Zastanawia też od dawna dlaczego Czesi będący akurat blisko nie muszą zeżreć zabić wszystkiego co się rusza a tutaj jest jak jest ?
To ciekawe. Rozmawiałem z jednym Czechem, i on mi wyjaśnił, że jak on chce zjeść rybę, to sobie jedną złowi i zabierze, na przykład szczupaka lub karpia. Dla niego lodówką jest jego lokalna woda, która ma wielki potencjał. U nas mamy do czynienia z amokiem, niczym stado płoci w chmurze zanęty
Wędkarze chcą zabrać jak najwięcej, aby zdążyć przed innymi. Do tego jest jeszcze przekonanie, że 'nie może się nic zmarnować' - jest to mentalność lisa w kurniku (co wydusi wszystkie kury). To świadczy fatalnie o świadomości takich ludzi, bo traktują oni ryby jak coś, co jest zawsze i wszędzie. Jak się jednak wybije stada tarłowe, to co ma się rozmnażać?
Wiele tutaj ma też do powiedzenia brak lobby rybackiego w Czechach. U nich nie ma artystów, mieniących się naukowcami, którzy uznają wędkarza za rybaka z wędką, zaś wody naturalne zamieniają w stawy hodowlane, produkujące ryby w wymiarze handlowym, pod szyldem zrównoważonej i racjonalnej gospodarki rybackiej. Dlatego u nas rybakoznawcy tak walczą z wypuszczaniem ryb, gdyż wtedy wypadamy z ogólnego pojęcia jako rybak z wędką. Jak pisał selektor, nie ma u nas prawnego pojęcia wędkarza co wypuszcza. Połów wędką wg naszego prawa zakłada zabranie połowu