Miwol - nie zgadzam się. U mnie, gdy przychodzi czas, to zajmuje mi to góra 40 minut, licząc operacje logistyczne na linii piwnica-parking-piwnica. I podejrzewam, że wcale dłużej mi to nie zajmuje jak Tobie, licząc czas od kiedy wyjeżdżasz z domu, jedziesz na umówiony wcześniej termin, czekasz na przekładkę kół i wracasz do domu. A to, czy ciężko czy lekko zmienia się koła - kwestia odpowiedniego zadbania o powierzchnię styku piasty i felgi. Kolejną sprawą jest to, jak "mocno" dokręcamy koło. Nie ma się co dziwić, że jest problem z odkręceniem, zdjęciem koła, gdy wcześniej koło "ganem" dokręcał wulkanizator. Dla mnie to pomyłka. Zawsze dokręcam na siłę ręki. Nie skaczę po kluczu, nie używam przedłużek (chyba, że w ciężarówce - ale to osobna kwestia) - po prostu siła ręki i koło nie ma prawa się odkręcić. Tu jest klucz do sukcesu. Jeśli ktoś ten temat traktuje po macoszemu, to później są problemy. Jeśli takowym można zaradzić - dlaczego tego nie zrobić. Z innej strony - też wzywacie "gumiarza" do wymiany koła w przypadku awarii? Poza tym nie lubię być zdany na kogoś - przychodzi niespodziewanie zima (a tak zawsze bywa, że zostajemy z letnimi kołami/oponami) i na gwałt szukać zakładu wulkanizacyjnego? Czekać, tracić czas na znalezienie wolnego terminu? Nie, to nie dla mnie. Mam tą komfortową sytuację, że nawet jeśli spadnie śnieg - sam sobie poradzę.
Owszem, ktoś teraz może podnieść argument - przecież marudziłeś, że dziś to tyle trwało. Tak, ma rację. Z tym, że gdy już są kupione i założone zimowe/letnie opony na felgi to już to jest z górki. Kwestia wspomnianych 40 minut (przy naprawdę żółwim tempie).
Abstrahując od tego - gdybym tak z trasy zadzwonił do moich mechaników i powiedział, że mam kapcia, żeby przyjechali i wymienili mi koło - najzwyczajniej w świecie wyśmialiby mnie.