Rok obecny - chyba już skończyłem - był gorszy niż poprzedni.
Tylko wody PZW i inne "dzikie".
39 razy nad wodą (233,5 godziny), z czego 17 x blank.
Odkąd wiosną na Odrze, w "moim" odcinku coś wytruło masę ryb, odtąd w zasadzie, nie połowiłem za dobrze.
Wyjątek był jesienią, kiedy to nałowiłem płoci, wzdręg i podobnej maści ryb na przeływankę. Dwa wypady po 35-40 szt wyjetych i wiele niezaciętych. Łapa bolała.
Na PZW no-kill, na metodę 30+ szt linów, ale niewielkich (20-30 cm), kilkanaście karpi o średniej wadze 3-3,5 kg, plus karasie i inne białoryby. Reszta łowienia to żenada typu jazgarze, okonki, krąpiki, płocie.
Na dokładkę około 1-1,5 miesiąca temu, jakiś zakład chemiczny w górnym biegu Odry spuścił kolejną partię syfu do rzeki.
Prawie we wszystkich "pewniackich" miejscówkach zasilanych wodami Odry, brań tyle co kot napłakał. Wiele było sytuacji gdy dziś ta sama rozrobiona zanęta i przynęta na Odrze nie dawała ryb, a dnia następnego na zbiorniku niezasilanym Odrą bolała ręka od połowów.
Jedno za czym nie tęsknię, to letnia plaga komarów.
PS. O ile zdrowie nie zniweczy planów, to przyszły sezon zacznę w styczniu od łażenia za pstrągami/trociami/zimnymi kleniami.