Prosta historia. Polskie wody zostały odrybione według pewnego schematu. Od połowy lat 90 mniej więcej nastąpił straszny spadek 'rybności'. Mam na myśli obecność dużych sztuk, nie biomasę ryb. Jeżeli przyłożyć to do otwarcia się polskiego rynku na zachód, i wprowadzaniu nowoczesnym technik wędkarskich, nowoczesnego sprzętu wędkarskiego - to okazuje się, że wody te prędzej lub później zostały wyjałowione. Operat rybacki i zarybienia były określone źle, nie mogły one wypełnić luki, jaka pozostawała po zabranych rybach.
Teraz kolejna rzecz Kotwic. W Polsce od początka lat 90tych zaczęto budować oczyszczalnie ścieków i na wielką skalę kanalizować wsie, miasteczka i skrajne obszary większych miast. Zbudowano kilkaset oczyszczalni, które zazwyczaj wprowadzają ścieki oczyszczone do odbiorników rzecznych. Jeżeli iść tutaj drogą którą poruszacie w swoich pracach, to jakoś pomija się fakt, że na Tamizie i Renie, które uznawane były za wody bezklasowe, po wprowadzeniu odpowiednich działąń i znaczącej poprawie jakości wody, ilość gatunków występujących w rzekach tych wzrosła. W Polsce natomiast ryb ubyło, co ciekawe spotkałem się wręcz z twierdzeniem, że brak działającego kolektora w Warszawie spowodował znaczne zmniejszenie się populacji płoci i leszcza.
Katastrofy ekologiczne i śnięcia ryb były w latach 80tych na porządku dziennym, mieszkałem nad Odrą i wiem coś o tym, na takich zbiornikach jak Turawa czy lokalnych starorzeczach tez było pełno śniętych ryb. Teraz jest to marginalne zjawisko.
To tylko pokazuje, że wzrost skuteczności wędkarstwa, w połączeniu ze zbyt małymi zarybieniami (niekoniecznie jest to wina operatów - na porządku dziennym były oszustwa przy zarybieniach, często istniały one tylko na papierze) i z kłusownictwem (które również było coraz skuteczniejsze) odpowiada za obniżanie się ilości większych ryb w łowiskach. Brak kontroli nad wodą, kulawy RAPR, to wszystko razem sprawia, że ryb jest coraz mniej. Na dodatek nie robi się nic aby to zatrzymać, a wędkarstwo z roku na rok jest coraz skuteczniejsze - teraz na przykład wchodzi Metoda, która wielu rybom po prostu nie da szans.
A co do czystych wód - to ryb tam nie ma, bo są łatwiejsze do złowienia. Rozmawiałęm z wędkarzem w Augustowie, nad jednym z czystych bardzo jezior, rozmawiałem z kilkoma nad innym bardzo czystym jeziorem niedaleko Olsztyna. Takie wody znów są idealne dla kłusowników, dla wędkarzy również. Ryby widać, mozna je namierzyć 'wzrokowo', wiadomo gdzie postawić sieć, łatwiej kłusuje się ościeniem. Wody są dobrze natlenione a ryb mimo to nie ma.
Jak dla mnie - to ryby sa tylko na niektórych odcinkach rzek - co się daje wytłumaczyć prostym faktem, że ludzie jeść ich nie chcą, bo 'śmierdzą'. Są też na zaporówkach, tam wędkarzom jest trudniej łowić, łatwiej o kontrole, z racji specyfiki linii brzegowej -chyba dlatego. Na wodach PZW jednak panuje ogólne bezrybie - co widać na podstawie łowionych na forum linów i ich wielkości. Niestety również polski Bałtyk to obraz nędzy i rozpaczy, w porównaniu do innych wód straszliwie przełowiony. Wystarczy zobaczyć co się dzieje jak śledź spływa na tarło, ludzie wpadają w amok i łowią, stojąc jeden przy drugim.
Dlatego właśnie wędkarze w głównym stopniu odpowiadają za zaistniałą sytuację, ale nie do końca jest to ich wina - gdyż brakuje przepisów regulujących nadmierne odłowy. Jeżeli zwykły wędkarz nie rozumie po co jest rejestr to znaczy to, że jest źle. Z drugiej strony jeżeli analizuje się takie rejestry i nie wpływa na PZW aby rzetelnie je wypełniało, jest to znakiem tego, że państwo działa źle. PZW po nałożeniu kary na jeden lub drugi okręg szybko nauczyłoby się co można a co nie. To jest niestety Polska, jeżeli będzie jakaś dziura prawna, zaraz ją się będzie wykorzystywać.