Zarybienia były by bardziej efektywne gdyby zarybiali normalnej wielkości rybami a nie rozmiarem akwariowym.
NIe do końca się z tym zgodzę. Chodzi o rachunek ekonomiczny. Szczupaka trudno hodować aby był większy, i takie zarybienia są dużo droższe. Najlepiej byłoby w ogóle wpuścić wymiarowe zębate w odpowiedniej ilości
Skuteczność zarybień musi się mieścić w ramach opłacalności i możliwości produkcji takiego narybku. Szczupak to nie karp czy jaź, który to narybek można karmić pelletem czy zbożem, to drapieżnik, który jest kanibalem, i przy jego koncentracji będzie pożerał się wzajemnie.
Co do samego szczupaka to wg mnie zbyt mało uwagi poświęca się metodologii zarybień. Z jakiegoś powodu wielu wędkarzy uważa, że zarybienia narybkiem wiosennym są kiepskie, jednak jaką mamy pewność, że przeprowadzono je zgodnie ze sztuką? Im lepiej rozprowadzi się narybek, tym lepiej się przyjmie. Co innego pieprznąć wszystko w kilku miejscach, robiąc stołówkę drapieżnikom, zwłaszcza ptasim. A jak zarybiać? No właśnie, niech mi ktoś powie jak? PZW ma masę ichtiologów, do tego Radę Naukową PZW, a nie ma żadnego poradnika jak prowadzić wody, jak zarybiać, jak rozpoznawać choroby i jak sobie z tym radzić. Jakby komuś zależało, aby wędkarze zbytnio nie interesowali się czym, jak i w jakiej ilości się zarybia, czyli aby nie patrzeć okręgom na ręce.
Czy trzeba tyle zarybiać? Oczywiście, że nie, lepiej postawić na naturalne tarło, co nie kosztuje praktycznie nic. Szczupak musi mieć o wiele większą ochronę niż ma dotychczas, tak, aby odbudować jego populację. Jeśli będzie go sporo, naturalne tarło będzie tylko wielokrotnie mocniejsze. A my dochodzimy do sytuacji, gdzie w wodzie pływają niedobitki. W kilka tygodni maja znika masa szczupaka z polskich wód i nie ma co potem regulować liczebności białej ryby, wzdręgi, leszcza i krąpia szczególnie. To znaczy jest, kormoran, któremu w ten sposób robi się miejsce. Taki jest koszt sprzyjania rybakom i tym, którzy muszą rybę zabrać - zdegradowane wody.
I bardzo ważna rzecz. Zarybienia zostały wprowadzone ponad 35 lat temu, kiedy polskie wody kipiały wręcz od ryb. Więc było to od początku uznawane za uzupełnienie gospodarki wodami a nie jej podstawę, bo były wciąż spore stada tarłowe. Ale one wyparowały, wody zdegradowano, pojawiły się spore ilości kormorana, ocieplanie klimatu też nie sprzyja. DLatego trzeba czegoś więcej niż zarybień aby było normalnie. I to jest właśnie paradoks, że wędkarze tego nie rozumieją i chcą działań, które nie przyniosą poprawy a wręcz pogorszą sytuację. A potem Polskie Wody mogą kupować ich populizmem, obiecując zarybienia (za 5 mln), tanią składkę i powszechny dostęp do wód. Trzy rzeczy które dobiją nasze zbiorniki a nie im pomogą. Szkoda, że nie myślimy perspektywicznie