, bam :) i zbudować od nowa, albo jedynym wyjściem są stowarzyszenie wędkarskie, które będą opiekować się własnymi wodami. To drugie niestety jest bardzo trudne do zrealizowania a przede wszystkim do upilnowania, także mało rentowne dla przedsiębiorcy gdyby ktoś chciał zabawić się na wodach RZGW w łowiska specjalne typowo dla wędkarzy.

Odpowiadając na pytanie w tytule:
IRŚ nie będzie chciał rozumieć wędkarza, bo dla niego wędkarz jest szkodnikiem nie mniejszym niż kormoran, a reszta to mydlenie oczu.

grzesiek76:
" Wstępne przeglądanie publikacji IRŚ (http://zs.infish.com.pl/) pozwoliło mi zauważyć, że pracownicy instytutu nie są zorientowani wcale dobrze w tym, jak wygląda polskie wędkarstwo i jakie są jego tendencje. Jest kilka prac odnośnie złap i wypuść itp. aczkolwiek temat jest dość słabo rozpoznany.
 Nawet pisze się o Izaaku Waltonie, co wydaje się trochę taką 'zapchajdziurą' - albowiem prekursor wędkarstwa i jego praca 'The Compleat Angler' (wydana trochę dawno - w 1653 roku) nie wnosi wiele do polskiej sytuacji nad wodą :D"

Trochę to dziwne biorąc pod uwagę fakt, że PZW jest największym użytkownikiem wód śródlądowych w Polsce.
"Polski Związek Wędkarski gospodaruje na ponad 218 tys. ha wód. W stosunku do całego areału wód śródlądowych w kraju, w dyspozycji PZW jest około 45% ich powierzchni. PZW użytkuje 66% całej powierzchni wód płynących (rzeki), 84% powierzchni zbiorników zaporowych i 26% ogólnej powierzchni jezior."
( tekst ze strony www.pzw.org.pl )

Izaak Walton. Hehe. Przynajmniej wiemy że IRŚ docenia klasykę w najlepszym wydaniu :)
 

Luk:
Grendziu - pokazałeś bardzo słuszną zależność i paradoksy :D

Myślę, że w Polsce zbyt słabo bierze się pod uwagę ochronę środowiska 'wodnego' - chodzi mi o ryby. Instytucje które wymieniasz nie chcą wcale chronić ryb. System operatów rybackich i blokowanie pieniędzy to dość dziwna praktyka - w polskim wydaniu pustosząca wody. Wcale nie ma co zwalać wszystkiego na samych wędkarzy, bo sam system jest chory.
Ciekawi mnie czy nie powinno się myśleć o jakieś reformie tego systemu, i o możliwości robienia zarybień w innym układzie, również pewnymi gatunkami nadprogramowo, takimi jak lin czy karaś. Obawy o zdegradowanie wody w polskich realiach są już pozbawione sensu - bo wody są słabe już na starcie. Użytkownik wędkarski powinien właśnie otrzymać pomoc, aby móc dobrze zacząć. Może podczas przetargu powinno się właśnie brac pod uwagę 'ochronę środowiska'? Czyli jeżeli jest kilku startujących - to można kierować się znalezieniem najlepszego użytkownika, nie tego co oferuje więcej kasy, lecz daje lepsze warunki pod względem sposobu prowadzenia wody. Zamiast łupienia  w wydaniu rybackim lub wędkarskim a la PZW, możnaby promować dbanie o wodę, czyli górne wymiary ochronne, budowę pomostów etc. Miejscowy samorząd tez mógłby miec cos do powiedzenia w tej sprawie - bo często dzierżawa wody oznacza brak jakichkolwiek korzyści dla gminy...

Jeżeli chodzi tu o IRŚ, to dobrze byłoby móc korzystac z jakiś opracowań, które pozwalały by na robienie 'programu' dla danych zbiorników. Na przykład opróćz zarybień minimalnych, powinno się opiniować wnioski o dodatkowe zarybienia. W takim wypadku możnaby uzyskać zgodę w ciągu miesiąca, dwóch, na dodatkowe wprowadzenie ryby - ponieważ wędkarze odłowili sporo (ryby brały na przykład). W ten sposób można by dbać o równy poziom łowisk. Obecny system to napełnianie - i opróżnianie, napełnianie - i opróżnianie, rok po roku. Wody na jesień są już znacznie mniej ciekawe niż wiosną. Jeżeli dany uzytkownik wykazałby niezadowalające wyniki odłowów - powinien móc dokonać zarybień dodatkowych. Restrykcje powinny obejmować gatunki takie jak karp czy amur, tu powinno się sprawdzać dokładnie co i jak...
Na pewno jakoś tak robią to Czesi, gdyż ryb u nich nie brakuje. Może gdyby łowiska stały się bardziej rybne, ludzie zaczęliby brać mniej?

Zauważcie, że Kotwic nie pokazał nam żadnego z rozwiązań alternatywnych. Stwierdził, że winni są wędkarze - i to wszystko. A tutaj przecież wystarczy pomyśleć - bo skoro kasa na zarybienia jest, a brakuje ryb w wodzie- to dlaczego nie zarybiać więcej? WTF? Przecież to strasznie logiczne. Skoro teraz woda dzierżawiona jest jałowa, to jak zaszkodzić mogą duże zarybienia (nie mówię o karpiu czy amurach - te należy odpowiednio 'dawkować)? Czy nie lepiej mieć problem w postaci zbyt rybnych wód? ;D

Kotwic:
Tradycyjnie negatywne podejście do działalności IRŚ. Potoki roszczeń, morze pretensji, rzeka zarzutów. ;D ;D
Chyba stratą czasu byłoby tłumaczenie jak firma działa i co robi.
Może "obrazki" mniej zabolą, gdy się chętni do oglądania znajdą. :)

http://www.infish.com.pl/video/%C5%BCycie-jezior
http://www.infish.com.pl/video/rybacy-z-krainy-jezior

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej