Na obrazku na dole pokazałem niezgrabnie jak zbroję haczyk w rosówki (zawsze dwie) na rzekę oraz z zamiarem złowienia konkretnej ryby na wodzie stojącej.
W ub. roku na komercji ryby zupełnie "nie żyły". Kolega zanęcił z dodatkiem pokrojonych rosówek i mając 1/5 rosówki na haku zaliczył kilkanaście sztuk karpi. Wniosek? Na wszelki wypadek zawsze należy przy sobie posiadać alternatywne zanęty/przynęty.
Odnośnie stosowania. Rosówka i ziemniak to były kiedyś podstawowe przynęty. Zaawansowani stosowali "mamałygę" czyli gotowaną kaszkę kukurydzianą zmieszaną z miękiszem chleba pieczonego w domu.
Teraz nieco humoru. Autentyk - sam byłem świadkiem.
Jeden łowi a drugi obok nie i się zaczyna.
Na co ci tak biorą?
Na rosówę
No, q...a ja też rosówa i nic. Co z nią robisz?
Faszeruję serkiem topionym.
Jaaaakkk?
Strzykawką.
Mija chyba z tydzień i znowu ten sam skład na rybach.
Coś mi żeś p....ł z tymi rosówkami.
Jaaa? Coś ty?
No bo próbowałem nabijać serkiem i mi wszystkie pękają.......
Ciąg dalszy:
- a czy owinąłeś haczyk czarną nitką?
Leżeliśmy w trawie łapiąc powietrze przy "takich gadkach". Do dzisiaj ryczę jak sobie przypomnę.
Tak nawiasem to zamieniłem z tym gościem stary bambus na teleskop robiony wtedy w świdniku z materiałów, z których śmigła helikopterów kleili (teleskop w sklepie jak był to kosztował kilka wypłat miesięcznych). Po prostu złowiłem przy gościu 2 karpie i bambus "był szczęśliwy" więc "wartował każdych piniędzy" i był nie do odpuszczenia.
Echchchch... wspomnienia.
Ziemniak na karpia musiał być z 3-go rządka od miedzy zaś żaba na suma koniecznie kostropata i uciekać przed złapaniem na wschód.