Powoli gromadzę potrzebny sprzęt i dużo czytam. Na razie ze względu na pogodę zdołałem jedynie zrobić szybki rzut oka do uli i interwencyjnie podałem ciasto, aby uzupełnić braki pokarmowe.
Zrobiłem w tym tygodniu porządek obok i przygotowałem teren 20x60m do posiania mieszanki kwiatów miododajnych. W poniedziałek pozbywam się warstwy wierzchniej i sieję pożytki.
A pszczoły wykorzystują każde słońce jakie wygląda zza chmur i noszą pyłek do uli.
Najważniejsze, że nawiązałem kontakt i pszczelarzem od którego na rynku kupowałem miód i pierwszy przegląd rodzin z prawdziwego zdarzenia zrobimy razem. Jak pogoda pozwoli, to jak najszybciej. Ciągle są przymrozki, a jak jest ciepło to pada.
Najlepsze jest to, że nie wyobrażałem siebie jak znajdę na to czas. Nawet nie miałem kiedy pojechać na ryby, nie mówiąc już o tym, aby opłacić składki.
Czemu w ogóle się za to zabrałem? Od lat nie widziałem pszczoły w okolicy. Łąki i nieużytki w okolicy zaczynają zanikać. Znikają kwiaty ustępując miejsce trawie.
Nie zamierzam na tym zarabiać. Pewnie się to z czasem rozwinie, ale puki co traktuje to jako dodatkowe hobby i pewną odpowiedzialność. Dodatkowe 4 rodziny przyjadą do mnie w przyszłym tygodniu, ponieważ żony wujek zmarł i nie miał się kto ulami zająć. Tak wiec witaj przygodo.
Ps. Dziś spędziłem ponad pół godziny siedząc przed ulami i obserwując jak wylatują i wlatują do uli, a one latały wokół mnie. Ewcia twierdzi, że jestem wariat, bo wypadło by chociaż kapelusz założyć, ale myślę, że rozumiem.