Spójrz na to logicznie. Żeby wybrali Ciebie, mnie, kogoś młodego lub młodszego to muszą Cie znać. To, że wybierają tych dziadków to nie jest też wynik jakiegoś cichego układu lub też macek przestępczej ośmiornicy PZW. Po prostu Ci ludzie, od wielu wielu lat siedzą w tych rybaczówkach, spędzają tam większośc swojego wolnego, emeryckiego czasu. Co się z tym wiąże, po pierwsze, są rozpoznawalni. Dwa - robią dobrze większości czyli prowadzą cały czas nudną, monotonną politykę zarybieniową na łowiskach należących do swoich kół. Ci ludzie są wybierani przez wędkarzy z koła. Skoro tak się dzieje to jednak muszą większości odpowiadać. Trzeba też wiąć pod uwagę jedną kwestię - taka działalność, niezależnie już od sukcesów czy porażek wymaga poświęcenia wolnego czasu. Mimo, że chciałbym wiele zmienić i uważam, że władze np. mojego koła wędkarskiego są porażką i nie zgadzam się w większości z ich działaniami to jednak jestem świadom, że sam nie dał bym rady. Pracuję, mam rodzinę, obowiązki, hobby - raczej nie dał bym rady pogodzić tego z prezesowaniem w kole lub pełnieniem innej funkcji. Myślę, jak wielu z nas. To też jest z pewnością jakiś powód, że średnia wieku w zarządach oscyluje na poziomie 60 a nawet 70 lat. Nie czepiam się, bo sam uważam, że to źle - nie ze względu na ich wiek, bo szanuję osoby starsze, ale po prostu ze względu na to, że prezentują już przestarzałe poglądy a ich wizja rozwoju wędkarstwa po prostu nie istnieje. Ale jestem też świadom, że rzucić kamień jest prosto. Problem pojawia się, kiedy ten kamień trzeba podnieść i z niego coś zbudować. Dlatego w tej kwestii staram się być obiektywny.