Cały czas do przodu, ciągle przekraczam granice
Dziś zaliczyłem najkrótszy wypad na ryby w karierze. Gdy zaparkowałem samochód nad wodą, na szybie pojawiło się kilka kropel deszczu, nic groźnego. Słaby wiaterek delikatnie marszczył powierzchnię jeziora, pięknie. Wskoczyłem w spodniobuty, ubrałem kurtkę (bo zapomniałem bluzy), zmontowałem jeden zestaw i wszedłem do wody. Oddając pierwszy rzut, zastanawiałem się, czy się zmieni pogoda, czy nie zmieni. Przy drugim już wiedziałem, że się zmieni. Przy trzecim zastanawiałem się, czy przeczekać niepogodę w krzakach, czy też w samochodzie. Czwartego rzutu żałowałem, bo zdejmując kurtkę i spodniobuty (nowy rekord pit stopu!), zmokłem jak cholera. Cztery rzuty i do domu. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że nic nie złowiłem.