Sezon sandaczowy rozpoczęty - dwa sandacze (i jeden szczupak). Sandacz i szczupak na zestaw castingowy, drugi sandacz na klasyczny spinning. To nic, że sandacze miały po 40 cm, ważne, że tam są. Wszystko mnie boli, ale było warto, bo jedna z pań, które spędzały czas z rodzinami nad wodą, mało że chodziła w staniku z jednym ramiączkiem opuszczonym z ramienia, to przypomniała mi starą ludową piosenkę pod wiele mówiącym tytułem "Dałabym ci dała". Później przyjechała kolejna pani, z trzema pekińczykami, więc nie muszę tłumaczyć, że jatka była jak w Gorączce z Alem Pacino i Robertem De Niro. Zwinąłem się, gdy zaczęli robić sobie drinki. Pewności nie mam, ale wnioskuję po całokształcie, że drinki były z plastrami cebuli, po szlachecku. Gdyby pierwszy czerwca nie wypadał w sobotę, siedziałbym w domu, pokornie przeczekując najazd sobotnio-niedzielnej szarańczy. Jeśli w sobotę czy niedzielę na ryby, to tylko w dzicz. Gdzie nikt nie chce mi niczego dać.